Madryt,
jedno z najpiękniejszych miast Europy. Cały czas nie mogłam
uwierzyć w to, że tu byłam. Całkowicie zdezorientowana poruszałam
się po wielkim Barajas w poszukiwaniu miejsca w którym
mogłabym spokojnie zaczekać na brata, który miał mnie
odebrać. Stawałam stopę za stopą przeciskając się przez wielkie
tłumy i dźwigając dwie ciężkie torby. Aśka ubzdurała sobie, że
walizka na kółkach będzie jej potrzebna, więc nie mogłam
jej wziąć. Wspominałam już jak bardzo jej nienawidzę?
Usiadłam
na ławce gdzieś w głębi budynku, gdzie ludzi było już odrobinę
mniej, bo porozchodzili się do wyjść. Wolałam nawet nie myśleć
co by było gdybym jednak przyjechała w weekend tuż przed świętami,
skoro już teraz ledwo można było znaleźć wolną przestrzeń na
postawienie nogi. Zadzwoniłam do brata, żeby dać mu znać, że
wylądowałam cała i zdrowa, i powiedzieć gdzie na niego czekam.
Chwilę musiałam poczekać, aż Dawid mnie znajdzie w tym tłumie,
ale od dźwigania toreb tak mnie wszystko bolało, że nie miałam
nic przeciwko. Mogłabym cały dzień przesiedzieć na tej ławce,
byłam tak zmęczona, że wygoda nie grała żadnej roli. Mimo
wszystko poczułam ulgę kiedy wśród tej plątaniny różnych
języków usłyszałam swoje imię:
-Diana!
Odwróciłam
głowę w tamtą stronę i od razu zauważyłam Dawida, który
zmierzał w moją stronę. Włosów nie ścinał chyba od czasu
naszego ostatniego spotkania, a oprócz tego - nabrał trochę
ciała. Zawsze był bardzo wysoki i chudy, ale chyba wybrał się w
końcu na siłownię, tak jak mu doradzałam. Poszło mu to na dobre
i w końcu wyglądał jak facet, a nie wieszak na ubrania.
-Dawid!-
podbiegłam do brata i mocno go uściskałam. - Jak ja się za tobą
stęskniłam...
Rozczochrał
mi włosy, które po czterech godzinach w samolocie i tak były
już w wystarczająco opłakanym stanie.
-Wiedziałem,
że lepiej będzie jeśli wezmę sobie kogoś do pomocy. - spojrzał
wymownie na moje walizki. - Poznaj mojego kumpla Antonio. - wskazał
na chłopaka, który stał trochę za nami. Dopiero teraz go
zauważyłam.
-Cześć,
jestem Diana. - przywitałam się podając mu dłoń.
-Antonio.
- uścisnął ją i szeroko się uśmiechnął.
-Wiesz...
ja cały czas dźwigałam te walizki sama... - zwróciłam się
do brata. - Nie potrzebowałam nikogo do pomocy.
-Tak?
To proszę, jak jesteś taka mądra. - podał mi torbę.
Antonio
przyglądał nam się z rozbawieniem nie rozumiejąc ani słowa z
naszej rozmowy.
-Wiesz...
rób jak uważasz. - uśmiechnęłam się.
Chłopcy
zabrali po jednej z moich walizek, a ja zostałam jedynie z
plecakiem, ale było mi to na rękę, bo nie miałam siły dźwigać
żadnej z nich. Nawet tej lżejszej.
Wyszliśmy
na zapełniony parking. Przyzwyczaiłam się do ciepłej temperatury
panującej wewnątrz budynku, więc gdy znaleźliśmy się na
zewnątrz poczułam nieprzyjemny chłód. Nie spodziewałam
się, że pogoda w Madrycie niczym nie różni się od tej w
Krakowie. Ośnieżone chodniki i drogi... byłam zaskoczona, ale
oczywiście pozytywnie. Nie wyobrażałam sobie świąt bez śniegu.
-Jak
podróż? - spytał Dawid.
-Znośna.
Poza tym, że musiałam wstać przed siódmą. - ziewnęłam,
zasłaniając buzię ręką.
-U
taty w porządku?
-W
porządku. - odparłam.
-A
Aśka? Denerwowała cię?
-Jeszcze
pytasz! Wyłącz ten serial. Wieczorynka leci. - naśladowałam głos
macochy. - Ścisz tą muzykę, bo Adrianowi się nie podoba. Cieszę
się, że nie muszę z nią spędzać świąt. - odetchnęłam z
ulgą, a Dawid zaczął się ze mnie śmiać.
-Ciekawe
czy byś się tak śmiał, gdybyś musiał znosić to na co dzień.
-To
moje auto. - zignorował moje słowa wskazując na mały samochód,
którego marki nie rozpoznałam. - Trochę małe, ale wydałem
na nie prawie wszystkie swoje życiowe oszczędności.
-Małe
jest piękne. - zaśmiałam się.
Nie
powiedziałabym tego gdybym wiedziała, że dwie walizki nie
zmieszczą się do bagażnika i z jedną będę musiała cisnąć się
na tylnym siedzeniu. Było to dość niewygodne, ale i tak nie
zepsuło mojego dobrego humoru.
Dawid
rozmawiał o czymś z Antonio, a ja z przerażeniem stwierdziłam, że
nie potrafiłabym włączyć się do tej rozmowy. Za sprawą mamy,
hiszpańskiego uczyłam się od przedszkola i bardzo dużo
rozumiałam, ale teraz tak zżerał mnie stres, że kompletnie nie
wiedziałam co miałabym odpowiadać, gdyby Antonio mówił do
mnie. Chyba powinnam się trochę wyluzować...
-Ziemia
do Diany! - usłyszałam Dawida.
-Tak?
- oderwałam wzrok od szyby samochodowej.
-Antonio
pyta jak długo tu będziesz. - oznajmił. - Myślałem, że już
wyrosłaś z tego, że wszystko mam za ciebie mówić ja.
-Przepraszam.
Nie zrozumiałam. - wytłumaczyłam się. - Będę tu prawie do końca
stycznia. Następnym razem jak będziesz mówić do mnie to mów
wolniej. - zaśmiałam się. - Muszę się trochę przyzwyczaić do
tego języka.
-Dobrze.
Następnym razem będę mówił wolniej. - odpowiedział w
żółwim tempie, śmiejąc się.
Odetchnęłam
z ulgą, bo udało mi się wypowiedzieć kilka zdań po hiszpańsku,
tak żeby rodzony Hiszpan je zrozumiał. Następnego razu już nie
było i przez całą drogę chłopcy rozmawiali tylko między sobą,
a ja patrzałam przez szybę na ludzi, których mijaliśmy.
Byłam zachwycona. Mimo że obserwowałam to wszystko przez szybę w
samochodzie, od razu wyczułam tu inną atmosferę niż w Polsce. Nie
mogłam się doczekać kiedy będę mogła przespacerować się po
ulicach Madrytu. Najpierw jednak chciałam zobaczyć się z mamą i
siostrą, które ostatnio widziałam w wakacje i obejrzeć dom,
w którym miałam mieszkać.
Po
dwudziestu minutach jazdy w końcu zatrzymaliśmy się w cichej
okolicy przy dosyć dużym domu.
-Tu
będziesz mieszkać przez najbliższe dwa miesiące. - oznajmił
Dawid.
Wysiadając
z samochodu rozejrzałam się po ulicy, przy której miałam
mieszkać. Okolica była bardzo ładna i spokojna, każdy dom
wyglądał na niej inaczej. Były mniejsze, ale eleganckie, niektóre
lekko podniszczone lub jeszcze w surowym stanie, a ja miałam
mieszkać w jednym z tych większych i ładniejszych, przynajmniej z
zewnątrz. Ściany koloru bardzo jasnego różu, prawie białe
kontrastowały z ciemnym dachem. Ogrodzenie stanowił biały murek,
połączony z brązowym płotkiem, a w całości było odrobinę
niższe ode mnie.
-Jak
ci się podoba? - spytał Dawid wyciągając walizkę, którą
zostawiłam na tylnym siedzeniu.
-Bardzo
ładny. - powiedziałam zachwycona.
Antonio
wyciągnął z bagażnika moją drugą walizkę.
Na
teren posiadłości weszliśmy przez furtkę, od której
ciągnął się chodnik prowadzący aż do drzwi wejściowych. Kiedy
przechodziliśmy przez podwórze zauważyłam w jednym z okien
Amelkę. Siostra mi pomachała po czym zeskoczyła z parapetu, na
którym siedziała i za chwilę wybiegła na podwórko
wskakując mi w ramiona. Podniosłam ją i ze dwa razy obróciłam
się wokół własnej osi. Tak się cieszyłam, że w końcu ją
widzę.
-Czemu
wcześniej nie przyjechałaś?- spytała z wyrzutem.
-Chciałabym.
- zaśmiałam się – Ale mam szkołę, a i tak opuszczę
wystarczająco dużo lekcji. Chodź do środka, bo jest zimno, a ty
nie założyłaś kurtki.
Powędrowałyśmy
za chłopcami do domu.
-Mamy
ją! - krzyknął Dawid zaraz po wejściu do holu.
Przy
drzwiach w przedsionku były haczyki, na jednym z nich powiesiłam
swój płaszcz, a buty włożyłam do szafki, która była
na to przeznaczona. Przeszłam za resztą do przestronnego holu. Po
prawej było wejście do salonu, który był połączony z
kuchnią i jadalnią, a na wprost – schody prowadzące na piętro,
obok których, na dole znajdowało się przejście do małego
przedpokoju, w którym były wejścia do łazienki mamy i
Santiago oraz ich sypialni. Tak mi to mniej więcej przedstawił
Dawid, po czym razem z Antonio udali się przed telewizor.
-Dianka!
- usłyszałam w końcu dobiegający z góry głos mamy, a po
chwili zobaczyłam ją zbiegającą ze schodów, żeby mnie
uściskać. - Przepraszam, że nie odebrałam cię z lotniska, ale
dosłownie przed chwilą wróciłam z pracy.
Moja
mama, Izabela Florek, dobrze wyglądająca jak na swój wiek
brunetka. Miała sympatyczny uśmiech, a wszyscy którzy ją
znali mówili, że nie da jej się nie lubić.
-Nic
się nie stało. - powiedziałam. - Poćwiczyłam trochę hiszpański.
-Manuela
przed chwilą wyszła gdzieś z koleżanką. - oznajmiła mama. -
Szkoda, bo bardzo czekała na twój przyjazd.
-To
zobaczę się z nią później. - uśmiechnęłam się.
-Zaprowadzę
cię do twojego pokoju. Zostaw tą walizkę. - powiedziała widząc,
że chcę podnieść jeden ze swoich bagaży. - Chłopcy później
ci je przyniosą.
Weszłam
z mamą po schodach na piętro.
-Co
słychać u taty?
-W
porządku. - odparłam. - Dużo czasu spędza na tych głupich
wyjazdach, więc muszę znosić towarzystwo Adriana i Asi.
Mama
się zaśmiała. Nie lubiła tej kobiety tak samo jak ja, wiedziałam
to, ale nie chciała tego okazywać, bo w jej wieku, nie wypadało.
Wąski,
długi korytarz prowadził do sześciu pomieszczeń. Pierwsze po
prawej to łazienka, a naprzeciw gabinet Santiago, następnie pokój
Amelii, pokój Manueli, a po przeciwnej stronie – pokój
gościnny i mój. Umierałam z ciekawości, więc szybko do
niego weszłam. Naprzeciw drzwi stało biurko. Ściany były
pomalowane na kolor jasnoczerwony z jakimiś białymi elementami, a
podłoga była pokryta ciemno brązowymi panelami. Przy oknie z
wielkim parapetem stało duże łóżko, a tuż pod nim leżał
puchaty dywan kolorem pasujący do ścian. Obok łóżka stała
duża szafa, a naprzeciw – szara sofa. Pokój był dużo
ładniejszy niż ten, który miałam w swoim domu, w Polsce.
-Zaraz
przyślę tu Dawida i Antonio z twoimi walizkami, żebyś mogła się
rozpakować. - oznajmiła po czym wyszła z pokoju, a ja usiadłam na
sofie. Wygodna.
Uśmiechałam
się jak głupia, ale każdy na moim miejscu by się uśmiechał. Dwa
miesiące w tak ładnym pokoju, w jeszcze ładniejszym mieście. Nie
umiałam się doczekać żeby pozwiedzać okolicę.
Drzwi
do mojego pokoju gwałtownie się otwarły i w pierwszej chwili
pomyślałam, że to chłopcy przynieśli walizki, ale się
pomyliłam.
-Dianka!
- siostra wskoczyła mi na kolana, mocno się do mnie przytulając.
-Coś
się stało? - spytałam rozbawiona radością Amelii.
-Nic
się nie stało. - odparła. - Po prostu się stęskniłam.
-Też
się stęskniłam. - uśmiechnęłam się do niej.
-Zaprowadzisz
mnie jutro do szkoły? - spytała.
-Pewnie,
że cię zaprowadzę. - rozczochrałam jej włosy.
-Co
tam u Adrianka? - zmieniła temat. - Cieszę się, że to nie ja
muszę z nim mieszkać.
-Odkąd
nauczył się mówić, nie da się go znieść.
Moja
siostra uwielbiała dzieci w wieku naszego przyrodniego brata, ale
Adriana nie dało się lubić. Aśka tak go rozpieściła, że nawet
dzieci w przedszkolu nie chciały się z nim bawić.
-Dobrze,
że nie muszę tego znosić. - powtórzyła. - A chłopak
Manueli jest piłkarzem, wiesz? - znów zmieniła temat.
-Teraz
wiem. - uśmiechnęłam się.
-Ma
fajnych kolegów. - stwierdziła.
-Tak?
A masz już któregoś na oku? - zaśmiałam się.
-Nie!
- powiedziała z lekkim obrzydzeniem. - Za starzy są.
-Mówiłaś,
że fajni.
-Bo
są fajni. Ty mogłabyś się z którymś umówić. -
uśmiechnęła się cwaniacko.
-No
wiesz! - zaśmiałam się. - Nawet ich nie znam.
-To
poznasz. - wzruszyła ramionami. - Najbardziej lubię Alvaro.
-Ładne
imię.
-Chłopak
też z niego ładny.
Moja
siostra była bardzo dojrzała jak na swój wiek. Czasami mnie
tym rozbrajała. Nie znałam drugiej takiej dziewczynki jak ona.
Większość z nich jeszcze bawi się lalkami, a nie ogląda się za
chłopakiem dla starszej siostry.
Rozmowę
przerwali nam chłopcy, którzy przynieśli moje walizki, ale
nie zdążyłam ich rozpakować, bo mama zawołała nas wszystkich na
obiad. Po zjedzonym posiłku do domu wróciła Manuela. Amelia
wybiegła z kuchni, myślałam, że po to żeby zrobić jej takie
powitanie jak mi, przez co poczułam się trochę zazdrosna, ale po
chwili wróciła z wielkim grymasem na twarzy.
-Dlaczego
nie przyprowadziłaś Jese z kolegami? - oburzyła się
Amelia – Diana miała ich poznać!
-Diana
już jest? - usłyszałam z przedpokoju, a po chwili zobaczyłam ją
we własnej osobie.
Była
dokładnie taka jaką ją zapamiętałam. Wysoka, szczupła i bardzo
ładna. Miała ciemnobrązowe, lekko falowane, długie włosy i
również ciemne oczy.
Wstałam
i podeszłam do niej, żeby się z nią uściskać.
-Nic
się nie zmieniłaś. - powiedziałam rozluźniając uścisk.
Zmierzyła
mnie wzrokiem z góry na dół.
-Masz
dłuższe włosy. - stwierdziła. - I chyba trochę urosłaś, bo
ostatnio byłaś ode mnie dużo niższa.
Zaśmiałam
się. Ja nie widziałam w sobie żadnych zmian, ale to dlatego, że
codziennie widziałam swoją twarz w lustrze, a Manuela widziała
mnie rok temu.
-Wieczorem
idziemy z grupą do knajpki. - oznajmiła. - Będzie mój
chłopak i jego koledzy, więc jeśli chciałabyś...
-To
Amelia uparła się, że powinnam ich poznać. - wytłumaczyłam się.
-Jest
urocza. - zaśmiała się. - Zrób to dla siostry i chodź ze
mną. Im więcej tym weselej.
-Idź,
idź, idź! - nalegała Amelia.
-Zobaczę
jak będę się czuła. - próbowałam się wykręcić. -
Musiałam wstać dzisiaj przed siódmą rano i...
-Pójdzie.
- przerwała mi Amelia szeroko się uśmiechając.
Ooo.. Czekam na wydarzenia w knajpce. ; )
OdpowiedzUsuńBędzie Alvaro? ; DDDD Moje kochanie. ; pp
A tam początki. Każdy wie, że muszą wprowadzić w historię. I wcale nie są nudne. Czytelnik poznaje bohaterów.
Pozdrawiam. ;*
Ooo pozna Madridistów ;d Zapowiada się ciekawie ;dd A za starzy to oni nie są hah. Poza tym świetny rozdział i styl pisania ;d Licze na romansik z Królewskimi hyh. I czekam na kolejna nocię
OdpowiedzUsuńhttp://male-jest-wredne.blogspot.com/