27 grudnia 2012

1. Lądowanie w Madrycie


Madryt, jedno z najpiękniejszych miast Europy. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to, że tu byłam. Całkowicie zdezorientowana poruszałam się po wielkim Barajas w poszukiwaniu miejsca w którym mogłabym spokojnie zaczekać na brata, który miał mnie odebrać. Stawałam stopę za stopą przeciskając się przez wielkie tłumy i dźwigając dwie ciężkie torby. Aśka ubzdurała sobie, że walizka na kółkach będzie jej potrzebna, więc nie mogłam jej wziąć. Wspominałam już jak bardzo jej nienawidzę?
Usiadłam na ławce gdzieś w głębi budynku, gdzie ludzi było już odrobinę mniej, bo porozchodzili się do wyjść. Wolałam nawet nie myśleć co by było gdybym jednak przyjechała w weekend tuż przed świętami, skoro już teraz ledwo można było znaleźć wolną przestrzeń na postawienie nogi. Zadzwoniłam do brata, żeby dać mu znać, że wylądowałam cała i zdrowa, i powiedzieć gdzie na niego czekam. Chwilę musiałam poczekać, aż Dawid mnie znajdzie w tym tłumie, ale od dźwigania toreb tak mnie wszystko bolało, że nie miałam nic przeciwko. Mogłabym cały dzień przesiedzieć na tej ławce, byłam tak zmęczona, że wygoda nie grała żadnej roli. Mimo wszystko poczułam ulgę kiedy wśród tej plątaniny różnych języków usłyszałam swoje imię:
-Diana!
Odwróciłam głowę w tamtą stronę i od razu zauważyłam Dawida, który zmierzał w moją stronę. Włosów nie ścinał chyba od czasu naszego ostatniego spotkania, a oprócz tego - nabrał trochę ciała. Zawsze był bardzo wysoki i chudy, ale chyba wybrał się w końcu na siłownię, tak jak mu doradzałam. Poszło mu to na dobre i w końcu wyglądał jak facet, a nie wieszak na ubrania.
-Dawid!- podbiegłam do brata i mocno go uściskałam. - Jak ja się za tobą stęskniłam...
Rozczochrał mi włosy, które po czterech godzinach w samolocie i tak były już w wystarczająco opłakanym stanie.
-Wiedziałem, że lepiej będzie jeśli wezmę sobie kogoś do pomocy. - spojrzał wymownie na moje walizki. - Poznaj mojego kumpla Antonio. - wskazał na chłopaka, który stał trochę za nami. Dopiero teraz go zauważyłam.
-Cześć, jestem Diana. - przywitałam się podając mu dłoń.
-Antonio. - uścisnął ją i szeroko się uśmiechnął.
-Wiesz... ja cały czas dźwigałam te walizki sama... - zwróciłam się do brata. - Nie potrzebowałam nikogo do pomocy.
-Tak? To proszę, jak jesteś taka mądra. - podał mi torbę.
Antonio przyglądał nam się z rozbawieniem nie rozumiejąc ani słowa z naszej rozmowy.
-Wiesz... rób jak uważasz. - uśmiechnęłam się.
Chłopcy zabrali po jednej z moich walizek, a ja zostałam jedynie z plecakiem, ale było mi to na rękę, bo nie miałam siły dźwigać żadnej z nich. Nawet tej lżejszej.
Wyszliśmy na zapełniony parking. Przyzwyczaiłam się do ciepłej temperatury panującej wewnątrz budynku, więc gdy znaleźliśmy się na zewnątrz poczułam nieprzyjemny chłód. Nie spodziewałam się, że pogoda w Madrycie niczym nie różni się od tej w Krakowie. Ośnieżone chodniki i drogi... byłam zaskoczona, ale oczywiście pozytywnie. Nie wyobrażałam sobie świąt bez śniegu.
-Jak podróż? - spytał Dawid.
-Znośna. Poza tym, że musiałam wstać przed siódmą. - ziewnęłam, zasłaniając buzię ręką.
-U taty w porządku?
-W porządku. - odparłam.
-A Aśka? Denerwowała cię?
-Jeszcze pytasz! Wyłącz ten serial. Wieczorynka leci. - naśladowałam głos macochy. - Ścisz tą muzykę, bo Adrianowi się nie podoba. Cieszę się, że nie muszę z nią spędzać świąt. - odetchnęłam z ulgą, a Dawid zaczął się ze mnie śmiać.
-Ciekawe czy byś się tak śmiał, gdybyś musiał znosić to na co dzień.
-To moje auto. - zignorował moje słowa wskazując na mały samochód, którego marki nie rozpoznałam. - Trochę małe, ale wydałem na nie prawie wszystkie swoje życiowe oszczędności.
-Małe jest piękne. - zaśmiałam się.
Nie powiedziałabym tego gdybym wiedziała, że dwie walizki nie zmieszczą się do bagażnika i z jedną będę musiała cisnąć się na tylnym siedzeniu. Było to dość niewygodne, ale i tak nie zepsuło mojego dobrego humoru.
Dawid rozmawiał o czymś z Antonio, a ja z przerażeniem stwierdziłam, że nie potrafiłabym włączyć się do tej rozmowy. Za sprawą mamy, hiszpańskiego uczyłam się od przedszkola i bardzo dużo rozumiałam, ale teraz tak zżerał mnie stres, że kompletnie nie wiedziałam co miałabym odpowiadać, gdyby Antonio mówił do mnie. Chyba powinnam się trochę wyluzować...
-Ziemia do Diany! - usłyszałam Dawida.
-Tak? - oderwałam wzrok od szyby samochodowej.
-Antonio pyta jak długo tu będziesz. - oznajmił. - Myślałem, że już wyrosłaś z tego, że wszystko mam za ciebie mówić ja.
-Przepraszam. Nie zrozumiałam. - wytłumaczyłam się. - Będę tu prawie do końca stycznia. Następnym razem jak będziesz mówić do mnie to mów wolniej. - zaśmiałam się. - Muszę się trochę przyzwyczaić do tego języka.
-Dobrze. Następnym razem będę mówił wolniej. - odpowiedział w żółwim tempie, śmiejąc się.
Odetchnęłam z ulgą, bo udało mi się wypowiedzieć kilka zdań po hiszpańsku, tak żeby rodzony Hiszpan je zrozumiał. Następnego razu już nie było i przez całą drogę chłopcy rozmawiali tylko między sobą, a ja patrzałam przez szybę na ludzi, których mijaliśmy. Byłam zachwycona. Mimo że obserwowałam to wszystko przez szybę w samochodzie, od razu wyczułam tu inną atmosferę niż w Polsce. Nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła przespacerować się po ulicach Madrytu. Najpierw jednak chciałam zobaczyć się z mamą i siostrą, które ostatnio widziałam w wakacje i obejrzeć dom, w którym miałam mieszkać.
Po dwudziestu minutach jazdy w końcu zatrzymaliśmy się w cichej okolicy przy dosyć dużym domu.
-Tu będziesz mieszkać przez najbliższe dwa miesiące. - oznajmił Dawid.
Wysiadając z samochodu rozejrzałam się po ulicy, przy której miałam mieszkać. Okolica była bardzo ładna i spokojna, każdy dom wyglądał na niej inaczej. Były mniejsze, ale eleganckie, niektóre lekko podniszczone lub jeszcze w surowym stanie, a ja miałam mieszkać w jednym z tych większych i ładniejszych, przynajmniej z zewnątrz. Ściany koloru bardzo jasnego różu, prawie białe kontrastowały z ciemnym dachem. Ogrodzenie stanowił biały murek, połączony z brązowym płotkiem, a w całości było odrobinę niższe ode mnie.
-Jak ci się podoba? - spytał Dawid wyciągając walizkę, którą zostawiłam na tylnym siedzeniu.
-Bardzo ładny. - powiedziałam zachwycona.
Antonio wyciągnął z bagażnika moją drugą walizkę.
Na teren posiadłości weszliśmy przez furtkę, od której ciągnął się chodnik prowadzący aż do drzwi wejściowych. Kiedy przechodziliśmy przez podwórze zauważyłam w jednym z okien Amelkę. Siostra mi pomachała po czym zeskoczyła z parapetu, na którym siedziała i za chwilę wybiegła na podwórko wskakując mi w ramiona. Podniosłam ją i ze dwa razy obróciłam się wokół własnej osi. Tak się cieszyłam, że w końcu ją widzę.
-Czemu wcześniej nie przyjechałaś?- spytała z wyrzutem.
-Chciałabym. - zaśmiałam się – Ale mam szkołę, a i tak opuszczę wystarczająco dużo lekcji. Chodź do środka, bo jest zimno, a ty nie założyłaś kurtki.
Powędrowałyśmy za chłopcami do domu.
-Mamy ją! - krzyknął Dawid zaraz po wejściu do holu.
Przy drzwiach w przedsionku były haczyki, na jednym z nich powiesiłam swój płaszcz, a buty włożyłam do szafki, która była na to przeznaczona. Przeszłam za resztą do przestronnego holu. Po prawej było wejście do salonu, który był połączony z kuchnią i jadalnią, a na wprost – schody prowadzące na piętro, obok których, na dole znajdowało się przejście do małego przedpokoju, w którym były wejścia do łazienki mamy i Santiago oraz ich sypialni. Tak mi to mniej więcej przedstawił Dawid, po czym razem z Antonio udali się przed telewizor.
-Dianka! - usłyszałam w końcu dobiegający z góry głos mamy, a po chwili zobaczyłam ją zbiegającą ze schodów, żeby mnie uściskać. - Przepraszam, że nie odebrałam cię z lotniska, ale dosłownie przed chwilą wróciłam z pracy.
Moja mama, Izabela Florek, dobrze wyglądająca jak na swój wiek brunetka. Miała sympatyczny uśmiech, a wszyscy którzy ją znali mówili, że nie da jej się nie lubić.
-Nic się nie stało. - powiedziałam. - Poćwiczyłam trochę hiszpański.
-Manuela przed chwilą wyszła gdzieś z koleżanką. - oznajmiła mama. - Szkoda, bo bardzo czekała na twój przyjazd.
-To zobaczę się z nią później. - uśmiechnęłam się.
-Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Zostaw tą walizkę. - powiedziała widząc, że chcę podnieść jeden ze swoich bagaży. - Chłopcy później ci je przyniosą.
Weszłam z mamą po schodach na piętro.
-Co słychać u taty?
-W porządku. - odparłam. - Dużo czasu spędza na tych głupich wyjazdach, więc muszę znosić towarzystwo Adriana i Asi.
Mama się zaśmiała. Nie lubiła tej kobiety tak samo jak ja, wiedziałam to, ale nie chciała tego okazywać, bo w jej wieku, nie wypadało.
Wąski, długi korytarz prowadził do sześciu pomieszczeń. Pierwsze po prawej to łazienka, a naprzeciw gabinet Santiago, następnie pokój Amelii, pokój Manueli, a po przeciwnej stronie – pokój gościnny i mój. Umierałam z ciekawości, więc szybko do niego weszłam. Naprzeciw drzwi stało biurko. Ściany były pomalowane na kolor jasnoczerwony z jakimiś białymi elementami, a podłoga była pokryta ciemno brązowymi panelami. Przy oknie z wielkim parapetem stało duże łóżko, a tuż pod nim leżał puchaty dywan kolorem pasujący do ścian. Obok łóżka stała duża szafa, a naprzeciw – szara sofa. Pokój był dużo ładniejszy niż ten, który miałam w swoim domu, w Polsce.
-Zaraz przyślę tu Dawida i Antonio z twoimi walizkami, żebyś mogła się rozpakować. - oznajmiła po czym wyszła z pokoju, a ja usiadłam na sofie. Wygodna.
Uśmiechałam się jak głupia, ale każdy na moim miejscu by się uśmiechał. Dwa miesiące w tak ładnym pokoju, w jeszcze ładniejszym mieście. Nie umiałam się doczekać żeby pozwiedzać okolicę.
Drzwi do mojego pokoju gwałtownie się otwarły i w pierwszej chwili pomyślałam, że to chłopcy przynieśli walizki, ale się pomyliłam.
-Dianka! - siostra wskoczyła mi na kolana, mocno się do mnie przytulając.
-Coś się stało? - spytałam rozbawiona radością Amelii.
-Nic się nie stało. - odparła. - Po prostu się stęskniłam.
-Też się stęskniłam. - uśmiechnęłam się do niej.
-Zaprowadzisz mnie jutro do szkoły? - spytała.
-Pewnie, że cię zaprowadzę. - rozczochrałam jej włosy.
-Co tam u Adrianka? - zmieniła temat. - Cieszę się, że to nie ja muszę z nim mieszkać.
-Odkąd nauczył się mówić, nie da się go znieść.
Moja siostra uwielbiała dzieci w wieku naszego przyrodniego brata, ale Adriana nie dało się lubić. Aśka tak go rozpieściła, że nawet dzieci w przedszkolu nie chciały się z nim bawić.
-Dobrze, że nie muszę tego znosić. - powtórzyła. - A chłopak Manueli jest piłkarzem, wiesz? - znów zmieniła temat.
-Teraz wiem. - uśmiechnęłam się.
-Ma fajnych kolegów. - stwierdziła.
-Tak? A masz już któregoś na oku? - zaśmiałam się.
-Nie! - powiedziała z lekkim obrzydzeniem. - Za starzy są.
-Mówiłaś, że fajni.
-Bo są fajni. Ty mogłabyś się z którymś umówić. - uśmiechnęła się cwaniacko.
-No wiesz! - zaśmiałam się. - Nawet ich nie znam.
-To poznasz. - wzruszyła ramionami. - Najbardziej lubię Alvaro.
-Ładne imię.
-Chłopak też z niego ładny.
Moja siostra była bardzo dojrzała jak na swój wiek. Czasami mnie tym rozbrajała. Nie znałam drugiej takiej dziewczynki jak ona. Większość z nich jeszcze bawi się lalkami, a nie ogląda się za chłopakiem dla starszej siostry.
Rozmowę przerwali nam chłopcy, którzy przynieśli moje walizki, ale nie zdążyłam ich rozpakować, bo mama zawołała nas wszystkich na obiad. Po zjedzonym posiłku do domu wróciła Manuela. Amelia wybiegła z kuchni, myślałam, że po to żeby zrobić jej takie powitanie jak mi, przez co poczułam się trochę zazdrosna, ale po chwili wróciła z wielkim grymasem na twarzy.
-Dlaczego nie przyprowadziłaś Jese z kolegami? - oburzyła się Amelia – Diana miała ich poznać!
-Diana już jest? - usłyszałam z przedpokoju, a po chwili zobaczyłam ją we własnej osobie.
Była dokładnie taka jaką ją zapamiętałam. Wysoka, szczupła i bardzo ładna. Miała ciemnobrązowe, lekko falowane, długie włosy i również ciemne oczy.
Wstałam i podeszłam do niej, żeby się z nią uściskać.
-Nic się nie zmieniłaś. - powiedziałam rozluźniając uścisk.
Zmierzyła mnie wzrokiem z góry na dół.
-Masz dłuższe włosy. - stwierdziła. - I chyba trochę urosłaś, bo ostatnio byłaś ode mnie dużo niższa.
Zaśmiałam się. Ja nie widziałam w sobie żadnych zmian, ale to dlatego, że codziennie widziałam swoją twarz w lustrze, a Manuela widziała mnie rok temu.
-Wieczorem idziemy z grupą do knajpki. - oznajmiła. - Będzie mój chłopak i jego koledzy, więc jeśli chciałabyś...
-To Amelia uparła się, że powinnam ich poznać. - wytłumaczyłam się.
-Jest urocza. - zaśmiała się. - Zrób to dla siostry i chodź ze mną. Im więcej tym weselej.
-Idź, idź, idź! - nalegała Amelia.
-Zobaczę jak będę się czuła. - próbowałam się wykręcić. - Musiałam wstać dzisiaj przed siódmą rano i...
-Pójdzie. - przerwała mi Amelia szeroko się uśmiechając.

2 komentarze:

  1. Ooo.. Czekam na wydarzenia w knajpce. ; )
    Będzie Alvaro? ; DDDD Moje kochanie. ; pp
    A tam początki. Każdy wie, że muszą wprowadzić w historię. I wcale nie są nudne. Czytelnik poznaje bohaterów.
    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo pozna Madridistów ;d Zapowiada się ciekawie ;dd A za starzy to oni nie są hah. Poza tym świetny rozdział i styl pisania ;d Licze na romansik z Królewskimi hyh. I czekam na kolejna nocię
    http://male-jest-wredne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń