12 maja 2013

12. Taka miłość nie może się zmarnować!


 Mętlik tkwiący w mojej głowie, nie pozwolił mi zasnąć bardzo długo. Biłam się z własnymi myślami pół nocy, a kiedy w końcu udało mi się zasnąć, za oknem dało się już słyszeć śpiew ptaków.
Obudziłam się z dziwnym ciężarem na sercu. Jakby ktoś przywiązał mi do niego jakiś ciężki przedmiot, który za karę musiałam dźwigać, a za każdym razem kiedy przez moją głowę przemknęło imię Alvaro, węzeł, na którym owy ciężar się znajdował zaciskał się ciaśniej sprawiając mi ogromny ból. Przez głowę przechodziło mi mnóstwo myśli w tak zawrotnym tempie, że w końcu pożałowałam przyjazdu do Madrytu. Pierwszy raz odkąd tu byłam.
Przewróciłam się na drugi bok, zerkając na zegarek, stojący na drewnianym stoliczku obok łóżka. Dziesiąta... To bardzo wcześnie, biorąc pod uwagę godzinę o której udało mi się zasnąć. Zwlokłam się z łóżka i skierowałam do łazienki, jednak tuż po otworzeniu drzwi Manuela rzuciła się na mnie jakby czatowała tam od jakiegoś czasu tylko czekając, aż raczę się obudzić i podnieść swój tyłek z łóżka. Wprowadziła mnie z powrotem do pokoju, zamykając drzwi.
-Nie wypuszczę cię stąd dopóki mi nie powiesz co tak naprawdę się stało, bo co jak co, ale nie jestem taka głupia, Diana. Wiem, że twoje złe samopoczucie nie było spowodowane żadnym bólem głowy, ani niczym podobnym!
Popatrzałam na nią błagalnym wzrokiem, ale dobrze wiedziałam, że ta dziewczyna jest nieugięta i jeśli będzie chciała to faktycznie będzie mnie tu trzymać, dopóki sama nie straci cierpliwości, czyli być może nawet do wieczora, jeśli nie dłużej. Zdążyłam już trochę poznać jej charakter.
-Alvaro wyznał mi miłość – powiedziałam na jednym tchu, czując że sznur zaciśnięty wokół mojego serca lekko się rozluźnia, ale nie udało mi się całkowicie od niego uwolnić.
Spojrzałam na Manuelę. Wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Nie podobał mi się jej wyraz twarzy. Zmrużyła lekko powieki, posyłając mi mrożące krew w żyłach spojrzenie. W jej oczach zapłonęła złość, zmieszana z czymś w rodzaju kpiny.
-A ty dałaś mu kosza tak? - fuknęła, wywołując u mnie jeszcze większe poczucie winy. Ucisk przy sercu nasilił się, aż odruchowo położyłam swoją dłoń na piersi. Dlaczego zawsze musiałam się tak przejmować cudzymi uczuciami? Czy o mnie ktokolwiek się tak kiedyś martwił?
-Kosza? Chyba zbyt mocno to ujęłaś ja... - próbowałam się tłumaczyć, ale nieudanie. Zresztą po co niby miałam to robić? Tłumaczy się winny, a ja nie byłam niczemu winna. Nie odwzajemniałam uczuć Alvaro, więc wolałam mu to szczerze powiedzieć, niż dawać złudną nadzieję, która na końcu i tak okazuje się bardziej dotkliwa, niż bezzwłoczna, bolesna prawda. No i tu pojawiało się kolejne pytanie: Czy moje uczucia do Alvaro faktycznie ograniczały się tylko do koleżeństwa? Nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć, natomiast siedząca obok mnie Manuela, doskonale znała odpowiedź.
-Kogo ty chcesz oszukać? - poklepała mnie po ramieniu. - Wszyscy doskonale wiemy, że między tobą, a Alvaro jest coś więcej niż tylko przyjaźń, tylko ty udajesz, że tak nie jest.
-Bo nie jest! - odparłam, sama siebie okłamując.
-Nie wiem, nie wejdę do twojej głowy, żeby się o tym przekonać, ale na moje oko to macie się ku sobie... - powiedziała opuszczając moje lokum.
Zostawiła mnie z mnożącymi się w mojej głowie pytaniami, z jeszcze silniejszym uciskiem wokół serca.
Niech to wszystko szlag trafi!

Nauka uratowała mi tyłek.
Po południu Manuela nalegała, abym wyszła gdzieś z naszym stałym towarzystwem, a ja w końcu miałam okazję pokazać mamie jak przykładną jestem uczennicą. Wyciągnęłam swoje zeszyty, które podczas świąt leżały w zakamarkach szuflady mojego biurka i wzięłam się za przepisywanie notatek, z dnia wczorajszego, o których na śmierć zapomniałam, a które Łukasz jak zwykle punktualnie przesłał na moją pocztę wczorajszego popołudnia. Mama widząc mój zapał, nie chciała nawet słuchać pomysłów Manueli.
Nie sądziłam, że gdzieś wśród tych wszystkich literek, obliczeń, historycznych dat i mnóstwa pojęć i regułek, zgubię to dręczące mnie od wczorajszego wieczora wyrzuty sumienia. Pogrążona w edukacji, zupełnie straciłam rachubę czasu. Dawno nauka mnie tak nie pochłonęła, a właściwie to nigdy coś takiego się nie zdarzyło. Może nie będzie ze mną tak źle z tą moją maturą?
Kiedy zakręcałam długopis, po uprzednim zamknięciu ostatniego zeszytu, usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Na ekranie wyświetlił się napis „Nacho”, co mnie odrobinę zaskoczyło, niemniej jednak odebrałam.
-Możemy się spotkać? - usłyszałam w słuchawce jego głos. Co on znów kombinował?
-Jeśli próbujesz podstępem zmusić mnie do spotkania z Alvaro to wybij to sobie z tej twojej pustej głowy! Wiem, że jesteście gdzieś wszyscy razem, bo Manuela...
-Spokojnie, Diana! - powiedział zaskoczony moim wybuchem. - Manuela i Jese ostatecznie wybrali się gdzieś sami, bo tylko oni mieli na to ochotę...
-To dlaczego nie poszedłeś z nimi? - spytałam, po czym zdałam sobie sprawę z tego, że to głupie pytanie. Odpowiedź była oczywista. Czułby się jak piąte koło u wozu.

Spotkaliśmy się w barze, który znajdował się nieopodal mojego tymczasowego domu. Nacho precyzyjnie wytłumaczył mi jak mam się tam dostać, ale mimo jego wysiłku, musiałam pytać ludzi o drogę. Szłam przed siebie, a oprócz mnie po ulicach spacerowały spore tłumy. W oddali zauważyłam szyld ze wskazaną przez Hiszpana nazwą, dlatego przyspieszyłam kroku i odetchnęłam z ulgą. Otworzyłam drewniane drzwiczki, wpuszczając do pomieszczenia nieco chłodnego powietrza. W przeciwieństwie do tego, co działo się na zewnątrz, ta miejscówka świeciła pustkami i jedynymi oznakami życia w tym miejscu byli Nacho i przymulony barman.
Usiadłam obok kolegi, który już popijał jednego drinka. Poinformowałam mężczyznę, który przecierał akurat szklaneczki, że chcę to samo co on, po czym zwróciłam się do Nacho:
-Miałeś jakiś konkretny powód, żeby się ze mną spotkać?
-Potrzebuję babskiej rady... - oznajmił.
-Chodzi o Rositę? - westchnęłam, a on jak mogłam się spodziewać, potwierdził to kiwnięciem głowy.
-Chyba powinieneś na ten temat pogadać z Manuelą, ja się w tych sprawach jestem kompletną nieudacznicą... - westchnęłam, biorąc łyk napoju, który postawił przede mną barman. - Może daj trochę na wstrzymanie? Zacznie jej brakować twoich komplementów, bo ja wiem... kup jej bukiet drogich kwiatów... nie, cofam to. Kwiaty są oklepane.
-Nie wiedziałem, że umiesz tak dużo mówić! - zaśmiał się Nacho. - Pierwsza rada jest nawet mądra...
-Znam to z własnych obserwacji. Moje koleżanki zgrywają niedostępne, a jak chłopak odpuszcza, robią się zazdrosne i żałują...
-To zupełnie jak ty i Alvaro! - klasnął w dłonie. - Ty zgrywasz niedostępną, a potem będziesz tego żałować... - pogroził mi palcem, a ja posłałam mu pełne ironicznego politowania spojrzenie.
-Nic nie zgrywam... - odparłam biorąc kolejny łyk drinka, a mój towarzysz w tym czasie zamówił sobie kolejnego.

-Miłość jest do bani! - krzyknął Nacho, kiedy godzinę później wychodziliśmy z baru. Był po paru mocnych trunkach, nie wiem po ilu, bo przestałam liczyć po trzech. Na szczęście ja byłam na tyle odpowiedzialna, aby zachować umiar. Fernandez lekko chwiejnym krokiem, szedł tuż obok mnie, a ja byłam przerażona. Nie miałam pojęcia co z nim zrobić. Najrozsądniej byłoby go odprowadzić do domu, ale był jeden mały problem: nie znałam jego adresu. Zresztą – nawet jakbym znała to i tak bym tam nie trafiła.
-Alvaro! - krzyknął nagle, wymachując energicznie rękami, a ja odruchowo poderwałam głowę do góry i rozglądnęłam się na boki. Miałam nadzieję, że otępiony przez nadmiar alkoholu Nacho po prostu się pomylił, jednak nic z tego. Morata zatrzymał przy nas swój samochód, a kiedy z niego wysiadł, w blasku ulicznych latarni mogłam dostrzec dość nieciekawą minę na jego twarzy. - Alvaro zobacz! Wyrwałem twoją laskę! - wybełkotał, a ja poczułam jak złość opanowuje moje ciało. Wszystko we mnie jakby zapłonęło, a ręce, nad którymi nie panowałam, odepchnęły gwałtownie Hiszpana, który tylko lekko się zatoczył.
-Wyrywać to ty możesz chwasty w ogródku! - warknęłam, a w tym czasie Alvaro znalazł się tuż obok nas, powodując że przestrzeń między nami jakby się zagęściła.
-Odwiozę go do domu – powiedział, starając się przybrać obojętny ton. - Chyba że macie jeszcze jakieś plany...
Powinnam mu chyba była powiedzieć „spadłeś mi z nieba” lub coś w tym stylu, ale moje struny głosowe odmówiły mi posłuszeństwa i nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego logicznego zdania. Wlepiałam w niego swój wzrok, jakby był duchem lub inną zjawą, a po chwili milczenia, wymamrotałam tylko:
-Nie, nie mamy już planów.
Alvaro chwycił Nacho za kaptur od kurtki, po czym chyba brutalniej niż by należało, posadził go na tylnym siedzeniu swojego samochodu.
-To na razie... - pożegnał się, znów tym pseudo obojętnym tonem, co mnie okropnie zabolało. Czułam się jakby jego beznamiętność wbiła się w moje serce niczym gwoździe. Nie chciałam, żeby nasze rozmowy tak teraz wyglądały.
Tak, Nacho miał rację. Miłość jest do bani!

Po powrocie do domu, od razu przebrałam się w piżamę i chcąc uniknąć rozmowy z kimkolwiek, zamknęłam się w swoim pokoju i miałam zamiar siedzieć w nim już do rana. Niestety Manuela nie uszanowała mojej chwili samotności i ledwo zdążyłam bezsilnie opaść na łóżko, ona już siedziała obok mnie.
-Widziałaś się z Alvaro? - spytała z niesłychanym entuzjazmem.
-Mhm... - mruknęłam, przecierając oczy dłońmi w nieokreślonym celu.
-Widzę, że nieźle cię wymęczył! No opowiadaj...
Wydałam z siebie niezadowolony jęk, a miałam ochotę wrzasnąć, wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
-To nie było takie spotkanie, jak sobie wyobrażasz...
Manuela odpowiedziała milczeniem, ale to wcale nie oznaczało, że w końcu sobie odpuściła. Chciała abym opowiedziała jej wszystko ze szczegółami, co też dla świętego spokoju zrobiłam.
-Dlaczego z nim nie porozmawiałaś? Przecież...
-Nie chcę związku na odległość. Żadnego związku nie chcę! - fuknęłam, zakrywając twarz dłońmi.
-Taka miłość nie może się marnować, Diana!
-Miłość – prychnęłam. - Jak mam wierzyć w takie głupstwa jak miłość skoro moi rodzice, którzy powinni dawać mi przykład, rozwiedli się kiedy miałam szesnaście lat, a gdyby nie Amelka doszłoby do tego dużo wcześniej...
-Ależ robisz z tego problem... - Manuela nieco zmieniła ton. Była jakby spokojniejsza, ale wyczuwałam w jej głosie coś niepokojącego. - Przynajmniej masz oboje rodziców, widzisz... moja mama zginęła w wypadku, ledwo zdążyłam ją poznać – powiedziała, a we mnie zaczęły zadręczać kolejne wyrzuty sumienia. Serce znów mnie zapiekło i oblała mnie fala niezbyt przyjemnego ciepła. - Według twojej koncepcji, powinnam teraz umierać ze strachu, bo skoro moja mama zginęła to ja też zginę.
-Przykro mi Manuela, nie wiedziałam... - spuściłam głowę. - Przepraszam, nie powinnam była...
-Nie mówiłam ci tego, żebyś mnie przepraszała. - machnęła ręką, a na jej twarzy znów zagościł uśmiech. - Powiedziałam ci to, żebyś przejrzała na oczy. Nie możesz porównywać swojego życia, do życia swojej mamy. To, że jej nie wyszło pierwsze małżeństwo, wcale nie oznacza, że ty też jesteś skazana na miłosną porażkę, a poza tym, przyjrzyj się jej teraz. Chyba mi nie powiesz, że nie jest szczęśliwa?
Przywołałam w głowie obraz mamy u boku Santiago i zdałam sobie sprawę z tego, że Manuela ma rację w każdym swoim słowie. Nigdy nie widziałam swojej rodzicielki tak rozpromienionej w czasach kiedy jeszcze mieszkała z nami w Polsce. Nigdy też nie zwróciłam na to specjalnej uwagi, dopiero Manuela mi to uświadomiła.
Nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć. W głowie miałam zupełną pustkę, a kiedy już mi się wydawało, że znalazłam właściwą odpowiedź, ona gdzieś wyparowywała kiedy tylko otworzyłam usta.
-Jest... jest szczęśliwa... - wyjąkałam w końcu. - Ale...
-Przemyśl to sobie, okej? - uśmiechnęła się do mnie, a ja jedynie nieśmiało pokiwałam głową.
Szykowała się kolejna bezsenna noc, przeznaczona na myślenie o przystojnym Hiszpanie...

2 komentarze:

  1. Nadrobiłam i jestem pewna, że było warto. ; )
    Tak się wczytałam, że chciałabym przeczytać jeszcze jakieś 10 rozdziałów.
    Podczas mojej nieobecności dużo się tu działo. Alvaro wyznał Dianie miłość, co strasznie mnie ucieszyło. Szkoda, że dziewczyna ma wątpliwości, ale nie dziwię się jej. Miłość na odległość nie jest sprawą łatwą. Mam nadzieję, że jednak da mu szansę.
    Oddałabym wszystko za Sylwester wśród piłkarzy Realu. No prawie wszystko. Szczęściara z tej Diany. ; )
    Jeszcze raz Cię przepraszam, że tak długo nie komentowałam. Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam! ; ***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało :) Mam już koncept na następny rozdział, ale czasu, aby go zrealizować - brak :( Myślałam, że jak w końcu nadejdzie weekend to coś mi się uda wykombinować, ale wszystko wskazuje na to, że spędzę go z podręcznikami do historii i biologii :) Przede mną ostatnie godziny wolności, bo od jutra obiecałam sobie solidną pracę, więc trochę nad tym posiedzę, a nuż się uda napisać całość (w co szczerze wątpię :P).
      I oczywiście - nie masz za co przepraszać :*

      Usuń