Siedziałam w kinie obok Nacho, który właściwie zachowywał
się normalnie. Tak, użyłam słowa „normalny” do opisania
zachowania Nacho. Nawet ja się tego nie spodziewałam. Jeśli
zmusiła go do tego Manuela to mimo wszystko bardzo dobrze mu szło.
Nie było sztucznych komplementów, ani nachalnych gestów.
Czasami mówił mi na ucho coś na temat filmu, który
oglądaliśmy, ale były to tylko zabawne komentarze. Nie chciało mi
się wierzyć, że to ten sam chłopak, z którym rozmawiałam
dzień wcześniej. Chłopak, który zrobił na mnie wrażenie
podrywacza, który myśli, że będąc piłkarzem może
wszystko. Bardzo się ucieszyłam kiedy okazało się, że byłam w
błędzie.
Po obejrzanym filmie wybraliśmy się do tego samego baru, w którym
byliśmy dzień wcześniej.
-Skoro teraz będziesz spędzać z nami dużo czasu – powiedział
Nacho. - musimy zrobić z ciebie Madridistę.
-Co to jest? - spytałam, domyślając się, że ma to jakiś związek
z piłką nożną i ich klubem.
-Madridista to kibic Realu Madryt. - odparł Jese, tonem wielkiego
znawcy.
-Mhm... - mruknęłam. - Zaczynajcie. Chcę mieć to za sobą.
Przez kilkanaście minut Nacho i Jese tłumaczyli mi co to jest Gran
Derbi, jak nazywają się podstawowi piłkarze Realu Madryt i
podawali mi inne informacje potrzebne kibicowi Realu. Rzucałam co
chwilę Manueli błagalne spojrzenia, mając nadzieję, że mnie z
tego wybawi, ale ona tylko przyglądała się temu z uśmiechem.
Byłam w sytuacji bez wyjścia, więc postanowiłam chociaż udawać,
że fascynuje mnie to o czym chłopcy mówią. Nawet nie
zauważyłam kiedy faktycznie mnie to wciągnęło i po kilku
chwilach rozmawiałam z nimi jakbym kibicowała Realowi od urodzenia.
Długo zastanawiali się jak wytłumaczyć mi co to jest spalony, ale
skończyło się na tym, że to ja im to wytłumaczyłam za pomocą
monet. Byli zaskoczeni, a jednocześnie uradowani, że nie muszą
tłumaczyć mi faktu, z którym dziewczyny mają najwięcej
problemów. „Lekcja” dobiegła końca kiedy chłopcy
zaczęli się spierać ile goli strzelili łącznie piłkarze Realu w
ostatnim sezonie.
-Oni tak zawsze? - spytałam Manuelę, opadając na oparcie fotela.
Nie sądziłam, że głupia wymiana zdań może tak zmęczyć.
-Ja się już przyzwyczaiłam. - odparła biorąc łyk kawy. - Ty też
się przyzwyczaisz.
Chłopcy zapomnieli, że mieli ze mnie robić „Madridistę” i
sami (oczywiście dopiero wtedy kiedy doszli do porozumienia jeśli
chodzi o gole strzelone przez ich drużynę) zaczęli dyskutować o
meczu, który miał się odbyć za dwa dni, ale było mi to na
rękę, bo mogłam porozmawiać z Manuelą na ciekawsze dla mnie
tematy, chociaż coraz bardziej fascynował mnie ten klub.
Dziękowałam Bogu, że Nacho się opamiętał z tymi głupimi
komentarzami i zalotnymi uśmiechami. Bez tego o wiele bardziej go
lubiłam i miałam nadzieję, że do tego nie wróci.
Rozmawiałyśmy z Manuelą o obejrzanym wcześniej filmie kiedy
przeszkodzili nam chłopcy swoim chichotem. Aż same zaczęłyśmy
się z nich śmiać.
-Z czego się tak chichracie? - spytałam w końcu.
-Z Mo... z Moraty. - odpowiedzieli wspólnie nadal dławiąc
się ze śmiechu.
Spojrzałam na nich pytająco, ale byli tak zajęci śmiechem, że
chyba nie mieli zamiaru niczego mi tłumaczyć. Poczekałam chwilę,
aż trochę się uspokoili i zaczęli próbować powiedzieć mi o co w tym wszystkim chodzi. Na próbach się skończyło, bo kiedy tylko
któryś z nich zaczynał mówić, drugi zaczynał się
śmiać.
-Dowiem się?
-Okej, Jese. Powaga! - powiedział Nacho ponownie wybuchając
śmiechem.
-Chodzi o pewną przygodę naszego kochanego Alvaro z czasów
kiedy regularnie grał w Castilli. - wytłumaczył mi Jese, ale
niewiele mi to mówiło. - Na jednym z treningów, Nacho
schował mu koszulkę, zastanawiał się nad spodenkami, ale
stwierdził, że nie będzie aż tak wredny, mniejsza o to. Schował
mu koszulkę, a kiedy Alvaro odkrył, że to on zaczął gonić go po
całym boisku, które po deszczu było okropnie błotniste,
więc kiedy już prawie go dopadł biedny Morata przejechał na tyłku dobre
kilka metrów. Trener dał nam za te przedstawienie dodatkowe pół
godziny treningu, ale warto było.
-I to było aż takie śmieszne, że nie potrafiliście tego
opowiedzieć? - spytałam.
-Musiałabyś to widzieć na żywo. - powiedział Nacho. - Nie da się
tego opisać słowami.
-Albo poczuć na własnej skórze. - usłyszałam za sobą,
więc odruchowo się odwróciłam i zobaczyłam Alvaro, który
również śmiał się z tej opowieści.
-Już po kontroli rodzicielskiej? - spytałam, robiąc mu miejsce
obok siebie.
-Mamusia, trochę mnie oszczędziła, bo niedługo i tak wracam do
domu na święta. - usiadł obok mnie. - Była zachwycona kiedy
zobaczyła moją idealnie wyprasowaną koszulę. Chyba się nie
obrazisz, że nie powiedziałem jej kto ją prasował?
-Wisisz mi za to kawę. - odparłam. - Albo lepiej butelkę wody
mineralnej, bo jak rozleję ją na ciebie to wyschnie i nie będzie
śladu.
-Dobra Diana! Czas na sprawdzian! - oznajmił Nacho. - Jak nazywa się
nasz bramkarz?
-Iker Casillas! - odpowiedziałam tryumfalnie.
-Nazwa stadionu.
Zastanowiłam się chwilę, bo chłopcy mówili mi o dwóch
stadionach i tylko jeden z nich był stadionem Realu Madryt.
-Eeeee... Camp Bernabeu? - strzeliłam, ale chłopcy uderzyli się dłońmi w czoło.
-Mówiłem ci, że lepiej będzie jak najpierw nauczymy ją
trochę o Realu, a dopiero potem będziemy jej mówić o
naszych rywalach. - powiedział Nacho do Jese.
-A napastników jakichś znasz? - wtrącił Alvaro. - Oprócz
Ronaldo.
-Taki jeden Morata. - odparłam.
-Świetni z was nauczyciele. - powiedział do kolegów.
-Raczej świetna uczennica. - wyszczerzyłam się.
-No nie wiem. - odparł Jese. - Nie potrafisz nawet zapamiętać
nazwy stadionu.
-Wasza wina. - stwierdziłam.
Do domu znów wróciłyśmy późnym wieczorem, a
mnie znów czekało przepisywanie notatek, na szczęście było
tego trochę mniej, bo nauczyciele oszczędzili biednych maturzystów
przed świętami. Dlatego resztę wieczoru miałam dla siebie, a
przynajmniej tak mi się wydawało...
-Chodź ubierać choinkę, Diana! - do mojego pokoju wpadła Amelia.
-O tej porze? - spojrzałam na zegarek. - Już prawie północ.
-Specjalnie na was czekałyśmy. - powiedziała z wyrzutem, więc
chcąc nie chcąc, pięć minut później, w piżamie stałam
przy choince wieszając na niej kolorowe bombki.
*
Budząc się w Madrycie, nie było mowy o złym humorze. Od samego
rana byłam cała we skowronkach, co w Polsce zdarzało się rzadko.
Miałam wrażenie, że nikogo nie ma w domu, bo przywitała mnie
cisza i spokój, ale kiedy zeszłam do salonu doszło do mnie, że byłam w wielkim błędzie.
-Co wy tu robicie z samego rana? - spytałam widząc trójkę
piłkarzy na sofie.
-Hmm... już prawie dwunasta. - powiedział Jese, spoglądając na
zegarek. - Pora obiadowa, a ty nawet śniadania nie zjadłaś.
Pokazałam mu język.
-Mam nadzieję, że będę miała co zjeść na te śniadanie, bo
widzę, że się rozgościliście. - spojrzałam na puste opakowania
po jedzeniu, brudne miski, talerze i szklanki, których chyba
nie mieli zamiaru po sobie posprzątać.
-Właśnie robimy dla ciebie śniadanie! - zawołała Manuela z
kuchni.
-Fajne kapcie. - dorzucił Alvaro.
Spojrzałam na swoje kapcie-króliki z odstającymi uszami.
Rzeczywiście były urocze.
-Wiem. - uśmiechnęłam się do Hiszpana i skierowałam się do
kuchni, gdzie czekał na mnie wielki talerz tostów.
-Chyba będziecie musiały mi pomóc. - stwierdziłam, znając
możliwości własnego żołądka. Mogłam zjeść co najwyżej dwa.
-My jesteśmy chętni do pomocy! - zawołał któryś z
piłkarzy.
No i tak się złożyło, że przy pomocy trzech facetów,
którzy jak to stwierdzili „potrzebują dużo energii” moje
śniadanie ograniczyło się do jednego, najmniejszego tosta, ale
lepsze to niż nic, zwłaszcza że straciłam apetyt słysząc słowa,
których miałam nadzieję już nigdy od Nacho nie usłyszeć...
-Pięknie wyglądasz taka niewyspana. - uśmiechnął się, wywołując
śmiech pozostałych osób zebranych przy stole.
-Ależ ja jestem jak najbardziej wyspana. - mruknęłam. - Nie macie
może żadnego treningu przed tym waszym meczem? - spytałam z
nadzieją, że Nacho wyniesie się wkrótce z tego domu.
-Przed chwilą wróciliśmy z treningu.- odparł Alvaro, odbierając mi mój świetny humor, z którym się obudziłam. –
Następny jutro rano.
-Mam nadzieję, że się pojawisz. - Nacho znów zrobił
głupią, zalotną minę.
-Mam nadzieję, że to trening zamknięty dla kibiców. -
mruknęłam chowając twarz w dłoniach. Myślałam, że mam to już
za sobą, a tymczasem on się dopiero rozkręcał.
-Wczoraj byłaś milsza. - uśmiechnął się zalotnie.
-Widocznie nie powinnam. - mruknęłam, nie podnosząc głowy, z rąk,
które oparłam na stole.
Manuela wygoniła chłopców kiedy stary zegar w salonie wybił
godzinę piętnastą i resztę popołudnia mogłyśmy spędzić w
babskim gronie. Cieszyłabym się nawet ze spędzania czasu
samotnie, byle nie słuchać tych głupich komentarzy na temat swojej
urody.
-No piękna blondynko. - zaśmiała się Manuela, po czym widząc mój
zabójczy wzrok dodała nieco poważniejszym tonem. - Zrobiłam
to dla ciebie. Widziałam, że masz już tego dość.
-Nie musiałaś, jakoś bym to zniosła.
-Och, daj spokój. Ja też już nie umiem tego słuchać. -
wtrąciła Roz. - Jemu się wydaje, że jak jest piłkarzem to każda
padnie przed nim na kolana.
-Dla mnie musi się bardziej postarać. - uśmiechnęłam się.
-Podziwiam cię za twoją cierpliwość. Ja na twoim miejscu już
dawno zrobiłabym mu krzywdę.
-Dajcie mu spokój, dziewczyny. - ponownie zaśmiała się
Manuela. - Jak będziesz go ignorować to w końcu mu się to znudzi.
Myślałam, że mu się znudziło już wczoraj... - dodałam w
myślach. Tylko do jasnej cholery dlaczego znów musiał
zmienić zdanie? Przecież już zaczynałam go lubić...
-Tylko się nie zakochuj. - powiedziała Manuela. - Nacho raczej nie
będzie ci wierny.
-Zwariowałaś? - krzyknęłam. - Ja się nie zakochuję. W każdym
razie nie tak łatwo, a już na pewno nie w chłopaku, który
próbuje zdobyć mnie tak tandetnymi komplementami.
Dziewczyny zaśmiały się i rozsiadły się na kanapie obok mnie.
-Tak myślałam. - odparła Manuela. - Ale wolałam ci powiedzieć.
Tak na wszelki wypadek. O wiele bardziej pasowałabyś do Alvaro...
-Tak, zdecydowanie! - poparła ją Rosita.
-A może do Jese? - spytałam poirytowana tą rozmową. Już z dwojga
złego wolałabym robić z siebie idiotkę rozmawiając o piłce nożnej z chłopakami i mieszając nazwiska piłkarzy Realu z nazwiskami piłkarzy Barcelony, niż
prowadzić dyskusję na temat, który z Hiszpanów
najbardziej do mnie pasuje.
Camp Bernabeu - dobra jest hah. W sumie Morata ganiający po stadionie musiał śmiesznie wyglądać :D
OdpowiedzUsuńNo i Nacho powrócił do swoich starych nawyków i głupich tekścików. Ciekawe co z tego wyniknie. Może ona w końcu się do niego przekona?
Pozdrawiam i weny życzę :*
Czekać na romansik? Oby jak najkrócej. ; )
OdpowiedzUsuńCamp Bernabeu. ; pp
Ja tam z chłopakami mogłabym godzinami rozmawiać, szczególnie o Realu Madryt. ; ]]
Podoba mi się rozdział i czekam na następny. ; *
_____________________
Tak, też mam wspaniały humor po wczorajszym meczu i hat-tricku. ; )
Synek Cristiano jest taki śliczny i słodki.
< 333
Życzę wielkich emocji przy oglądaniu Gran Derbi, kolejnego hat-tricka i oczywiście zwycięstwa. Pozdrawiam! ; *
świetny blog ! ;) ;** . czekam na następny odcinek, mam nadzieje, że szybko się pojawi ;) . pozdrawiam ;* . K.M.
OdpowiedzUsuń