Z ulgą przyjęłam fakt, że mama darowała sobie mowy umoralniające
i kiedy Dawid odstawił mnie do domu, mogłam spokojnie iść spać.
Nie przewidziałam jednak tego, że mogłaby to przełożyć na rano,
dlatego niczego nieświadoma, wcześniej niż zwykle, zeszłam do
kuchni, a mama już zwarta i gotowa, czekała na mnie z
przemówieniem, nad którym myślała chyba całą noc.
-Wiesz... Alvaro to bardzo fajny chłopak, zawsze najbardziej lubiłam
go z tych wszystkich kolegów Manueli, ale...
-Nie wiem jak w Hiszpanii, mamo, ale w Polsce zawsze mówimy
sobie dzień dobry, albo cokolwiek innego na powitanie, chyba
jeszcze nie zapomniałaś? - przerwałam jej, nalewając sobie soku
pomarańczowego do szklanki.
Mama zaśmiała się cicho, po czym obdarzyła mnie nieco
zakłopotanym wzrokiem.
-Chyba chcę już mieć to za sobą i podejrzewam, że ty też...
-To nie poruszajmy tego tematu – wzruszyłam ramionami. - Ufasz mi,
prawda? Nie zrobię nic czego mogłabym potem żałować...
-Alvaro to fajny chłopak – powtórzyła. - Może być ojcem
moich wnuków, ale jeszcze nie teraz.
Policzki, aż mnie zapiekły i ogarnęło mnie przekonanie, iż
właśnie wtapiam się w podłogę. Jakby nie patrzeć – to byłoby
świetne rozwiązanie. Byle tylko nie poruszać więcej takich
tematów z mamą.
-Dobrze mamo – odparłam. - Obiecuję, że twój pierwszy
wnuk będzie dzieckiem Dawida, nie moim.
Nie czekając na jej odpowiedź, zabrałam z miski jabłko i
popędziłam do swojego pokoju, aby tam spokojnie się nim
delektować. Bez rozmawiania o seksie i antykoncepcji.
Przeżuwając ostatni gryz owocu, usłyszałam dzwonek do drzwi, co
zupełnie mnie nie obeszło, bo w końcu byłam w tym domu tylko
gościem. Rzuciłam się na swoje łóżko, zgarniając laptopa
ze stolika, kiedy usłyszałam wołanie Amelii:
-DIANA! KOCHAŚ DO CIEBIE!
Nawet nie zdążyłam otworzyć swojego komputera, a już musiałam
odkładać go na swoje miejsce. Zwlokłam się z łóżka,
zerknęłam przelotnie w lusterko, aby przypadkiem tego kochasia
nie przestraszyć i zbiegłam po schodach rzucając się w ramiona
Alvaro, tak jakbyśmy się nie widzieli od bardzo długiego czasu.
-Humorek dopisuje? - zaśmiał się kiedy już przestałam oplatać
go rękami wokół szyi.
-Dopisuje i to wyjątkowo mocno – odparłam. - Mam za sobą
najbardziej kompromitującą rozmowę z mamą i wydaje mi się, że
już nic gorszego mnie dzisiaj nie spotka. - uśmiechnęłam się i
pocałowałam go w policzek.
-To super, bo teraz zabieram cię na przedmeczowy trening –
odwzajemnił uśmiech i podał mi mój płaszcz wiszący na
jednym z haczyków. - Koledzy się ucieszą.
Moja obecność na treningu znów wywołała niemałe
zamieszanie. Marcelo i Pepe, kiedy trener im się nie przyglądał,
strzelali do mnie głupie miny, parodiując zachowanie tanich
podrywaczy, a potem obserwowali reakcję Alvaro, który z
początku mógłby zabić ich wzrokiem, ale z każdym kolejnym
wybrykiem z ich strony, odrobinę się uspokajał, przyzwyczajony do
ich niezbyt dojrzałego zachowania. Zrobiłam im kilka zdjęć, na
których wyglądali zabawniej niż w rzeczywistości.
Po intensywnym treningu (głównie mięśni twarzy), piłkarze
udali się do szatni, a ja stałam przy wyjściu, czekając na
Alvaro, który prawdopodobnie miał co do mnie jeszcze jakieś
niecne plany.
-Witamy panią Morata! - usłyszałam za swoimi plecami męskie
głosy, które jak się od razu domyśliłam, należały do
Pepe i Marcelo.
-Korzystamy z tego, że Alvaro jeszcze siedzi w szatni – oznajmił
Brazylijczyk - bo jak wyjdzie to już sobie nie porozmawiamy.
-Straszny z niego zazdrośnik – dodał Pepe.
-Wyjeżdżam za niecałe dwa tygodnie, chce się mną nacieszyć –
zaśmiałam się, próbując go bronić.
-Już za dwa tygodnie? - zaniepokoił się Marcelo. - Też
chcielibyśmy się nacieszyć naszą nową kibicką!
-Polska to piękne miejsce, ale mam nadzieję, że kiedyś tu
wrócisz?
Już otwierałam buzię, aby zapewnić Portugalczyka, że na pewno
jeszcze ich odwiedzę, ale Marcelo wszedł mi w słowo.
-Piękne miejsce? Ja tam nie mam najlepszych wspomnień z Polski.
Byłem tam raz, od razu nogę złamałem i trzy miesiące gry z
głowy...
-Och... - westchnęłam. - A to, że trenowałeś w Polsce miało na
to największy wpływ... - powiedziałam z przekąsem.
-Powiedz mi jeszcze... - Marcelo puścił moją uwagę mimo uszu -
czy wszystkie dziewczyny w Polsce są tak ładne jak ty?
Zaśmiałam się, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć usłyszałam
chrząknięcie za plecami.
-Diana jest jedyna w swoim rodzaju – Alvaro udzielił odpowiedzi za
mnie, po czym wepchnął się między mnie, a Marcelo, obejmując
mnie ramieniem. - Nie ma piękniejszej dziewczyny od niej.
Poczułam, iż na moją twarz wkradły się rumieńce, tak czerwone,
że pomidory mogłyby mi pozazdrościć, ale nie powiedziałam nic.
-Oczywiście! - powiedział Pepe. - Zmywamy się, bo coś czuję, że
jak tego nie zrobimy to będziemy musieli zmierzyć się z huraganem
Morata. Do zobaczenia na meczu! - pomachali nam na pożegnanie i
zniknęli za drzwiami, a my wciąż staliśmy w tym samym miejscu.
-Huragan Morata... - zaśmiałam się. - A gdzie mnie ten huragan
porywa?
-Niestety, huragan Morata musi odpocząć przed meczem i odwozi cię
do domu.
Byłam trochę zawiedziona, że moja wizyta na treningu, faktycznie
skończyła się tylko na treningu. Liczyłam chociaż na jakąś
przejażdżkę z Alvaro po mieście, bo uwielbiałam jeździć na
miejscu pasażera. Musiałam jednak uszanować jego pracę, w końcu
ma zobowiązania wobec klubu, który płaci mu za to niemałe
pieniądze.
Ledwo przekroczyłam próg, a w oczy rzuciły mi się dwie pary
butów, których nie było kiedy wychodziłam. Przeszłam
do salonu, z którego dochodziły kobiece głosy, od razu
rozpoznałam, że jeden z nich należy do Manueli.
Okazało się jednak, że to do mnie przyszli goście. Monika i
Łukasz.
Monika pogrążona była w rozmowie z Manuelą, natomiast Łukasz
wydawał się być niezainteresowany ich konwersacją i pokazywał
coś w telefonie mojej siostrze.
-Diana! - Manuela niemal podskoczyła z miejsca na mój widok.
- Czemu nie mówiłaś, że twoi znajomi wpadną? - spytała,
ale nim zdążyłam jej odpowiedzieć, już wylewała z siebie
kolejne potoki słów. - Wspaniali są! Już ich polubiłam! -
mówiła zawzięcie gestykulując, a ja w końcu zaczęłam
szerzej rozumieć czym jest hiszpański temperament.
-Cześć! - wykrztusiłam w końcu, widząc uśmiechnięte twarze
przyjaciół, którym udzielił się dobry humor Manueli.
-Pójdą z nami na mecz – oznajmiła moja przyszywana
siostra, nie pozwalając im odpowiedzieć. - Już załatwiłam im
bilety.
I takim oto sposobem siedzieliśmy na jednej z lepszych trybun w
piątkę. Nacho i Alvaro zajmowali miejsca na ławce rezerwowych, a
Jese był w drodze powrotnej z nieznanego mi miejsca, w którym
grał mecz z drużyną rezerw, więc jedynym przedstawicielem płci
męskiej był Łukasz, który najwyraźniej miał już dość
paplaniny Manueli.
-Jese chyba nie byłby zadowolony – szepnęła Rosita, tuż przy
moim uchu. - Twój kolega najwyraźniej spodobał się Manueli.
-Łukasz ledwo potrafi coś powiedzieć po angielsku – zaśmiałam
się. - Biorąc po uwagę fakt, że Manuela nawija do niego po
hiszpańsku, na pewno nic nie rozumie. Jese nie musi czuć się
zagrożony.
-Diana – usłyszałam wołanie wspominanego właśnie Łukasza.
Odwróciłam głowę w jego stronę i pytająco kiwnęłam
głową. - Twoja koleżanka działa mi na nerwy – oznajmił bez
ogródek, za co Monika szturchnęła go dyskretnie w żebro,
nie przerywając swojej rozmowy z Manuelą. - Mam nadzieję, że po
meczu urwiesz się gdzieś z nami? Pokażesz nam miasto...
-Tak jakbym te miasto znała – zaśmiałam się. - Pogadamy potem –
machnęłam ręką, gdyż na murawę zaczęli wchodzić piłkarze obu
drużyn.
Półtorej godziny później
-HALA MADRID! - wrzeszczeli kibice przepychając się do wyjść, a
mi udzielał się ich nastrój. Czułam się jakbym kibicowała
im od urodzenia, a nie zaledwie miesiąca. Moja nowa koszulka, którą
dostałam od Alvaro, sporo ze mną przeżyła tego wieczora.
Ściskałam ją nerwowo w rękach, za każdym razem kiedy któraś
z drużyn miała wielką szansę na gola. Ostatecznie jednak Real
wygrał z Valencią* jeden do zera.
-To jak? - spytał Łukasz. - Idziesz z nami?
-Poczekam na Alvaro – odparłam. - Chyba może się zabrać?
-Oczyw... - Monika już chciała się zgodzić, jednak Łukasz jej
przerwał.
-Wolałbym, żeby to było nasze wyjście... wiesz... bez Hiszpanów.
Rozumiałam go w pełni. Wolał swobodnie z nami rozmawiać po
polsku, niż słuchać hiszpańskiej gadki, której nie
rozumiał.
Chyba mogłam na to przystać. W końcu przyjechali tu dla mnie,
musiałam poświęcić im trochę czasu i nie włóczyć się
wszędzie z hiszpańskimi przyjaciółmi.
-No dobrze – uśmiechnęłam się, po czym oznajmiłam Manueli i
Roz, że urywam się z Moniką i Łukaszem.
-Poczekajcie! - powiedziała Manuela. - Pójdziemy z wami.
Łukasz jakby zrozumiał co powiedziała, bo cały pobladł na
twarzy. Aż zrobiło mi się go żal.
-Wolelibyśmy raczej spędzić resztę dzisiejszego wieczoru w
polskim towarzystwie – powiedziałam delikatnie. - Mam nadzieję,
że nie macie nic przeciwko.
-Oczywiście, że nie! - zaśmiała się Rosita.
-W takim razie bawcie się dobrze! - dodała Manuela, a my
przepchnąwszy się przez tłum kibiców, znaleźliśmy się w
końcu przed stadionem.
Miałam nadzieję, że Huragan Morata, nie narobi przez to wyjście chaosu.
*Nie mam pojęcia jaki był wynik w meczu z Valencią, ani czy w
ogóle w tamtym czasie był taki mecz, bo nie uczyłam się
terminarza na pamięć :P Mam nadzieję, że przymkniecie na to oko.
Dlaczego tak krótko? :(
OdpowiedzUsuńMama Diany chyba trochę późno obudziła się z rozmową na temat seksu, ale w niektórych przypakach lepiej późno niż wcale ;)
Alvaro to prawdziwy skarb, gdyby mnie tak ktoś zabierał na treningi Realu <3 Szkoda tylko, że nic więcej poza tym treningem się nie wydarzyło, myślałam, że poznamy Huragan Morata. A ten Łukasz coś mi nie pasi jednak, wydaje się być zwyczajnym gburem, po co przyjechał do Hiszpanii, żeby siedzieć z samymi Polakami :| bez sensu taki wyjazd, no, ale liczę na jakieś porządne dramy :)
Czekam już, bardzo czekam na kolejny odcineczek :D
Buziaki!
Rozumiem, że przyjechali do niej znajomi z Polski, ale przez nich nie mogłam nacieszyć się Alvaro. Diana zresztą też. Dla mnie było go za mało, zdecydowanie. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie go duuuużo więcej i nikt nie przeszkodzi im w kolejnych spotkaniach.
OdpowiedzUsuńNa http://place-of-art.blogspot.com/ pojawiło się Twoje zamówienie. Serdecznie zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńArowana