Mętlik tkwiący w mojej głowie, nie pozwolił mi zasnąć bardzo
długo. Biłam się z własnymi myślami pół nocy, a kiedy w
końcu udało mi się zasnąć, za oknem dało się już słyszeć
śpiew ptaków.
Obudziłam się z dziwnym ciężarem na sercu. Jakby ktoś przywiązał
mi do niego jakiś ciężki przedmiot, który za karę musiałam
dźwigać, a za każdym razem kiedy przez moją głowę przemknęło
imię Alvaro, węzeł, na którym owy ciężar się znajdował
zaciskał się ciaśniej sprawiając mi ogromny ból. Przez
głowę przechodziło mi mnóstwo myśli w tak zawrotnym
tempie, że w końcu pożałowałam przyjazdu do Madrytu. Pierwszy
raz odkąd tu byłam.
Przewróciłam się na drugi bok, zerkając na zegarek, stojący
na drewnianym stoliczku obok łóżka. Dziesiąta... To bardzo
wcześnie, biorąc pod uwagę godzinę o której udało mi się
zasnąć. Zwlokłam się z łóżka i skierowałam do łazienki,
jednak tuż po otworzeniu drzwi Manuela rzuciła się na mnie jakby
czatowała tam od jakiegoś czasu tylko czekając, aż raczę się
obudzić i podnieść swój tyłek z łóżka.
Wprowadziła mnie z powrotem do pokoju, zamykając drzwi.
-Nie wypuszczę cię stąd dopóki mi nie powiesz co tak
naprawdę się stało, bo co jak co, ale nie jestem taka głupia,
Diana. Wiem, że twoje złe samopoczucie nie było spowodowane żadnym
bólem głowy, ani niczym podobnym!
Popatrzałam na nią błagalnym wzrokiem, ale dobrze wiedziałam, że
ta dziewczyna jest nieugięta i jeśli będzie chciała to faktycznie
będzie mnie tu trzymać, dopóki sama nie straci cierpliwości,
czyli być może nawet do wieczora, jeśli nie dłużej. Zdążyłam
już trochę poznać jej charakter.
-Alvaro wyznał mi miłość – powiedziałam na jednym tchu, czując
że sznur zaciśnięty wokół mojego serca lekko się
rozluźnia, ale nie udało mi się całkowicie od niego uwolnić.
Spojrzałam na Manuelę. Wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Nie
podobał mi się jej wyraz twarzy. Zmrużyła lekko powieki,
posyłając mi mrożące krew w żyłach spojrzenie. W jej oczach
zapłonęła złość, zmieszana z czymś w rodzaju kpiny.
-A ty dałaś mu kosza tak? - fuknęła, wywołując u mnie jeszcze
większe poczucie winy. Ucisk przy sercu nasilił się, aż odruchowo
położyłam swoją dłoń na piersi. Dlaczego zawsze musiałam się
tak przejmować cudzymi uczuciami? Czy o mnie ktokolwiek się tak
kiedyś martwił?
-Kosza? Chyba zbyt mocno to ujęłaś ja... - próbowałam się
tłumaczyć, ale nieudanie. Zresztą po co niby miałam to robić?
Tłumaczy się winny, a ja nie byłam niczemu winna. Nie
odwzajemniałam uczuć Alvaro, więc wolałam mu to szczerze
powiedzieć, niż dawać złudną nadzieję, która na końcu i
tak okazuje się bardziej dotkliwa, niż bezzwłoczna, bolesna
prawda. No i tu pojawiało się kolejne pytanie: Czy moje uczucia do
Alvaro faktycznie ograniczały się tylko do koleżeństwa? Nie
potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć, natomiast siedząca obok mnie
Manuela, doskonale znała odpowiedź.
-Kogo ty chcesz oszukać? - poklepała mnie po ramieniu. - Wszyscy
doskonale wiemy, że między tobą, a Alvaro jest coś więcej niż
tylko przyjaźń, tylko ty udajesz, że tak nie jest.
-Bo nie jest! - odparłam, sama siebie okłamując.
-Nie wiem, nie wejdę do twojej głowy, żeby się o tym przekonać,
ale na moje oko to macie się ku sobie... - powiedziała opuszczając
moje lokum.
Zostawiła mnie z mnożącymi się w mojej głowie pytaniami, z
jeszcze silniejszym uciskiem wokół serca.
Niech to wszystko szlag trafi!
Nauka uratowała mi tyłek.
Po południu Manuela nalegała, abym wyszła gdzieś z naszym stałym
towarzystwem, a ja w końcu miałam okazję pokazać mamie jak
przykładną jestem uczennicą. Wyciągnęłam swoje zeszyty, które
podczas świąt leżały w zakamarkach szuflady mojego biurka i
wzięłam się za przepisywanie notatek, z dnia wczorajszego, o
których na śmierć zapomniałam, a które Łukasz jak
zwykle punktualnie przesłał na moją pocztę wczorajszego
popołudnia. Mama widząc mój zapał, nie chciała nawet
słuchać pomysłów Manueli.
Nie sądziłam, że gdzieś wśród tych wszystkich literek,
obliczeń, historycznych dat i mnóstwa pojęć i regułek,
zgubię to dręczące mnie od wczorajszego wieczora wyrzuty sumienia.
Pogrążona w edukacji, zupełnie straciłam rachubę czasu. Dawno
nauka mnie tak nie pochłonęła, a właściwie to nigdy coś takiego
się nie zdarzyło. Może nie będzie ze mną tak źle z tą moją
maturą?
Kiedy zakręcałam długopis, po uprzednim zamknięciu ostatniego
zeszytu, usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Na ekranie
wyświetlił się napis „Nacho”, co mnie odrobinę zaskoczyło,
niemniej jednak odebrałam.
-Możemy się spotkać? - usłyszałam w słuchawce jego głos. Co on
znów kombinował?
-Jeśli próbujesz podstępem zmusić mnie do spotkania z
Alvaro to wybij to sobie z tej twojej pustej głowy! Wiem, że
jesteście gdzieś wszyscy razem, bo Manuela...
-Spokojnie, Diana! - powiedział zaskoczony moim wybuchem. - Manuela
i Jese ostatecznie wybrali się gdzieś sami, bo tylko oni mieli na
to ochotę...
-To dlaczego nie poszedłeś z nimi? - spytałam, po czym zdałam
sobie sprawę z tego, że to głupie pytanie. Odpowiedź była
oczywista. Czułby się jak piąte koło u wozu.
Spotkaliśmy się w barze, który znajdował się nieopodal
mojego tymczasowego domu. Nacho precyzyjnie wytłumaczył mi jak mam
się tam dostać, ale mimo jego wysiłku, musiałam pytać ludzi o
drogę. Szłam przed siebie, a oprócz mnie po ulicach
spacerowały spore tłumy. W oddali zauważyłam szyld ze wskazaną
przez Hiszpana nazwą, dlatego przyspieszyłam kroku i odetchnęłam
z ulgą. Otworzyłam drewniane drzwiczki, wpuszczając do
pomieszczenia nieco chłodnego powietrza. W przeciwieństwie do tego,
co działo się na zewnątrz, ta miejscówka świeciła
pustkami i jedynymi oznakami życia w tym miejscu byli Nacho i
przymulony barman.
Usiadłam obok kolegi, który już popijał jednego drinka.
Poinformowałam mężczyznę, który przecierał akurat
szklaneczki, że chcę to samo co on, po czym zwróciłam się
do Nacho:
-Miałeś jakiś konkretny powód, żeby się ze mną spotkać?
-Potrzebuję babskiej rady... - oznajmił.
-Chodzi o Rositę? - westchnęłam, a on jak mogłam się spodziewać,
potwierdził to kiwnięciem głowy.
-Chyba powinieneś na ten temat pogadać z Manuelą, ja się w tych
sprawach jestem kompletną nieudacznicą... - westchnęłam, biorąc
łyk napoju, który postawił przede mną barman. - Może daj
trochę na wstrzymanie? Zacznie jej brakować twoich komplementów,
bo ja wiem... kup jej bukiet drogich kwiatów... nie, cofam to.
Kwiaty są oklepane.
-Nie wiedziałem, że umiesz tak dużo mówić! - zaśmiał się
Nacho. - Pierwsza rada jest nawet mądra...
-Znam to z własnych obserwacji. Moje koleżanki zgrywają
niedostępne, a jak chłopak odpuszcza, robią się zazdrosne i
żałują...
-To zupełnie jak ty i Alvaro! - klasnął w dłonie. - Ty zgrywasz
niedostępną, a potem będziesz tego żałować... - pogroził mi
palcem, a ja posłałam mu pełne ironicznego politowania spojrzenie.
-Nic nie zgrywam... - odparłam biorąc kolejny łyk drinka, a mój
towarzysz w tym czasie zamówił sobie kolejnego.
-Miłość jest do bani! - krzyknął Nacho, kiedy godzinę później
wychodziliśmy z baru. Był po paru mocnych trunkach, nie wiem po
ilu, bo przestałam liczyć po trzech. Na szczęście ja byłam na
tyle odpowiedzialna, aby zachować umiar. Fernandez lekko chwiejnym
krokiem, szedł tuż obok mnie, a ja byłam przerażona. Nie miałam
pojęcia co z nim zrobić. Najrozsądniej byłoby go odprowadzić do
domu, ale był jeden mały problem: nie znałam jego adresu. Zresztą
– nawet jakbym znała to i tak bym tam nie trafiła.
-Alvaro! - krzyknął nagle, wymachując energicznie rękami, a ja
odruchowo poderwałam głowę do góry i rozglądnęłam się
na boki. Miałam nadzieję, że otępiony przez nadmiar alkoholu
Nacho po prostu się pomylił, jednak nic z tego. Morata zatrzymał
przy nas swój samochód, a kiedy z niego wysiadł, w
blasku ulicznych latarni mogłam dostrzec dość nieciekawą minę na
jego twarzy. - Alvaro zobacz! Wyrwałem twoją laskę! - wybełkotał,
a ja poczułam jak złość opanowuje moje ciało. Wszystko we mnie
jakby zapłonęło, a ręce, nad którymi nie panowałam,
odepchnęły gwałtownie Hiszpana, który tylko lekko się
zatoczył.
-Wyrywać to ty możesz chwasty w ogródku! - warknęłam, a w
tym czasie Alvaro znalazł się tuż obok nas, powodując że
przestrzeń między nami jakby się zagęściła.
-Odwiozę go do domu – powiedział, starając się przybrać
obojętny ton. - Chyba że macie jeszcze jakieś plany...
Powinnam mu chyba była powiedzieć „spadłeś mi z nieba” lub
coś w tym stylu, ale moje struny głosowe odmówiły mi
posłuszeństwa i nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego
logicznego zdania. Wlepiałam w niego swój wzrok, jakby był
duchem lub inną zjawą, a po chwili milczenia, wymamrotałam tylko:
-Nie, nie mamy już planów.
Alvaro chwycił Nacho za kaptur od kurtki, po czym chyba brutalniej
niż by należało, posadził go na tylnym siedzeniu swojego
samochodu.
-To na razie... - pożegnał się, znów tym pseudo obojętnym
tonem, co mnie okropnie zabolało. Czułam się jakby jego
beznamiętność wbiła się w moje serce niczym gwoździe. Nie
chciałam, żeby nasze rozmowy tak teraz wyglądały.
Tak, Nacho miał rację. Miłość jest do bani!
Po powrocie do domu, od razu przebrałam się w piżamę i chcąc
uniknąć rozmowy z kimkolwiek, zamknęłam się w swoim pokoju i
miałam zamiar siedzieć w nim już do rana. Niestety Manuela nie
uszanowała mojej chwili samotności i ledwo zdążyłam bezsilnie
opaść na łóżko, ona już siedziała obok mnie.
-Widziałaś się z Alvaro? - spytała z niesłychanym entuzjazmem.
-Mhm... - mruknęłam, przecierając oczy dłońmi w nieokreślonym
celu.
-Widzę, że nieźle cię wymęczył! No opowiadaj...
Wydałam z siebie niezadowolony jęk, a miałam ochotę wrzasnąć,
wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
-To nie było takie spotkanie, jak sobie wyobrażasz...
Manuela odpowiedziała milczeniem, ale to wcale nie oznaczało, że w
końcu sobie odpuściła. Chciała abym opowiedziała jej wszystko ze
szczegółami, co też dla świętego spokoju zrobiłam.
-Dlaczego z nim nie porozmawiałaś? Przecież...
-Nie chcę związku na odległość. Żadnego związku nie chcę! -
fuknęłam, zakrywając twarz dłońmi.
-Taka miłość nie może się marnować, Diana!
-Miłość – prychnęłam. - Jak mam wierzyć w takie głupstwa jak
miłość skoro moi rodzice, którzy powinni dawać mi
przykład, rozwiedli się kiedy miałam szesnaście lat, a gdyby nie
Amelka doszłoby do tego dużo wcześniej...
-Ależ robisz z tego problem... - Manuela nieco zmieniła ton. Była
jakby spokojniejsza, ale wyczuwałam w jej głosie coś
niepokojącego. - Przynajmniej masz oboje rodziców, widzisz...
moja mama zginęła w wypadku, ledwo zdążyłam ją poznać –
powiedziała, a we mnie zaczęły zadręczać kolejne wyrzuty
sumienia. Serce znów mnie zapiekło i oblała mnie fala
niezbyt przyjemnego ciepła. - Według twojej koncepcji, powinnam
teraz umierać ze strachu, bo skoro moja mama zginęła to ja też
zginę.
-Przykro mi Manuela, nie wiedziałam... - spuściłam głowę. -
Przepraszam, nie powinnam była...
-Nie mówiłam ci tego, żebyś mnie przepraszała. - machnęła
ręką, a na jej twarzy znów zagościł uśmiech. -
Powiedziałam ci to, żebyś przejrzała na oczy. Nie możesz
porównywać swojego życia, do życia swojej mamy. To, że jej
nie wyszło pierwsze małżeństwo, wcale nie oznacza, że ty też
jesteś skazana na miłosną porażkę, a poza tym, przyjrzyj się
jej teraz. Chyba mi nie powiesz, że nie jest szczęśliwa?
Przywołałam w głowie obraz mamy u boku Santiago i zdałam sobie
sprawę z tego, że Manuela ma rację w każdym swoim słowie. Nigdy
nie widziałam swojej rodzicielki tak rozpromienionej w czasach kiedy
jeszcze mieszkała z nami w Polsce. Nigdy też nie zwróciłam
na to specjalnej uwagi, dopiero Manuela mi to uświadomiła.
Nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć. W głowie miałam zupełną
pustkę, a kiedy już mi się wydawało, że znalazłam właściwą
odpowiedź, ona gdzieś wyparowywała kiedy tylko otworzyłam usta.
-Jest... jest szczęśliwa... - wyjąkałam w końcu. - Ale...
-Przemyśl to sobie, okej? - uśmiechnęła się do mnie, a ja
jedynie nieśmiało pokiwałam głową.
Szykowała się kolejna bezsenna noc, przeznaczona na myślenie o
przystojnym Hiszpanie...
Nadrobiłam i jestem pewna, że było warto. ; )
OdpowiedzUsuńTak się wczytałam, że chciałabym przeczytać jeszcze jakieś 10 rozdziałów.
Podczas mojej nieobecności dużo się tu działo. Alvaro wyznał Dianie miłość, co strasznie mnie ucieszyło. Szkoda, że dziewczyna ma wątpliwości, ale nie dziwię się jej. Miłość na odległość nie jest sprawą łatwą. Mam nadzieję, że jednak da mu szansę.
Oddałabym wszystko za Sylwester wśród piłkarzy Realu. No prawie wszystko. Szczęściara z tej Diany. ; )
Jeszcze raz Cię przepraszam, że tak długo nie komentowałam. Czekam na kolejny.
Pozdrawiam! ; ***
Cieszę się, że Ci się podobało :) Mam już koncept na następny rozdział, ale czasu, aby go zrealizować - brak :( Myślałam, że jak w końcu nadejdzie weekend to coś mi się uda wykombinować, ale wszystko wskazuje na to, że spędzę go z podręcznikami do historii i biologii :) Przede mną ostatnie godziny wolności, bo od jutra obiecałam sobie solidną pracę, więc trochę nad tym posiedzę, a nuż się uda napisać całość (w co szczerze wątpię :P).
UsuńI oczywiście - nie masz za co przepraszać :*