Święta, święta i po świętach... Spędziłam te dwa dni w gronie
domowników, najczęściej siedząc przy kominku, w grubych
skarpetach, które dostałam od Dawida, mojej nowej koszulce,
która okazała się bardzo wygodna (zdarzało mi się w niej
nawet zasypiać) i z książką w ręce, która już nie była
taka przyjemna, bowiem była to książka do matematyki. Matura coraz
bliżej, a ja z matmy orłem nigdy nie byłam. Korzystając z
nieobecności Adriana i ciszy, którą rzadko mogłam cieszyć
się w domu postanowiłam trochę się poedukować. Myślałam, że
nie ma nic bardziej męczącego niż uczenie się matmy i wtedy
właśnie zgodziłam się pójść do Alvaro żeby pokazać mu
jak działa pralka.
Drzwi otworzył mi jakiś uśmiechnięty rudzielec. Polubiłam go
jeszcze zanim się odezwał.
-Cześć – powiedział wpuszczając mnie do środka. - Ty pewnie do
Alvaro?
Skinęłam głową i przekroczyłam próg mieszkania, a
rudzielec zamknął za mną drzwi.
-To już wiem dlaczego tak go wzięło na sprzątanie... - westchnął.
- Alex, jestem – wyciągnął do mnie dłoń, którą
uścisnęłam i również się przedstawiłam.
-Ja już o tobie słyszałem – puścił mi oczko, a ja tylko się uśmiechnęłam.
Zostawiwszy płaszcz i buty w przedsionku przeszłam do przytulnego,
idealnie wysprzątanego, zapewne przez Alvaro salonu. Alex ulotnił
się do swojego pokoju mówiąc mi jeszcze z rozbawieniem:
-Powodzenia!
Chyba chciał mi tym uświadomić, że on również próbował
nauczyć swojego kolegę jak poprawnie używać pralki. Westchnęłam
ciężko, bo była to już zapowiedź mojej męki. Po chwili do
salonu wkroczył Alvaro w ubraniu domowym, to znaczy – spodenki
sięgające kolan i luźna, szara koszulka. Nie mogę powiedzieć, że
nie wyglądał uroczo, bo wyglądał i to bardzo. W ręku trzymał
swoją błękitną koszulę z różową plamą po winie.
-Cześć – przywitał się.
-I ty to trzymasz tak od wigilii? - spojrzałam na niego z
politowaniem.
-Mama nie chciała mi pomóc, siostra też nie i nawet Alex mi
powiedział, że mam sobie sam z tym poradzić... - zrobił minę
zbitego szczeniaka.
Wywróciłam oczami i zabrałam od niego koszulę.
Już wiem co czuli wszyscy moi nauczyciele matematyki, kiedy stałam
przy tablicy próbując rozwiązać proste zadanie. Zaczęłam
im szczerze współczuć i zastanawiać się czy nie kupić im
jakiegoś prezentu w nagrodę za cierpliwość jaką do mnie mieli.
Niestety ja nie miałam takiej cierpliwości i Morata parę razy
oberwał po łbie, ale koniec końców – jakoś sobie wyprał
tą koszulę bez uszczerbku na jej elegancji, ale za to z
uszczerbkiem na mojej psychice.
-Powinnaś się częściej uśmiechać - powiedział kiedy padłam
wykończona na kanapę w jego salonie. - No... proszę o uśmiech! -
położył palce na kącikach moich ust unosząc je do góry.
Potrząsnęłam głową pozbywając się jego rąk z mojej twarzy i
spojrzałam na niego unosząc brew do góry.
-Naprawdę... ładniej ci z uśmiechem.
Uniosłam brew jeszcze wyżej, nadal nie spełniając jego prośby o
uśmiech.
-Próbujesz naśladować Nacho? - spytałam - Wiesz... jesteś
jakoś mniej drażniący niż on, więc na razie ci nie wychodzi.
Alvaro cały czas patrzył na mnie z szerokim uśmiechem, więc chcąc
nie chcąc też się roześmiałam.
-Tak lepiej – powiedział.
-Wisisz mi kolejną kawę – westchnęłam zrezygnowana.
-Zamiast na kawę, biorę cię jutro na trening – odparł, a ja
zaniemówiłam, jednak spodobała mi się taka propozycja.
-Gołe klaty będą? - spytałam. - Bo jak nie to nie przyjmuję
takiej zapłaty.
-Będzie Ronaldo.
-No co ty?! - udałam zdziwioną. - W życiu bym nie pomyślała, że
mogę spotkać Cristiano Ronaldo na treningu drużyny, której
gra.
Kiedy rano do mojego pokoju wpadła Manuela oznajmiając, że z
Rositą wybierają się na trening razem ze mną pomyślałam, że
robi sobie ze mnie żarty. Nie chodziło o to, że nie chciałam żeby
ze mną szła (wręcz przeciwnie – od razu czułam się pewniej),
chodziło o godzinę, o której mnie obudziła. Gdybym
wiedziała, że to będzie tak wcześnie i znów okazja do
wyspania się do południa przejdzie mi koło nosa zapewne bym się
nie zgodziła. Całe szczęście nikt mnie o tym nie poinformował i
mogłam przeżyć jak na razie najlepszy dzień swojego pobytu w
Madrycie.
Założyłam oczywiście swoją koszulkę, która mimo tego, że
była koloru białego, a ja nosiłam ją codziennie – nie miała
jeszcze ani jednej plamki.
Czułam lekki stres kiedy zatrzymaliśmy się przed ośrodkiem
treningowym Realu Madryt, jednak obecność koleżanek i Alvaro ten
stres łagodziła. Dziewczyny czuły się tam już jak u siebie w domu,
więc wszystko mi pokazały.
-Czy oni już zaczęli? - spytałam kiedy po pięciu minutach
siedzenia i gapienia się na boisko widziałam jedynie dorosłych
facetów, którzy jak dzieci gonili i popychali się
nawzajem.
-To taka jakby rozgrzewka... - wyjaśniła mi Rosita. - Zaraz
zobaczysz prawdziwy trening.
Faktycznie chwilę później trener ogarnął te zoo i zaczął
się taki trening jakiego spodziewałam się po profesjonalnych
piłkarzach. Udało mi się dostrzec Cristiano Ronaldo, ale lepszy
widok miałam sprzed telewizora, niż teraz kiedy znajdował się
zaledwie kilkanaście metrów ode mnie.
Siedziałyśmy sobie spokojnie kiedy usłyszałam dziwny dźwięk,
wydawany jakby przez małpę, a następnie śmiech Manueli i Roz.
Przerażona odwróciłam się w tamtą stronę. Był to
oczywiście piłkarz Realu. Nie wiem jednak co było bardziej
zabawne: jego fryzura, jego mina, czy wspomniany wcześniej dźwięk.
-Trochę wolnego, a Alvaro zdążył sobie w tym czasie znaleźć
taką ładną dziewczynę? - oburzył się. - Jesteś dziewczyną
Alvaro, tak?
-Nie jes...
-Marcelo jestem – przedstawił się, prezentując swoje białe
zęby. Nie pozwolił mi nawet dokończyć zdania.
-Diana.
Z przerażeniem stwierdziłam, że piłkarze mają jakąś przerwę w
treningu, a Manuela i Rosita zniknęły gdzieś wśród nich. Zostawiły
mnie samą w towarzystwie zwariowanego Marcelo, a wkrótce moją
obecność zauważyli inni piłkarze, którzy koniecznie
chcieli się dowiedzieć kim jestem i co robię na ich treningu. Na
ratunek przyszedł mi Alvaro.
-Odsuńcie się od niej, bo zaraz nie będzie miała czym oddychać!
-Dzięki Alvaro! - powiedziałam głośno się śmiejąc, po czym
przedstawiłam się wszystkim.
Lekcje z Jese na coś mi się opłaciły. Niektórych piłkarzy,
takich jak Pepe, czy Sergio Ramos potrafiłam rozpoznać jeszcze
zanim mi się przedstawili.
-Ładna koszulka – stwierdził Jose Callejon (czy w Hiszpanii co
drugi osobnik płci męskiej ma na imię Jose?). Chwycił mnie za
ramiona i odwrócił do siebie plecami, w celu sprawdzenia
nazwiska i numeru na bluzce. - Ronaldo – przeczytał na głos.
-Prezent od chłopaków – kiwnęłam głową w stronę Alvaro
i Nacho, którzy stali obok. A z Nacho miałam przecież
przeprowadzić ważną rozmowę! Już chciałam do niego podejść
kiedy usłyszałam kolejny głos piłkarza, który chciał mnie
poznać. Zamarłam w bezruchu kiedy zobaczyłam jego twarz. Ciemna karnacja, przepiękny uśmiech i włosy na żelu - jego znak rozpoznawczy.
-Cześć, Cristiano jestem – wyciągnął ku mnie swoją dłoń, a
ja – zdaję sobie z tego sprawę – patrzałam na niego jak na
kogoś kto oznajmił mi właśnie, że jest przybyszem z innej
planety.
-Diana – odparłam w końcu, ściskając jego dłoń. Zmusiłam się
do uśmiechu próbując pokonać szok, którego doznałam.
Rozmowy z Nacho nie udało mi się przeprowadzić, bo trener kazał
piłkarzom wracać do treningu, a obok mnie z powrotem pojawiły się dziewczyny. Domyśliłam się, że specjalnie mi uciekły żebym mogła
sama, bez ich pomocy porozmawiać z piłkarzami. Nie było tak źle
jak to sobie wyobraziłam. Już zdążyłam ich wszystkich polubić.
Po treningu wyciągnęłam z torby aparat i biegałam z nim od
piłkarza do piłkarza, razem z Roz, którą wykorzystałam
jako fotografa. Zrobiłam sobie zdjęcie chyba ze wszystkimi, łącznie
z Jose Mourinho, który wcale nie był taki wredny jak to się
zawsze wydawało w telewizji. Być może miał lepszy dzień lub po
prostu lubi cykać sobie fotki z fanami (o ile mogłam tak już o
sobie powiedzieć).
-Nacho! - zawołałam widząc jak kieruje się w stronę szatni.
Odwrócił się i spojrzał na mnie pytająco. Postanowiłam
być bezlitosna.
Kiedy do niego dobiegłam chwyciłam go za ucho i pociągnęłam w
dół sprawiając, że wydał z siebie krzyk.
-Rosita nie jest taką idiotką za jaką ją uważasz – mówiłam
z każdym słowem mocniej ściskając jego ucho. - Jeśli naprawdę
ci na niej zależy to zabierz się za to porządnie!
-Aua! Ciszej bądź, bo ktoś usłyszy - powiedział, a ja jeszcze mocniej zacisnęłam palce na jego uchu. - Dobra, dobra! - jęknął. - Tylko mnie puść.
Posłusznie go uwolniłam, a on od razu się wyprostował masując
obolałe miejsce.
-Powiedział ci... - westchnął.
-Powiedział mi, a ja nie zamierzam tak tego zostawić.
-To co ja mam zrobić? - spytał w dalszym ciągu masując obolałe
ucho.
Uderzyłam się ręką w czoło. Co za idiota!
-Chcesz mi powiedzieć, że potrafisz obsypywać komplementami obce
dziewczyny, ale nie masz pojęcia co zrobić z tą, na której
ci zależy? Brawo, Nacho. Brawo.
-Na Rositę takie rzeczy nie działają.
Usłyszałam nawoływanie Alvaro. Właśnie się do nas zbliżał.
-Pomogę ci... - westchnęłam. - Chyba nie może być gorzej niż z
Alvaro i pralką... - dodałam ciszej, bo Hiszpan właśnie pojawił
się obok nas.
-Miałaś się uśmiechać! - powiedział robiąc to samo co
poprzedniego popołudnia. Przyłożył mi swoje spocone palce do
kącików ust i próbował uformować z tego uśmiech.
Uśmiechnęłam się z własnej woli, byle tylko zabrał te paluchy!
-Jak podobał ci się trening? - spytał chowając dłonie do
kieszeni bluzy.
-Nie podobał mi się – odparłam udając obrażoną. - Nie
wpuściliście mnie do szatni.
Ach! Normalnie uwielbiam ten rozdział. Niezaprzeczalnie! Alvarito jest tak słodki z tymi swoimi koszulami i praniem, że aż się rozpływam :D
OdpowiedzUsuńA, i już nie mogę doczekać się kolejnego opowiadania, nawet jeżeli ma być o Gregorze ;)
Bardzo mi się podoba ten rozdział. Jest Alvaro i wielu innych piłkarzy, a to jest coś, co lubię. . ; ))
OdpowiedzUsuńI powiem wprost, czekam na jakiś przełom między nimi. Niech się w końcu pocałują czy coś, bo już nie mogę się doczekać. ; DD
Bardzo się cieszę, że zaczniesz opowiadanie o Gregorze. ; >>
Pozdrawiam! ; *
Bardzo pozytywny rozdział. Nie mogłam z tymi koszulkami, haha <3 Tak jak Madridistka, ja również czekam na jakiś przełom, niech zacznie dziać się duużo więcej między bohaterami. Czekam na następny, pozdrawiam i weny życzę! Zapraszam na 7 rozdział, na http://estar-conmigo.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńświetnie!
OdpowiedzUsuńhttp://footballzyciem.blogspot.com/ - zapraszam do siebie, na piątkę
Kochaaaam *.* Epickie. Nie ma to jak robić sobie sweet focie ze wszystkimi jak leci. a z Nacho faktycznie nie moż być gorzej niz z Alvaro i pralko :D też by mnie zostawila tej koszulki <3
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze epicki widać, ze Alvie kocha się w naszej Dianie hyh.
A co do twojego nowego opowiadania to fajnie, ze o Schlieriem *.* Uwielbiam go po prostu ale Kicie też.. haha Dobra ja już nic nie mówię.
Pozdrawiam :*
male-jest-wredne.blogspot.com ---> Zapraszam na rozdział 17 :D