22 września 2013

19. Nieprzyjete przeprosiny

Łzy spływały po moich policzkach, jak krople deszczu po szybie, w którą się wpatrywałam.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę ze swojej żałosnej naiwności.
Świadomość posiadania przy sobie osoby takiej jak Alvaro, zupełnie przyćmiła mi mózg. Wydawałoby się, że jest chłopakiem, który dla swojej ukochanej, mógłby zrezygnować nawet ze swojej największej pasji, jaką była piłka nożna. Myślałam, że prędzej dałby sobie uciąć rękę niż pozwolił mnie skrzywdzić.
A jednak.
Sam to zrobił.
Zaskakujące jest to jak łatwo się do niego przywiązałam. Gdzieś w głębi siebie, już na początku czułam, że to nie skończy się dobrze, że nie powinnam była się w to angażować, ale poszłam za namowami przyjaciół, a przede wszystkim - za głosem własnego serca, które biło mocniej na sam dźwięk jego głosu. Popełniłam błąd? Nie sądzę.
Przy Alvaro przeżyłam naprawdę piękne chwile, a wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zawsze miałam taką świadomość, a będąc z Alvaro, zamknięta w jego ramionach, miałam naiwną nadzieję, że to będzie trwało bez końca i nawet przymusowe rozstanie na kilka miesięcy, nie będzie dla nas przeszkodą. W końcu taka tęsknota mogłaby tylko umocnić nasz związek.
Z jednej strony czułam ulgę, że to wszystko co nas łączyło zdążyło się rozpaść zanim się od tego uzależniłam, a biorąc pod uwagę fakt, jak szybko przyzwyczaiłam się do jego obecności, przerodzenie się tego przyzwyczajenia w uzależnienie było tylko kwestią czasu. Z drugiej jednak, żałowałam. Gdzieś w podświadomości, liczyłam na to, że po nim nie będzie już nikogo, że to z nim spędzę resztę życia. Bardzo bolało mnie to jak się na nim zawiodłam. Moja chora naiwność wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i musiałam przeżywać kolejne rozczarowanie. Bardziej dotkliwe niż kiedykolwiek.
Łukasz i Monika wrócili już do Polski, a mi pozostały dwa dni. Kolejne, które miałam spędzić na wylewaniu łez, bo w moich podświadomych planach, cały ten czas spędzałam z Alvaro. Mieliśmy objechać cały Madryt jego samochodem, zatrzymać się na trochę w jakimś cichym miejscu na łonie natury, nacieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami. Wieczorem, ostatni raz chciałam wybrać się z nim na Santiago Bernabeu, w końcu byłam nowym kibicem Realu Madryt. Ostatnią noc w Madrycie, również chciałam spędzić w jego ramionach, a nie płacząc do poduszki.
Moją chwilę słabości (trwającą już drugi dzień), przerwały osoby, które bez pukania weszły do mojego pokoju. Nie miałam nawet siły, żeby się złościć i formułować prośbę, aby następnym razem jednak zapukać. Oderwałam wzrok od mokrej szyby i zapuchniętymi od płaczu oczami, spojrzałam na nieproszonych gości, którymi okazały się Manuela z Rositą.
-Co to jest? - spytałam niezbyt uprzejmym tonem, spoglądając na siatki, które ze sobą przytaszczyły. Całe szczęście dziewczyny nie były oburzone moją reakcją na ich widok.
-Puste kalorie i trochę procentów – wyjaśniła Rosita. - Nie pozwolimy ci zmarnować kolejnego dnia tutaj, zwłaszcza, że niedługo wracasz do Polski.
-Wyżalisz nam się, a potem będzie już tylko lepiej – dodała Manuela, a ja zeskoczyłam z parapetu, po czym mocno je obie uściskałam.
Tego mi było trzeba.
Przyjacielskiego, szczerego uścisku, który dałby mi choć trochę poczucia, iż nie jestem wcale taka samotna, a życie nie kończy się na Alvaro Moracie.
-Wyciągajcie to co przyniosłyście – uśmiechnęłam się. - Nie marnujmy kolejnych minut tego dnia.

Butelkę wina później
-Faceci to perfidne świnie – wydarłam się, usiłując wbić korkociąg w korek, który uniemożliwiał mi dostęp do zawartości drugiej z butelek, które przyniosły dziewczyny.
-Tak jest Diana, nie szczędź ich! - poparła mnie Manuela. - Perfidne świnie, które myślą, że świat się wokół nich kręci!
-Ale Nacho jest cudowny! - dodała Rosita, za co została przez nasz wzrok zgromiona.
-To ma być babski wieczór – powiedziała stanowczo Manuela. - Nacho ma jutro swój dzień, więc będziesz miała okazję żeby powiedzieć mu jaki jest cudowny, a może nawet pokazać – zachichotała. Widać nie tylko ja miałam tak słabą głowę. - Dzisiaj napierdalamy na facetów, a nie szukamy ich zalet, zrozumiano?
-Zrozumiano! - odkrzyknęła Rosita. - O! Nareszcie! - dodała widząc, jak korek wyskakuje z butelki, którą trzymałam w ręku.
-Nacho ma jutro swój dzień? - spytałam, pozwalając by Rosita zabrała mi z rąk zieloną butelkę. -Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Jak to nie wiesz jak już wiesz? - spytała Manuela, przytrzymując dwa kieliszki aby Rosita mogła wypełnić je czerwonym napojem. - Czeka cię jeszcze jedna impreza przed wyjazdem.

Czas płynął nieubłaganie szybko, a my zdążyłyśmy opróżnić drugą butelką wina i zacząć szampana. W głowie już mi szumiało od tej mieszaniny. Nigdy nie miałam zbyt silnej głowy, więc nie najlepiej zniosłam taką mieszankę. Przynajmniej poprawił mi się humor i to znacznie. Radość wypełniała mnie aż po końcówki palców, a śmiech wydobywał się z moich ust, bez konkretnego powodu. Czułam się świetnie.
Dopóki nie zadzwonił dzwonek, oznajmiający, iż ktoś stoi przed drzwiami, a ja nie wiedząc czemu, pośpieszyłam by je otworzyć.
Kiedy zamknęłam drzwi swojego pokoju, w moje uszy uderzyła irytująca cisza panująca na korytarzu. Jakby na przekór temu co działo się za drzwiami. Nikogo poza nami nie było w domu i całe szczęście.
Bo nie chciałabym, żeby ktokolwiek był świadkiem rozmowy, którą musiałam przeprowadzić chwilę później.
Uśmiech, który miałam na ustach jeszcze w momencie naciskania klamki, zniknął momentalnie, wraz z wypełniającą mnie euforią, kiedy zobaczyłam kto złożył mi wizytę.
-Przepraszam.
Alvaro stał przede mną, a wyraz jego twarzy już na pierwszy rzut oka, wyrażał skruchę i zmieszanie. W rękach trzymał skromną wiązankę czerwonych róż, tak jakby to miało mnie w jakiś sposób przekonać.
-Nie ufasz mi, Alvaro – odparłam po chwili milczenia. - Co zrobisz jak wrócę do Polski, gdzie z Łukaszem będę spędzać mnóstwo czasu? Będziesz do mnie wydzwaniał raz na godzinę, żądając ode mnie szczegółowej relacji z tego co robiłam, odkąd ostatnim razem się rozłączyłeś? - zaśmiałam się gorzko.
-Popełniłem wielki błąd, nie powinienem był się tak wściekać. - w tonie jego głosu, dało się teraz wyczuć nutkę desperacji, ale alkohol płynący w moich żyłach, dodał mi nieco asertywności, więc nie zwróciłam na to większej uwagi.
-Popełniłem wielki błąd – sparodiowałam jego słowa. - Wczoraj próbowałeś mi wmówić, że to ja jestem temu winna, bo spotkałam się z Łukaszem.
-Poniosło mnie – spuścił głowę. - Przepraszam.
Gdybym była trzeźwa, jego przepraszam pewnie zmiękczyłoby moje serce i przeprosiny być może zostałyby przyjęte. Ale z dziewczynami właśnie zaczęłyśmy mieszać szampana z winem, więc mój stan był daleki od trzeźwości.
-Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te swoje przepraszam? - warknęłam. - Razem z tymi kwiatkami. - wyrwałam mu bukiet z rąk i cisnęłam nim o ziemię z siłą, na jaką pozwolił mi alkohol w moich żyłach, czyli niewielką. - Mogłeś pomyśleć o tym kiedy wypominałeś mi moje spotkania z Łukaszem! - nawet nie zauważyłam kiedy mój głos zaczął drżeć, a z oczu wypłynęły łzy. Myślałam, że alkohol tymczasowo pozbawił mnie uczuć, ale nadmiar wrażeń i emocji chyba z powrotem mi je przywrócił. - Nie będę rezygnować dla ciebie z przyjaciół.
Nie czekając na jego dalsze słowa zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, pozwalając sobie na kolejną chwilę słabości. Dopiero kiedy się opanowałam, wróciłam do dziewczyn, ani słowem nie wspominając o odbytej przed chwilą rozmowie. Manuela i Rosita doskonale to zrozumiały i na poprawę humoru podsunęły mi pod nos kolejną już lampkę wina.
-Nie żałuj sobie – powiedziała dosyć głośno, aczkolwiek zachęcająco Manuela, robiąc przy tym bardzo śmieszną minę.
I nie zamierzałam sobie niczego żałować.

Powiedziałam Alvaro wszystko co leżało mi na sercu i mimo tego, iż nie uważałam, że zrobiłam dobrze, świat nadal się kręcił, a kolejne procenty, które w siebie wlewałam, pomagały mi się pozbyć tego okropnego uczucia.

2 komentarze:

  1. Rozdział jest cudowny! < 3
    I co ta Diana narobiła? Ona powinna być z Alvaro! Mogła mu wybaczyć!
    Jeny, mam nadzieję, że jeszcze jakoś wszystko się ułoży, że będą razem. Nie wyobrażam sobie innego zakończenia.
    Kurczę, smutno mi, że to opowiadanie się już kończy. ; /
    Mam tak samo, nie mogę pogodzić się z odejściem Ozila. Nie wyobrażałam sobie, że w tym sezonie Mesuta już nie będzie w Realu Madryt. Nigdy nawet taka myśl mi przez głowę nie przeszła. A jednak, stało się...

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie! Oni muszą się pogodzić i być razem ;c . Mam nadzieję, że tak będzie ;). Czekam na następny i zapraszam do siebie : http://amoe-vinci-omni-luiz.blogspot.com/2013/09/rozdzia-7.html ;)
    POZDRAWIAM ;*

    OdpowiedzUsuń