21 maja 2013

13. I love you and I have loved you all along


Trzynastka! Pechowa? :) Nie wiem, ocencie. Chciałabym ją zadedykować mojej najwierniejszej czytelniczce, która jest ze mną od początku, aż do teraz i mam nadzieję, że  wytrwa do końca :) Czasem mam wrażenie, że tylko ona to czyta, ale przynajmniej wiem, że warto :) A czytelniczka, o której mowa to Madritiska (lub tutaj <klik>). Dziękuję i przepraszam, że nie postarałam się bardziej z tym poniżej :) 

Tydzień ciągnął mi się niemiłosiernie, a to dlatego, że spędziłam go głównie ślęcząc nad górami książek i zeszytów, z długopisem w ręku. Moi znajomi z Polski rozpoczęli ferie, co zwiastowało dwie rzeczy – do mojego powrotu pozostały zaledwie dwa tygodnie, które zapewne przelecą mi przed oczami, niczym rozpędzony pociąg, a to z racji tego, że rozpoczęcie ferii oznaczało również koniec z przepisywaniem notatek i możliwość wykorzystania swojego czasu w inny sposób.
Na przykład dać się porwać Manueli i Ros (która po wielu trudach, w końcu uległa biednemu Nacho) na mecz. Mecz Realu Madryt Castilla, w którym miał wystąpić Alvaro Morata, z którym nie rozmawiałam od naszego nieszczęsnego spotkania pod barem, kiedy to pomógł mi z pijanym Nacho. Zostały mi dwa tygodnie na naprawienie naszych relacji. Nie chciałam wyjeżdżać z Madrytu wiedząc, że zostawiłam tu kogoś kto był dla mnie ważny, a z kim przestałam rozmawiać z tak błahego powodu. Chociaż patrząc na to z jego perspektywy, być może powód ten nie był nic nieznaczący. Przez ostatni tydzień nie oszczędzano mi rozmów na ten temat. Oprócz pogadanki na z Manuelą, ponad tydzień temu, zostałam zwymyślana przez Amelię, która stwierdziła krótko i treściwie „Jesteś głupia, Diana”, ale czego innego mogłam się spodziewać po ośmiolatce? To samo stwierdził mój brat, który mając prawie dwadzieścia dwa lata, powinien raczej udzielać bardziej błyskotliwych rad.
-Jaki obstawiacie wynik? - spytała podekscytowana Rosita, przywracając mnie do rzeczywistości.
-Trzy do zera – odparła Manuela. - Dwa gole strzeli Jese, a jednego Alex.
A Morata? - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego głośno, w porę gryząc się w język. Jeszcze tego by mi brakowało, żeby wzbudzić w nich jakieś głupie i niepotrzebne podejrzenia, a poza tym – wolałam popatrzeć sobie na ich sprzeczki. Przynajmniej miałam ubaw.
-Ja czuję, że Nacho strzeli dzisiaj gola... - powiedziała Rosita, odwracając głowę w stronę boiska.
-Nacho to obrońca, więc niech się lepiej zajmie obroną, a nie strzelaniem goli!
-To, że jest obrońcą wcale nie znaczy, że nie może strzelić gola! - fuknęła lekko zirytowana Castro, a ja nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
-No co? - spytały równocześnie, również się zaśmiewając.
-Możesz się przyłączyć do dyskusji! - dodała Rosita.
-Wolę posłuchać jak wspaniale bronicie swoich ukochanych! - zaśmiałam się. - To takie urocze! - dodałam z lekką ironią w głosie.
Niestety komiczna dyskusja, której miałam nadzieję jeszcze posłuchać na tym się zakończyła, gdyż piłkarze obu drużyn wyszli na murawę i dziewczyny na tym skupiły swoją uwagę. Piłkarze wychodzili gęsiego, jeden za drugim, a na samym końcu jedenastoosobowego rządku młodych mężczyzn, w białych koszulkach, kroczył Alvaro. Poczułam jak nagle zwiększa się częstotliwość uderzeń mojego serca, a całe moje ciało ogarnęło nieporównywalne do niczego uczucie, zupełnie jakbym za chwilę miała odfrunąć, co odrobinę mnie przeraziło. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego.
Siedziałam na swoim miejscu całkowicie otępiała. Musiałam wyglądać dość zabawnie. Taka smutna, niemal nieruchoma osóbka, niewydająca z siebie żadnego dźwięku, wśród tych wszystkich wesołych, rozemocjonowanych ludzi.
Z otępienia, kilkanaście minut później, wyrwały mnie wrzaski i ocierające się o mnie osoby, podnoszące się ze swoich miejsc niczym kule wystrzelone z armaty. Najgłośniej cieszyła się Manuela, z czego wywnioskowałam, że Jese strzelił gola dla swojej drużyny. Zmusiłam się jedynie do szerokiego, sztucznego uśmiechu. Nie czułam atmosfery tego meczu i wmawiałam sobie, że powodem jest fakt, iż to tylko druga liga hiszpańska, a do tego i boisko przy Valdebebas, na którym drużyna rezerw rozgrywa mecze jest o wiele gorsze jakościowo od tego na Santiago Bernabeu.
Kiedy radość po golu, nieco zelżała mogłam ponownie skupić swoją uwagę na zawodniku z numerem dziewiątym* na plecach, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się wspomnienia, jakby wyświetlane z projektora. Nasze pierwsze spotkanie, kiedy rozlałam mu sok na koszulę, wszystkie rozmowy, mimo że nigdy nie poruszaliśmy żadnych poważniejszych tematów, chyba że można takim uznać szanse Realu na obronę mistrzostwa. Chwile grozy, kiedy Amelka uderzyła się w głowę, to on najbardziej mi wtedy pomógł i wreszcie nasz pocałunek... Na wspomnienie tej krótkiej, dotykam delikatnie palcami swoich ust, mając nadzieję, że w ten sposób uda mi się jeszcze raz poczuć to ciepło, które odczuwałam wtedy.
-Diana! Diana! - Manuela przekrzyczała podniecony tłum kibiców, potrząsając mną lekko. - Co ci jest? Jesteś jakaś dziwna.
Przeniosłam swój wzrok na nią, napotykając jej zaniepokojone spojrzenie, a zza jej pleców spoglądała na mnie również Rosita.
-Nic mi nie jest! - odpowiedziałam, uśmiechając się nieco sztucznie. Miałam nadzieję, iż tego nie wyczują. - Ciekawy mecz, po prostu się zagapiłam.
-Uwierzyłabym ci, ale tak się składa, że właśnie zaczęła się przerwa.
-No widzisz? Tak mnie wciągnęło, że nawet nie zauważyłam.
Dziewczyny spojrzały na mnie jakby chciały powiedzieć „Nas nie oszukasz”, ale nie zrobiły tego, ponieważ wiedziały, że i tak będę zaprzeczać.
Zaprzeczać, kontynuując próby okłamania własnego umysłu. Właśnie to do mnie dotarło. Zakochałam się w Alvaro Moracie.

Mecz zakończył się jednobramkowym zwycięstwem rezerw Realu Madryt. Manuela i Rosita, podobnie jak inni kibice Castilli, nie posiadały się z radości. Stanęły na korytarzu, w budynku, do którego wstęp mieli tylko piłkarze i ich rodziny, bądź znajomi (których nawiasem mówiąc, było całkiem sporo), czekając na Nacho i Jese, a ja dotrzymywałam im towarzystwa mając nadzieję, że razem ze wspomnianą wcześniej dwójką dołączy do nas Alvaro.
-HALA MADRID! - z tłumu, niestety wyłoniły się tylko dwie znajome twarze. Zaklęłam pod nosem i stanęłam na palcach, aby poszukać ponad głowami otaczających nas zewsząd ludzi, tej jednej, należącej do Alvaro.
-Ronaldo tu nie znajdziesz! - zaśmiał się Jese, ale nie zareagowałam na te słowa, gdyż dostrzegłam sylwetkę Moraty, znikającą za jednymi z drzwi wyjściowych.
Przepchałam się przez tłum opanowujący niemal całą przestrzeń i zanim udało mi się dostać do wyjścia, minęło kilkadziesiąt sekund, w ciągu których Alvaro mógł wsiąść w auto i odjechać. Modliłam się jednak, że uda mi się go jeszcze złapać. Wybiegłam na zewnątrz, czując przyjemne zimno owiewające moją twarz, co przyjęłam z wielką ulgą, biorąc pod uwagę jak duszno było w tym tłumie, wewnątrz budynku. Rozejrzałam się po obszernym parkingu, na którym w nieregularnych rządkach, stało mnóstwo samochodów, które stopniowo opuszczały teren obiektu i dość szybko dostrzegłam obiekt swoich poszukiwań.
-Alvaro! - zawołałam.
Morata zaskoczony rozejrzał się po parkingu w poszukiwaniu wołającej go osoby.
Zatrzymałam się przed przejeżdżającym samochodem i kątem oka dostrzegłam w nim uśmiechniętego Hiszpana, który do mnie kiwnął, myśląc, że w ten sposób mnie poderwie, po czym całkowicie go olewając przebiegłam całą odległość, która dzieliła mnie i Alvaro.
Morata dostrzegając mnie posłał mi pytający i odrobinę znudzony wzrok. Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, ale nie mogłam teraz stchórzyć. Musiałam mu w końcu powiedzieć co leży mi na sercu. Stanęłam przed nim, próbując złapać oddech. - Alvaro... ja... ja nie chcę, żeby to tak wyglądało. Te wszystkie sztuczne rozmowy...
-Ja też nie chcę – odparł i zrobił krótką pauzę. - Nie chcę, ale nie potrafię udawać, że nie czuję do ciebie nic poza przyjaźnią, a wiem, że na nic innego się nie zgodzisz. Nie rozumiem tylko dlaczego? Z Nacho ćwierkacie sobie, aż miło popatrzeć – mruknął ironicznie - a zawsze wydawało mi się, że za nim nie przepadasz...
Zwróciłam oczy ku górze. Jak on mógł w ogóle pomyśleć, że ja i Nacho...? Nieważne. Nie mogłam odbiec od tematu, dlatego nie kontynuowałam rozmowy na temat jego kolegi i sprowadziłam ją na właściwe tory.
-Odbyłam ważną rozmowę z Manuelą, zostałam zganiona przez Amelię i Dawida, aż w końcu sama zdałam sobie z tego sprawę... - powiedziałam na jednym tchu, po czym zrobiłam sobie przerwę, aby zaczerpnąć powietrza. - Chyba cię kocham, Alvaro. Znaczy się... chyba na pewno. Tak, na pewno... Kocham cię...
Morata cały czas stał jak słup soli, patrząc na mnie z niedowierzaniem, a ja nie wiedziałam w jaki sposób mam mu to zakomunikować, aby do niego dotarło. Postanowiłam zdobyć się na odważniejszą formę przekazu. Podeszłam bliżej niego, zarzucając mu ręce na szyję.
-Jeśli jeszcze chcesz... - zaczęłam, ale Alvaro nie dał mi dokończyć. Musnął delikatnie moje usta, po czym na chwilę się odsunął.
-Oczywiście, że chcę – powiedział prezentując mi swój czarujący uśmiech i ponownie pocałował. Wspięłam się lekko na palcach, aby móc odpowiedzieć na ten pocałunek, kiedy za naszymi plecami rozległy się krzyki i oklaski. Odskoczyliśmy od siebie jakby nagle przeszedł między nami impuls elektromagnetyczny. Spojrzałam najpierw na Alvaro, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Machnął ręką do osób, które zareagowały na nasz pocałunek, jakby co najmniej któreś z nas oświadczyło się drugiemu, co tylko potwierdziło moje domysły, iż prawdopodobnie byli to Manuela, Rosita, Nacho i Jese, a kiedy odwróciłam się w ich stronę, miałam już pewność.
Chwilę później tonęłam w objęciach koleżanek i ich słowotoku. Nacho i Jese przybili sobie piątki. Wszyscy zachowywali się jakby tylko czekali na tą chwilę.
Mimo że niebo przesłonione było szarą warstwą chmur, uśmiech Alvaro sprawiał, że miałam wrażenie, iż świeci słońce i to jaśniej niż zwykle, a ptaki wyśpiewują weselsze melodie. Jeśli tak właśnie czuje się zakochany człowiek, to ja już zawsze chcę być zakochana!

*z takim numerem Morata gra w Castilli, jakby ktoś nie wiedział :)

5 komentarzy:

  1. Jest, jest! Coś tak czułam, że w następnym rozdziale wszystko się ułoży. Jestem jasnowidzem. xdd
    Nie postarałaś się? Mi tam się podoba.
    Bardzo dziękuję za dedykację. Miło mi. ; *
    Oczywiście, że będę z Tobą do końca. ; ))
    Trzymam kciuki za piątkę z historii. Pochwalę się, że też dostałam pięć. Nienawidzisz historii? Ja uwielbiam. A i też dziś miałam sprawdzian z biologii. ; DD
    Pozdrawiam. ; *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tyle nienawidzę historii, co podręcznika, z którego muszę się uczyć. Jest beznadziejny. Znaczenie niektórych słów, które w nim występują muszę sprawdzać w słowniku, żeby załapać o co chodzi w tekście. Pocztą pantoflową dowiedziałam się, że piątka będzie, tylko nie wiem czy pani wzięła pod uwagę to, że mogę zawalić jeszcze ostatni sprawdzian, który nam został :P
      Nie mam pojęcia jakim cudem przetrwałam ten tydzień, bo w ciągu czterech dni miałam cztery sprawdziany! A jutro czeka mnie jeszcze jeden z niemieckiego, wrrr. Przez to wszystko straciłam polot i nie mam pojęcia co się wydarzy w następnym rozdziale... Zeszytem już dawno przestałam się inspirować, ale chyba do niego zajrzę, to jedyne wyjście :P

      Usuń
    2. Też mam strasznie dużo nauki. Jutro sprawdzian z niemieckiego, kartkówka z matematyki i fizyki. W środę sprawdzian z angielskiego i kartkówka z chemii. Masakra! Ale jakoś dam radę. ; DD O opowiadaniu to już wcale nie wspominam. W zeszycie są już dwa odcinki na we must learn to love, ale raczej nieprędko je wstawię. ; <
      Masz twittera?
      Życzę powodzenia w nauce. ; *

      Usuń
    3. Mam twittera, ale nie jestem na nim zbyt aktywna :P twitter.com/Paulina_D7 wpadaj jak chcesz :)

      Usuń
    4. Oki. @PaulinaPsz to ja. ; DD

      Usuń