27 stycznia 2013

4. Lekcja kibicowania


 Siedziałam w kinie obok Nacho, który właściwie zachowywał się normalnie. Tak, użyłam słowa „normalny” do opisania zachowania Nacho. Nawet ja się tego nie spodziewałam. Jeśli zmusiła go do tego Manuela to mimo wszystko bardzo dobrze mu szło. Nie było sztucznych komplementów, ani nachalnych gestów. Czasami mówił mi na ucho coś na temat filmu, który oglądaliśmy, ale były to tylko zabawne komentarze. Nie chciało mi się wierzyć, że to ten sam chłopak, z którym rozmawiałam dzień wcześniej. Chłopak, który zrobił na mnie wrażenie podrywacza, który myśli, że będąc piłkarzem może wszystko. Bardzo się ucieszyłam kiedy okazało się, że byłam w błędzie.
Po obejrzanym filmie wybraliśmy się do tego samego baru, w którym byliśmy dzień wcześniej.
-Skoro teraz będziesz spędzać z nami dużo czasu – powiedział Nacho. - musimy zrobić z ciebie Madridistę.
-Co to jest? - spytałam, domyślając się, że ma to jakiś związek z piłką nożną i ich klubem.
-Madridista to kibic Realu Madryt. - odparł Jese, tonem wielkiego znawcy.
-Mhm... - mruknęłam. - Zaczynajcie. Chcę mieć to za sobą.
Przez kilkanaście minut Nacho i Jese tłumaczyli mi co to jest Gran Derbi, jak nazywają się podstawowi piłkarze Realu Madryt i podawali mi inne informacje potrzebne kibicowi Realu. Rzucałam co chwilę Manueli błagalne spojrzenia, mając nadzieję, że mnie z tego wybawi, ale ona tylko przyglądała się temu z uśmiechem. Byłam w sytuacji bez wyjścia, więc postanowiłam chociaż udawać, że fascynuje mnie to o czym chłopcy mówią. Nawet nie zauważyłam kiedy faktycznie mnie to wciągnęło i po kilku chwilach rozmawiałam z nimi jakbym kibicowała Realowi od urodzenia. Długo zastanawiali się jak wytłumaczyć mi co to jest spalony, ale skończyło się na tym, że to ja im to wytłumaczyłam za pomocą monet. Byli zaskoczeni, a jednocześnie uradowani, że nie muszą tłumaczyć mi faktu, z którym dziewczyny mają najwięcej problemów. „Lekcja” dobiegła końca kiedy chłopcy zaczęli się spierać ile goli strzelili łącznie piłkarze Realu w ostatnim sezonie.
-Oni tak zawsze? - spytałam Manuelę, opadając na oparcie fotela. Nie sądziłam, że głupia wymiana zdań może tak zmęczyć.
-Ja się już przyzwyczaiłam. - odparła biorąc łyk kawy. - Ty też się przyzwyczaisz.
Chłopcy zapomnieli, że mieli ze mnie robić „Madridistę” i sami (oczywiście dopiero wtedy kiedy doszli do porozumienia jeśli chodzi o gole strzelone przez ich drużynę) zaczęli dyskutować o meczu, który miał się odbyć za dwa dni, ale było mi to na rękę, bo mogłam porozmawiać z Manuelą na ciekawsze dla mnie tematy, chociaż coraz bardziej fascynował mnie ten klub. Dziękowałam Bogu, że Nacho się opamiętał z tymi głupimi komentarzami i zalotnymi uśmiechami. Bez tego o wiele bardziej go lubiłam i miałam nadzieję, że do tego nie wróci.
Rozmawiałyśmy z Manuelą o obejrzanym wcześniej filmie kiedy przeszkodzili nam chłopcy swoim chichotem. Aż same zaczęłyśmy się z nich śmiać.
-Z czego się tak chichracie? - spytałam w końcu.
-Z Mo... z Moraty. - odpowiedzieli wspólnie nadal dławiąc się ze śmiechu.
Spojrzałam na nich pytająco, ale byli tak zajęci śmiechem, że chyba nie mieli zamiaru niczego mi tłumaczyć. Poczekałam chwilę, aż trochę się uspokoili i zaczęli próbować powiedzieć mi o co w tym wszystkim chodzi. Na próbach się skończyło, bo kiedy tylko któryś z nich zaczynał mówić, drugi zaczynał się śmiać.
-Dowiem się?
-Okej, Jese. Powaga! - powiedział Nacho ponownie wybuchając śmiechem.
-Chodzi o pewną przygodę naszego kochanego Alvaro z czasów kiedy regularnie grał w Castilli. - wytłumaczył mi Jese, ale niewiele mi to mówiło. - Na jednym z treningów, Nacho schował mu koszulkę, zastanawiał się nad spodenkami, ale stwierdził, że nie będzie aż tak wredny, mniejsza o to. Schował mu koszulkę, a kiedy Alvaro odkrył, że to on zaczął gonić go po całym boisku, które po deszczu było okropnie błotniste, więc kiedy już prawie go dopadł biedny Morata przejechał na tyłku dobre kilka metrów. Trener dał nam za te przedstawienie dodatkowe pół godziny treningu, ale warto było.
-I to było aż takie śmieszne, że nie potrafiliście tego opowiedzieć? - spytałam.
-Musiałabyś to widzieć na żywo. - powiedział Nacho. - Nie da się tego opisać słowami.
-Albo poczuć na własnej skórze. - usłyszałam za sobą, więc odruchowo się odwróciłam i zobaczyłam Alvaro, który również śmiał się z tej opowieści.
-Już po kontroli rodzicielskiej? - spytałam, robiąc mu miejsce obok siebie.
-Mamusia, trochę mnie oszczędziła, bo niedługo i tak wracam do domu na święta. - usiadł obok mnie. - Była zachwycona kiedy zobaczyła moją idealnie wyprasowaną koszulę. Chyba się nie obrazisz, że nie powiedziałem jej kto ją prasował?
-Wisisz mi za to kawę. - odparłam. - Albo lepiej butelkę wody mineralnej, bo jak rozleję ją na ciebie to wyschnie i nie będzie śladu.
-Dobra Diana! Czas na sprawdzian! - oznajmił Nacho. - Jak nazywa się nasz bramkarz?
-Iker Casillas! - odpowiedziałam tryumfalnie.
-Nazwa stadionu.
Zastanowiłam się chwilę, bo chłopcy mówili mi o dwóch stadionach i tylko jeden z nich był stadionem Realu Madryt.
-Eeeee... Camp Bernabeu? - strzeliłam, ale chłopcy uderzyli się dłońmi w czoło.
-Mówiłem ci, że lepiej będzie jak najpierw nauczymy ją trochę o Realu, a dopiero potem będziemy jej mówić o naszych rywalach. - powiedział Nacho do Jese.
-A napastników jakichś znasz? - wtrącił Alvaro. - Oprócz Ronaldo.
-Taki jeden Morata. - odparłam.
-Świetni z was nauczyciele. - powiedział do kolegów.
-Raczej świetna uczennica. - wyszczerzyłam się.
-No nie wiem. - odparł Jese. - Nie potrafisz nawet zapamiętać nazwy stadionu.
-Wasza wina. - stwierdziłam.

Do domu znów wróciłyśmy późnym wieczorem, a mnie znów czekało przepisywanie notatek, na szczęście było tego trochę mniej, bo nauczyciele oszczędzili biednych maturzystów przed świętami. Dlatego resztę wieczoru miałam dla siebie, a przynajmniej tak mi się wydawało...
-Chodź ubierać choinkę, Diana! - do mojego pokoju wpadła Amelia.
-O tej porze? - spojrzałam na zegarek. - Już prawie północ.
-Specjalnie na was czekałyśmy. - powiedziała z wyrzutem, więc chcąc nie chcąc, pięć minut później, w piżamie stałam przy choince wieszając na niej kolorowe bombki.

*

Budząc się w Madrycie, nie było mowy o złym humorze. Od samego rana byłam cała we skowronkach, co w Polsce zdarzało się rzadko. Miałam wrażenie, że nikogo nie ma w domu, bo przywitała mnie cisza i spokój, ale kiedy zeszłam do salonu doszło do mnie, że byłam w wielkim błędzie.
-Co wy tu robicie z samego rana? - spytałam widząc trójkę piłkarzy na sofie.
-Hmm... już prawie dwunasta. - powiedział Jese, spoglądając na zegarek. - Pora obiadowa, a ty nawet śniadania nie zjadłaś.
Pokazałam mu język.
-Mam nadzieję, że będę miała co zjeść na te śniadanie, bo widzę, że się rozgościliście. - spojrzałam na puste opakowania po jedzeniu, brudne miski, talerze i szklanki, których chyba nie mieli zamiaru po sobie posprzątać.
-Właśnie robimy dla ciebie śniadanie! - zawołała Manuela z kuchni.
-Fajne kapcie. - dorzucił Alvaro.
Spojrzałam na swoje kapcie-króliki z odstającymi uszami. Rzeczywiście były urocze.
-Wiem. - uśmiechnęłam się do Hiszpana i skierowałam się do kuchni, gdzie czekał na mnie wielki talerz tostów.
-Chyba będziecie musiały mi pomóc. - stwierdziłam, znając możliwości własnego żołądka. Mogłam zjeść co najwyżej dwa.
-My jesteśmy chętni do pomocy! - zawołał któryś z piłkarzy.
No i tak się złożyło, że przy pomocy trzech facetów, którzy jak to stwierdzili „potrzebują dużo energii” moje śniadanie ograniczyło się do jednego, najmniejszego tosta, ale lepsze to niż nic, zwłaszcza że straciłam apetyt słysząc słowa, których miałam nadzieję już nigdy od Nacho nie usłyszeć...
-Pięknie wyglądasz taka niewyspana. - uśmiechnął się, wywołując śmiech pozostałych osób zebranych przy stole.
-Ależ ja jestem jak najbardziej wyspana. - mruknęłam. - Nie macie może żadnego treningu przed tym waszym meczem? - spytałam z nadzieją, że Nacho wyniesie się wkrótce z tego domu.
-Przed chwilą wróciliśmy z treningu.- odparł Alvaro, odbierając mi mój świetny humor, z którym się obudziłam. – Następny jutro rano.
-Mam nadzieję, że się pojawisz. - Nacho znów zrobił głupią, zalotną minę.
-Mam nadzieję, że to trening zamknięty dla kibiców. - mruknęłam chowając twarz w dłoniach. Myślałam, że mam to już za sobą, a tymczasem on się dopiero rozkręcał.
-Wczoraj byłaś milsza. - uśmiechnął się zalotnie.
-Widocznie nie powinnam. - mruknęłam, nie podnosząc głowy, z rąk, które oparłam na stole.
Manuela wygoniła chłopców kiedy stary zegar w salonie wybił godzinę piętnastą i resztę popołudnia mogłyśmy spędzić w babskim gronie. Cieszyłabym się nawet ze spędzania czasu samotnie, byle nie słuchać tych głupich komentarzy na temat swojej urody.
-No piękna blondynko. - zaśmiała się Manuela, po czym widząc mój zabójczy wzrok dodała nieco poważniejszym tonem. - Zrobiłam to dla ciebie. Widziałam, że masz już tego dość.
-Nie musiałaś, jakoś bym to zniosła.
-Och, daj spokój. Ja też już nie umiem tego słuchać. - wtrąciła Roz. - Jemu się wydaje, że jak jest piłkarzem to każda padnie przed nim na kolana.
-Dla mnie musi się bardziej postarać. - uśmiechnęłam się.
-Podziwiam cię za twoją cierpliwość. Ja na twoim miejscu już dawno zrobiłabym mu krzywdę.
-Dajcie mu spokój, dziewczyny. - ponownie zaśmiała się Manuela. - Jak będziesz go ignorować to w końcu mu się to znudzi.
Myślałam, że mu się znudziło już wczoraj... - dodałam w myślach. Tylko do jasnej cholery dlaczego znów musiał zmienić zdanie? Przecież już zaczynałam go lubić...
-Tylko się nie zakochuj. - powiedziała Manuela. - Nacho raczej nie będzie ci wierny.
-Zwariowałaś? - krzyknęłam. - Ja się nie zakochuję. W każdym razie nie tak łatwo, a już na pewno nie w chłopaku, który próbuje zdobyć mnie tak tandetnymi komplementami.
Dziewczyny zaśmiały się i rozsiadły się na kanapie obok mnie.
-Tak myślałam. - odparła Manuela. - Ale wolałam ci powiedzieć. Tak na wszelki wypadek. O wiele bardziej pasowałabyś do Alvaro...
-Tak, zdecydowanie! - poparła ją Rosita.
-A może do Jese? - spytałam poirytowana tą rozmową. Już z dwojga złego wolałabym  robić z siebie idiotkę rozmawiając o piłce nożnej z chłopakami i mieszając nazwiska piłkarzy Realu z nazwiskami piłkarzy Barcelony, niż prowadzić dyskusję na temat, który z Hiszpanów najbardziej do mnie pasuje.

3 komentarze:

  1. Camp Bernabeu - dobra jest hah. W sumie Morata ganiający po stadionie musiał śmiesznie wyglądać :D
    No i Nacho powrócił do swoich starych nawyków i głupich tekścików. Ciekawe co z tego wyniknie. Może ona w końcu się do niego przekona?
    Pozdrawiam i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekać na romansik? Oby jak najkrócej. ; )
    Camp Bernabeu. ; pp
    Ja tam z chłopakami mogłabym godzinami rozmawiać, szczególnie o Realu Madryt. ; ]]
    Podoba mi się rozdział i czekam na następny. ; *
    _____________________
    Tak, też mam wspaniały humor po wczorajszym meczu i hat-tricku. ; )
    Synek Cristiano jest taki śliczny i słodki.
    < 333
    Życzę wielkich emocji przy oglądaniu Gran Derbi, kolejnego hat-tricka i oczywiście zwycięstwa. Pozdrawiam! ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny blog ! ;) ;** . czekam na następny odcinek, mam nadzieje, że szybko się pojawi ;) . pozdrawiam ;* . K.M.

    OdpowiedzUsuń