21 lutego 2013

6. Wesoła Wigilia i Alvaro w opałach

Wigilijny poranek był najbardziej zabieganym jaki przeżyłam. Mama biegała po kuchni jak szalona, ja starałam się jej pomagać, a pozostali domownicy wzięli się za ostatnie porządki. Po południu przyjechała młodsza siostra Santiago, Pilar z mężem, Ignacio i dwójką dzieci (pięć i osiem lat, świetnie!) oraz Dawid ze swoją dziewczyną, Ines. Zastanawiałam się jak taki tłum zmieści się w naszym domu, ale okazało się, że jest on większy niż mi się wydawało i moje obawy ograniczyły się tylko do tego jak zniosę obecność pięcioletniej Mariny. Jej brat Miguel był w wieku Amelki, więc liczyłam na to, że moja siostra się nim zajmie.
Mimo moich obaw początkowo wcale nie było tak źle. Mała Marina była rozwydrzonym bachorem, ale okazało się, że przebywanie pod jednym dachem z Adrianem zrobiło ze mnie nadzwyczaj cierpliwego człowieka. Usiadłam przy stole w babskim gronie, między Manuelą, a Ines, którą chciałam jak najlepiej poznać. Pozornie była trochę nieśmiała, ale kiedy chwilę z nią porozmawiałam okazała się być bardzo miłą, otwartą osobą. Jedyną rzeczą, która mnie denerwowała było to, że tuż obok Ines siedział mój brat, który cały czas wtrącał się do naszej rozmowy.
-Nieźle się ustawiłaś, siostra – powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Widziałem cię wczoraj z tym piłkarzyną... - dodał szybko.
-Świetnie – mruknęłam.- Przecież znasz mój stosunek do związków...
-Tak, tak - wywrócił oczami. - Jestem taka nieszczęśliwa, mam pecha w miłości i nie chcę żeby ktoś cierpiał przeze mnie... z chłopakami tylko się przyjaźnię, nic więcej - parodiował mój głos, robiąc dziwne gesty rękami. Manuela i Ines zachichotały, chociaż zapewne nie zrozumiały ani słowa. Szturchnęłam brata w ramię.
-Nigdy nie powiedziałam, że jestem nieszczęśliwa, a to że szczęście w miłości odziedziczyłam po mamie... - nie dokończyłam, bo z przeciwnej strony stołu nadleciał tłusty kawałek kurczaka, który spadł na moją beżową koszulę robiąc na niej tłustą plamę. Sam oczywiście nie nadleciał, pomogła mu w tym Marina. Z trudem opanowałam złość, zapewniłam przepraszającą mnie Pilar, że nic się nie stało i wyszłam z salonu żeby się przebrać.
-Kurwa, kurwa, kurwa...
Nie przeklinałam zbyt często, ale teraz eksplodowała we mnie złość, którą tłumiłam przez cały wieczór słuchając wrzasków tego dziecka i oskarżeń brata o jakiś rzekomy związek. Wbiegłam po schodach na górę i zrzuciłam niewygodne buty, które kazała mi założyć mama, jakbym nie mogła chodzić po domu boso. Co z tego, że mieliśmy gości? Otwarłam szafę, wyciągnęłam z niej szary sweterek i szybko go na siebie narzuciłam. Przeszłam się chwilę po pokoju żeby moje nogi mogły odpocząć od niewygodnych butów, zerknęłam na ekran telefonu, który zostawiłam w pokoju przekonana, że nikt nie będzie mnie potrzebował. Pomyliłam się, bo na wyświetlaczu widniała informacja o tym, że otrzymałam SMS od Alvaro. Szybko otwarłam wiadomość i przeleciałam po niej wzrokiem
„Zalałem koszulę winem. RATUJ!”
Uśmiechnęłam się do siebie i szybko odpisałam:
„Mamusia ci wypierze.”
Schowałam telefon do kieszeni w spodniach, założyłam te okropne buty i zeszłam z powrotem do salonu, wrzucając po drodze dzieło Mariny do pralki. Ines siedziała na moim miejscu, więc musiałam usiąść obok Dawida, Marina bawiła się z Amelią i Miguelem, więc na razie nie musiałam obawiać się fruwającego jedzenia.
Poczułam wibracje w kieszeni, oznajmujące, iż Alvaro odpisał na SMS.
„Mamusia powiedziała, że jestem już taki duży, że mogę sobie sam wyprać, bo umiem”
Wyobraziłam sobie minę, którą prawdopodobnie by zrobił gdyby mówił to na żywo i zaśmiałam się cicho, co nie uszło uwadze mojego brata.
-Co on ci tam wysyła, że się tak uśmiechasz? - spytał. - Swoje nagie zdjęcia?
Miałam wrażenie, że robię się czerwona na twarzy. Nie ze wstydu, tylko ze złości. Gdyby nie fakt, że nie siedzieliśmy przy stole sami i byliśmy zmuszeni do kulturalnego zachowania pewnie zrobiłabym z sałatką to samo co Marina przed chwilą zrobiła z kurczakiem. Z tą różnicą, że sałatka wylądowałaby na jego idealnie ułożonej fryzurze, a nie na szarej koszuli.
-Z Rositą piszę - skłamałam, ale brat zabrał mi telefon.
-Czemu masz Rositę zapisaną pod „Alvaro”? - zaśmiał się.
Wyrwałam mu mój telefon z ręki i odparłam:
-Żeby mi się wyświetlała pierwsza na liście.
Dawid jeszcze raz parsknął śmiechem, ale niespodziewanie wrócił do mnie mój stoicki spokój, który udawało mi się zachowywać dopóki nie zostałam ofiarą latającego kurczaka.
-Ines, twój chłopak chyba ucierpiał mentalnie po tym jak opuściłaś go dla Manueli - zwróciłam się do „przyszłej bratowej”. - Wiem, że na pewno fajnie się wam rozmawia, ale czy mogłabym wrócić na swoje miejsce? Chyba nie chcecie, żeby doprowadzono mnie do załamania psychicznego.
Hiszpanki wybuchły śmiechem. Być może dlatego, że powiedziałam to nie tak jak chciałam i wyszło z tego coś komicznego, albo dlatego, że wydało im się zabawne to iż jestem dręczona psychicznie przez Dawida. Nieważne. Ines zamieniła się ze mną miejscem, a ja spokojnie mogłam odpisać Alvaro na SMS.
„Chyba najwyższa pora się nauczyć”
Schowałam telefon do kieszeni i pogrążyłam się w rozmowie z dziewczynami na temat sukienki cioci Pilar, co - nie powiem - trochę mnie męczyło.

Tuż przed północą wszyscy goście wyparowali, byłam tak nieprzytomna, że nawet nie jestem pewna, w którym dokładnie momencie opuścili nasze skromne, zabałaganione jak cholera progi. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zanim położyłam się spać (taki przywilej posiadła jedynie Amelia, która już od dobrej godziny chrapała na kanapie) musiałam pomóc reszcie domowników posprzątać. Jakbyśmy nie mogli poczekać z tym do rana... Zebranie naczyń i umieszczenie ich w zmywarce nie trwa wcale tak długo, ale problem polegał na tym, że tego wszystkiego było bardzo dużo i nie dało się tego zmieścić za jednym razem, a poza tym Marinka porozrzucała trochę więcej jedzenia niż myślałam i trzeba było go szukać naokoło stołu (o ile nie wylądowało w innych zakamarkach salonu). Tak więc nie pamiętam kiedy położyłam się spać, bo nie miałam nawet siły spojrzeć na zegarek, nie mówiąc już o przebieraniu się w piżamę. Pamiętam jedynie, że miękkość mojej pościeli była jak wybawienie.
Rano spałam chyba do trzynastej, ale spałabym dłużej gdyby nie Amelia, która wpadła do mojego pokoju jak strzała krzycząc:
-PREZENTY!
W Polsce prezenty zwykle otwieraliśmy po wigilijnej kolacji, ale szczerze mówiąc to nie dziwiłam się, że mama postanowiła zrobić to następnego dnia rano (o ile można tak powiedzieć o godzinie trzynastej). Wydaje mi się, że przy Marinie większość z tych prezentów nie przeżyłaby nawet minuty.
-Słyszysz, Diana? - potrząsnęła mną. - Chodź na dół, bo dla ciebie też są.
Kiwnęłam jedynie głową i kazałam jej wyjść i poczekać na mnie przy choince, a sama wydobyłam spod łóżka dwa worki, w których znajdowały się prezenty od taty i te, które kupiłam ja. Były bardzo ciężkie, ale jakoś udało mi się znieść je do salonu.
-U taty Mikołaj był trochę wcześniej i kazał mi...
-Nie jestem głupia, Diana. - powiedziała obrażona Amelka, a ja poczułam lekkie ukłucie w sercu. Gdzie jest moja mała siostra, która nie dała sobie wmówić, że Mikołaj nie istnieje?
Manuela parsknęła śmiechem i wskazała mi stos prezentów, które powinnam otworzyć. Byłam podekscytowana jak mała dziewczynka, naprawdę. Dawno otwieranie świątecznych prezentów nie wzbudzało we mnie takiego podniecenia. W pierwszej paczce (od mamy i Santiago) znalazłam płytę jakiegoś hiszpańskiego zespołu, którego nazwę pierwszy raz widziałam na oczy, ale postanowiłam jej posłuchać w wolnej chwili. Od Manueli dostałam koszulkę z jakimś napisem. Była jeszcze trzecia paczka, nie miałam pojęcia od kogo, ale Manuela widząc moje zdziwienie powiedziała:
-Od naszych kochanych piłkarzy.
Zrobiło mi się trochę wstyd, bo ja nie miałam dla nich nic, ale mimo to wzięłam się za rozpakowywanie prezentu. W środku była biała koszulka z logo adidas i herbem Realu Madryt. Mogłam się tego domyślić od razu. Odwróciłam ją żeby zobaczyć czyje nazwisko będę nosić na plecach. Ronaldo. Uśmiechnęłam się do siebie i nałożyłam koszulkę na siebie. Przy okazji zdałam sobie sprawę, że dalej mam na sobie ubrania, które nosiłam wczoraj, nie chciałam widzieć się w lustrze. Mimo grubego swetra klubowa koszulka wisiała na mnie jak na wieszaku.
-Chyba będę musiała też dać im jakiś spóźniony prezent. - powiedziałam, a Manuela machnęła ręką.
-Im wystarczy, że będziesz to nosić.

6 komentarzy:

  1. Fajny prezent. Nie pogardziłabym. ; ))
    Mi rozdział się podoba.
    W ankiecie zagłosowałam na Gregora, ale jeśli zaczniesz pisać o Maćku, to też będę czytać. Kocham ich obu, ale mogłam wybrać tylko jednego. Mimo wszystko będę czytać każde Twoje opowiadanie. Może być nawet o Thomasie. ; ))
    + nowość u mnie, na we-must-learn-to-love.blogspot.com
    Pozdrawiam. ! ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się prezent w postaci koszulki Cristiano podoba bardzo i Dianie chyba też. Zdecydowanie zasługujesz na więcej komentarzy, bo nadrobiłam całą historię i chcę więc, więcej. Uwielbiam Alvaro za to Nacho działa mi potwornie na nerwy. Ugh :D
    W ankiecie głosowałam na Maćka, ale przeczytam wszystko jeżeli będzie napisane równie genialnie co blanco-madrid.
    Życzę dużo weny i mam nadzieję, że kolejny pojawi się niebawem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mi się przyjemnie na serduchu zrobiło. Dziękuję bardzo za miłe słowa :) Każdy taki komentarz ogromnie mnie motywuje. Zaczęłam pisać dwie historie, ale zamierzam to pisać bez pośpiechu i kiedy tylko uznam, że którąś z tych historii mogę już opublikować na pewno o tym poinformuję. Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że wytrwasz ze mną do końca :)

      Usuń
  3. Dostać koszulkę klubową jako prezent, ile ja już o tym marze? :P Nowe opowiadanie przeczytam z równie miłą chęcią jak to, będę tu wpadać aż do końca opowiadania, a wena przyjdzie z czasem, nawet najlepszych opuszcza :)
    Zapraszam serdecznie:

    http://manutdlov.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chcę taki prezent! <3 Kiedy zobaczyłam, że piszesz o Alvaro i ekipie z Realu od razu wzięłam sie za czytanie i nie zawiodłam się. Opowiadanie bardzo mi się podoba. Informuj mnie o następnych rozdziałach i zapraszam do siebie, na estar-conmigo.blogspot.com. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. haha Jaki Alvaro ;d nie no nei ma to jak tłumaczenie sie rodzince z kim się pisze. A taki prezent to i ja chce haha a czemu akurat Ronaldo?? Nie żebym miała nic przeciwko, ale wiesz, Alvie by był bardziej odpowiedni, dobra ja juz nic nie mówię! rozdział mi sie podoba.
    A co do blokady to znam to doskonale.. ehh i jeszcze szkoła do tego. Jeżeli chodzi o skoki to zawsze i wszedzie Schlieri. Maciek też jest spoko
    Pozdrawiam :*
    male-jest-wredne.blogspot.com ---> Zapraszam na rozdział 16 :P

    OdpowiedzUsuń