Łzy
spływały po moich policzkach, jak krople deszczu po szybie, w którą
się wpatrywałam.
Dopiero
teraz zdałam sobie sprawę ze swojej żałosnej naiwności.
Świadomość
posiadania przy sobie osoby takiej jak Alvaro, zupełnie przyćmiła
mi mózg. Wydawałoby się, że jest chłopakiem, który
dla swojej ukochanej, mógłby zrezygnować nawet ze swojej
największej pasji, jaką była piłka nożna. Myślałam, że
prędzej dałby sobie uciąć rękę niż pozwolił mnie skrzywdzić.
A
jednak.
Sam
to zrobił.
Zaskakujące
jest to jak łatwo się do niego przywiązałam. Gdzieś w głębi
siebie, już na początku czułam, że to nie skończy się dobrze,
że nie powinnam była się w to angażować, ale poszłam za
namowami przyjaciół, a przede wszystkim - za głosem własnego
serca, które biło mocniej na sam dźwięk jego głosu.
Popełniłam błąd? Nie sądzę.
Przy
Alvaro przeżyłam naprawdę piękne chwile, a wszystko co dobre
kiedyś się kończy. Zawsze miałam taką świadomość, a będąc z
Alvaro, zamknięta w jego ramionach, miałam naiwną nadzieję, że
to będzie trwało bez końca i nawet przymusowe rozstanie na kilka
miesięcy, nie będzie dla nas przeszkodą. W końcu taka tęsknota
mogłaby tylko umocnić nasz związek.
Z jednej strony czułam ulgę, że to wszystko co nas
łączyło zdążyło się rozpaść zanim się od tego uzależniłam,
a biorąc pod uwagę fakt, jak szybko przyzwyczaiłam się do jego
obecności, przerodzenie się tego przyzwyczajenia w uzależnienie
było tylko kwestią czasu. Z drugiej jednak, żałowałam. Gdzieś w
podświadomości, liczyłam na to, że po nim nie będzie już
nikogo, że to z nim spędzę resztę życia. Bardzo bolało mnie to
jak się na nim zawiodłam. Moja chora naiwność wzięła górę
nad zdrowym rozsądkiem i musiałam przeżywać kolejne
rozczarowanie. Bardziej dotkliwe niż kiedykolwiek.
Łukasz i Monika wrócili już do Polski, a mi pozostały dwa
dni. Kolejne, które miałam spędzić na wylewaniu łez, bo w
moich podświadomych planach, cały ten czas spędzałam z Alvaro.
Mieliśmy objechać cały Madryt jego samochodem, zatrzymać się na
trochę w jakimś cichym miejscu na łonie natury, nacieszyć się
ostatnimi wspólnymi chwilami. Wieczorem, ostatni raz chciałam
wybrać się z nim na Santiago Bernabeu, w końcu byłam nowym
kibicem Realu Madryt. Ostatnią noc w Madrycie, również
chciałam spędzić w jego ramionach, a nie płacząc do poduszki.
Moją chwilę słabości (trwającą już drugi dzień), przerwały
osoby, które bez pukania weszły do mojego pokoju. Nie miałam
nawet siły, żeby się złościć i formułować prośbę, aby
następnym razem jednak zapukać. Oderwałam wzrok od mokrej szyby i
zapuchniętymi od płaczu oczami, spojrzałam na nieproszonych gości,
którymi okazały się Manuela z Rositą.
-Co to jest? - spytałam niezbyt uprzejmym tonem, spoglądając na
siatki, które ze sobą przytaszczyły. Całe szczęście
dziewczyny nie były oburzone moją reakcją na ich widok.
-Puste kalorie i trochę procentów – wyjaśniła Rosita. -
Nie pozwolimy ci zmarnować kolejnego dnia tutaj, zwłaszcza, że
niedługo wracasz do Polski.
-Wyżalisz nam się, a potem będzie już tylko lepiej – dodała
Manuela, a ja zeskoczyłam z parapetu, po czym mocno je obie
uściskałam.
Tego mi było trzeba.
Przyjacielskiego, szczerego uścisku, który dałby mi choć
trochę poczucia, iż nie jestem wcale taka samotna, a życie nie
kończy się na Alvaro Moracie.
-Wyciągajcie to co przyniosłyście – uśmiechnęłam się. - Nie
marnujmy kolejnych minut tego dnia.
Butelkę wina później
-Faceci to perfidne świnie – wydarłam się, usiłując wbić
korkociąg w korek, który uniemożliwiał mi dostęp do
zawartości drugiej z butelek, które przyniosły dziewczyny.
-Tak jest Diana, nie szczędź ich! - poparła mnie Manuela. -
Perfidne świnie, które myślą, że świat się wokół
nich kręci!
-Ale Nacho jest cudowny! - dodała Rosita, za co została przez nasz
wzrok zgromiona.
-To ma być babski wieczór – powiedziała stanowczo Manuela.
- Nacho ma jutro swój dzień, więc będziesz miała okazję
żeby powiedzieć mu jaki jest cudowny, a może nawet pokazać –
zachichotała. Widać nie tylko ja miałam tak słabą głowę. -
Dzisiaj napierdalamy na facetów, a nie szukamy ich zalet,
zrozumiano?
-Zrozumiano! - odkrzyknęła Rosita. - O! Nareszcie! - dodała
widząc, jak korek wyskakuje z butelki, którą trzymałam w
ręku.
-Nacho ma jutro swój dzień? - spytałam, pozwalając by
Rosita zabrała mi z rąk zieloną butelkę. -Dlaczego ja nic o tym
nie wiem?
-Jak to nie wiesz jak już wiesz? - spytała Manuela, przytrzymując
dwa kieliszki aby Rosita mogła wypełnić je czerwonym napojem. -
Czeka cię jeszcze jedna impreza przed wyjazdem.
Czas płynął nieubłaganie szybko, a my zdążyłyśmy opróżnić
drugą butelką wina i zacząć szampana. W głowie już mi szumiało
od tej mieszaniny. Nigdy nie miałam zbyt silnej głowy, więc nie
najlepiej zniosłam taką mieszankę. Przynajmniej poprawił mi się
humor i to znacznie. Radość wypełniała mnie aż po końcówki
palców, a śmiech wydobywał się z moich ust, bez konkretnego
powodu. Czułam się świetnie.
Dopóki nie zadzwonił dzwonek, oznajmiający, iż ktoś stoi
przed drzwiami, a ja nie wiedząc czemu, pośpieszyłam by je
otworzyć.
Kiedy zamknęłam drzwi swojego pokoju, w moje uszy uderzyła
irytująca cisza panująca na korytarzu. Jakby na przekór temu
co działo się za drzwiami. Nikogo poza nami nie było w domu i całe
szczęście.
Bo nie chciałabym, żeby ktokolwiek był świadkiem rozmowy, którą
musiałam przeprowadzić chwilę później.
Uśmiech, który miałam na ustach jeszcze w momencie
naciskania klamki, zniknął momentalnie, wraz z wypełniającą mnie
euforią, kiedy zobaczyłam kto złożył mi wizytę.
-Przepraszam.
Alvaro stał przede mną, a wyraz jego twarzy już na pierwszy rzut
oka, wyrażał skruchę i zmieszanie. W rękach trzymał skromną
wiązankę czerwonych róż, tak jakby to miało mnie w jakiś
sposób przekonać.
-Nie ufasz mi, Alvaro – odparłam po chwili milczenia. - Co zrobisz
jak wrócę do Polski, gdzie z Łukaszem będę spędzać
mnóstwo czasu? Będziesz do mnie wydzwaniał raz na godzinę,
żądając ode mnie szczegółowej relacji z tego co robiłam,
odkąd ostatnim razem się rozłączyłeś? - zaśmiałam się
gorzko.
-Popełniłem wielki błąd, nie powinienem był się tak wściekać.
- w tonie jego głosu, dało się teraz wyczuć nutkę desperacji,
ale alkohol płynący w moich żyłach, dodał mi nieco asertywności,
więc nie zwróciłam na to większej uwagi.
-Popełniłem wielki błąd – sparodiowałam jego słowa. - Wczoraj
próbowałeś mi wmówić, że to ja jestem temu winna,
bo spotkałam się z Łukaszem.
-Poniosło mnie – spuścił głowę. - Przepraszam.
Gdybym była trzeźwa, jego przepraszam pewnie zmiękczyłoby
moje serce i przeprosiny być może zostałyby przyjęte. Ale z
dziewczynami właśnie zaczęłyśmy mieszać szampana z winem, więc
mój stan był daleki od trzeźwości.
-Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te swoje przepraszam? -
warknęłam. - Razem z tymi kwiatkami. - wyrwałam mu bukiet z rąk i
cisnęłam nim o ziemię z siłą, na jaką pozwolił mi alkohol w
moich żyłach, czyli niewielką. - Mogłeś pomyśleć o tym kiedy
wypominałeś mi moje spotkania z Łukaszem! - nawet nie zauważyłam
kiedy mój głos zaczął drżeć, a z oczu wypłynęły łzy.
Myślałam, że alkohol tymczasowo pozbawił mnie uczuć, ale nadmiar
wrażeń i emocji chyba z powrotem mi je przywrócił. - Nie
będę rezygnować dla ciebie z przyjaciół.
Nie czekając na jego dalsze słowa zamknęłam drzwi i oparłam się
o nie, pozwalając sobie na kolejną chwilę słabości. Dopiero
kiedy się opanowałam, wróciłam do dziewczyn, ani słowem
nie wspominając o odbytej przed chwilą rozmowie. Manuela i Rosita
doskonale to zrozumiały i na poprawę humoru podsunęły mi pod nos
kolejną już lampkę wina.
-Nie żałuj sobie – powiedziała dosyć głośno, aczkolwiek
zachęcająco Manuela, robiąc przy tym bardzo śmieszną minę.
I nie zamierzałam sobie niczego żałować.
Powiedziałam Alvaro wszystko co leżało mi na sercu i mimo tego, iż
nie uważałam, że zrobiłam dobrze, świat nadal się kręcił, a
kolejne procenty, które w siebie wlewałam, pomagały mi się
pozbyć tego okropnego uczucia.
Rozdział jest cudowny! < 3
OdpowiedzUsuńI co ta Diana narobiła? Ona powinna być z Alvaro! Mogła mu wybaczyć!
Jeny, mam nadzieję, że jeszcze jakoś wszystko się ułoży, że będą razem. Nie wyobrażam sobie innego zakończenia.
Kurczę, smutno mi, że to opowiadanie się już kończy. ; /
Mam tak samo, nie mogę pogodzić się z odejściem Ozila. Nie wyobrażałam sobie, że w tym sezonie Mesuta już nie będzie w Realu Madryt. Nigdy nawet taka myśl mi przez głowę nie przeszła. A jednak, stało się...
O nie! Oni muszą się pogodzić i być razem ;c . Mam nadzieję, że tak będzie ;). Czekam na następny i zapraszam do siebie : http://amoe-vinci-omni-luiz.blogspot.com/2013/09/rozdzia-7.html ;)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM ;*