Po
wielu namowach Manueli, w końcu zgodziłam się na spotkanie z jej
przyjaciółmi. Amelia cieszyła się chyba bardziej ode mnie.
Bar, w którym miałyśmy się z nimi spotkać znajdował się
mniej więcej piętnaście minut od naszego domu, w trochę żywszej
okolicy niż ta, w której mieszkałyśmy. Podświetlany napis
'El Chozu'' niczym nie wyróżniał się wśród wielu
innych. Weszłyśmy do środka, a Manuela od razu pobiegła do
stolika, przy którym siedziało trzech chłopaków i
dziewczyna. Nieśmiało podążałam za nią. Czułam się w tym
miejscu odrobinę nieswojo.
-Cześć
wszystkim! - przywitała się Manuela. - Poznajcie Dianę. -
przedstawiła mnie, a ja pomachałam osobom siedzącym przy stoliku,
przyglądając się każdemu po kolei.
-Diana
jest córką Belli. - wyjaśniła. Spodobało mi się
zdrobnienie, którego użyła. Izabela, Iza - to zawsze
brzmiało tak oficjalnie, a zdrobnienie Bella było bardzo ładne.
Chłopak
siedzący z brzegu wstał i pocałował Manuelę na przywitanie. Od
razu domyśliłam się, że to jej chłopak. Miał typowo hiszpańską
twarz. Zawsze tak sobie wyobrażałam młodego Hiszpana.
-To mój
chłopak, Jesé. -
oznajmiła Manuela, po czym Hiszpan uścisnął mi dłoń.
Obok
Jesé siedziała
dziewczyna. Jak na Hiszpankę przystało – miała ciemne włosy i
oczy. Miała ładny uśmiech, który chyba nie schodził z jej
twarzy.
-Rosita.
- podała mi dłoń, którą od razu uścisnęłam próbując
odwzajemnić uśmiech.
Trzeci
z kolei siedział inny chłopak, którego Manuela przedstawiła
mi jako José. José, Jesé... tak, na pewno
zapamiętam. - pomyślałam w pierwszej chwili, ale dowiedziałam
się, że wszyscy mówią do niego Nacho, więc postanowiłam
również tak się do niego zwracać.
Ostatni
osobnik przedstawił mi się jako Alvaro. Amelia miała rację –
był bardzo przystojny. Wyglądał na sympatycznego i miał w sobie
coś co sprawiło, że od razu go polubiłam.
-Słynny
Alvaro, o którym ciągle gada moja młodsza siostra. -
zaśmiałam się ściskając rękę Hiszpana.
-Pozdrów
ją. - uśmiechnął się Alvaro.
-Ucieszy
się na pewno. - stwierdziłam.
Alvaro
przesunął się o jedno miejsce, robiąc mi miejsce obok siebie.
Rozsiadłam się i zamówiłam soczek malinowy do picia. Moja
słaba głowa nie wytrzymałaby chyba ani jednego drinka, a
zwłaszcza, że miałam pobudkę przed siódmą i podróż
samolotem.
-Skąd
taka blond piękność wzięła się w Hiszpanii? - spytał Nacho.
Wywróciłam
wymownie oczami. Nienawidziłam określenia ''blond piękność'', a
zwłaszcza jeśli ktoś używał go zwracając się do mnie.
-Z
Polski. - mruknęłam.
-Z
Polski? - spytał Jese. - A gdzie to jest?
-Euro
2012. Mówi ci to coś?
-No
tak, ale co ma jedno do dr... aahaaaaa! - kiwnął głową na znak,
że zrozumiał.
-Brawo.
- klasnęłam w dłonie. - Widzę, że w końcu znalazłam osobę,
która dorównuje mi inteligencją.
Hiszpan pokazał mi język udając
obrażonego.
Całkiem
przyjemnie siedziało mi się w ich towarzystwie. Po kilku minutach
zapomniałam o skrępowaniu, które ogarnęło mnie kiedy tu
weszłam. Nie mogłam tylko znieść jednej rzeczy. Wzroku Nacho.
Przyglądał mi się jak jakiemuś obrazkowi, co okropnie mnie
denerwowało. Siedzący obok mnie Alvaro miał z nas niezły ubaw.
Śmiejąc się, wykonywał gwałtowne ruchy rękami i niechcący
trącnął mój łokieć w efekcie czego mój malinowy
sok, który akurat trzymałam wylądował na jego błękitnej
koszuli. Świetnie. Moje pierwsze godziny w Madrycie, a ja już
musiałam pokazać jak wielką jestem niezdarą.
-Przepraszam.
- powiedział Alvaro cały czas się śmiejąc.
-Jeszcze
nikt mnie nigdy nie przepraszał za moją niezdarność. -
powiedziałam z naciskiem na ''moją''.
-Pójdę
coś z tym zrobić.
Kiedy
Alvaro wyszedł do łazienki, żeby zrobić coś ze swoją koszulą,
Nacho skorzystał z okazji, że zwolniło się miejsce obok mnie,
przysiadł się bliżej i ze szczegółami zaczął opisywać
mi jakąś kontuzję, z której niedawno wyszedł.
-Dobrze,
że nie zamówiłam niczego do jedzenia. - skomentowałam
wypowiedź Hiszpana. - Pewnie miałabym to z powrotem na talerzu.
-Cholera
Nacho... - Rosita podniosła głowę znad telefonu. - Kolejną
dziewczynę próbujesz wyrwać na tą głupią historię?
-Inne
na to leciały. - wyszczerzył się.
-Ochyda.
- stwierdziłam.
-Co
''ochyda''?- Alvaro wrócił z łazienki, przebrany w koszulkę
z krótkim rękawem.
-Nacho
opowiadał właśnie Dianie o swojej kontuzji. - wyjaśniła Roz.
-Lekkie
stłuczenie. - stwierdził Alvaro. - Co tym razem nawymyślał?
Rosita
zaśmiała się, a Alvaro spojrzał na mnie z nadzieją, że powtórzę
mu to co przed chwilą usłyszałam od Nacho. Przed oczami od razu
pokazała mi się noga z krwawą dziurą... potrząsnęłam głową,
żeby pozbyć się tych widoków.
-Nie
będę tego powtarzać... - powiedziałam z obrzydzeniem.
-Bo
nic nie wymyśliłem! - odparł obojętnie Nacho.
-Nie
ma ci tak zimno? - spytałam Alvaro. - Przepraszam... nie chciałam...
-Nie
ma sprawy. Z resztą to moja wina. - machnął ręką. - Jest tylko
jeden taki problem...
-Tak?
-Bo
mój kumpel, który potrafi posługiwać się pralką
pojechał dzisiaj do Murcji na mecz i wróci jutro
wieczorem... a ta koszula będzie mi jutro potrzebna... mogłabyś...
-Jasne.
- zaśmiałam się i wzięłam od niego koszulę.
-Hej
wy dwoje! - Roz zwróciła się do Manueli i Jese. - Później
się poobściskujecie. Teraz jesteście tu też z nami.
-Oj
dajcie spokój. - zaśmiała się Manuela schodząc z kolan
Jese. - Fajnie się wam rozmawiało nawet bez nas.
-Tak,
ale niemiło się patrzy jak pchacie sobie języki do gardła. -
powiedział Alvaro, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
Dałam
namówić się na jednego drinka, później na drugiego,
ale trzeciego moja słaba głowa już by nie zniosła.
Przysłuchiwałam się rozmowie Hiszpanów i nie było tak źle
jak myślałam, że będzie. Rozumiałam o czym rozmawiali, ale jakoś
nie miałam ochoty włączać się do dyskusji. Mówili o
jakiejś drużynie piłkarskiej i jej wynikach, ale nie zrozumiałam
nazwy. Domyśliłam się, że chodzi o drużynę, w której
grają moi nowi koledzy. Nawet nie spytałam w jakiej drużynie
grają. Wiedziałam jedynie, że wszyscy są piłkarzami.
-Hej!
Przed chwilą byłaś taka rozgadana. - zwróciła mi uwagę
Manuela.
-Nie
mam pojęcia o czym gadacie, więc wolę się nie wtrącać.
-Ależ
zaraz ci wszystko wytłumaczę. - Nacho puścił do mnie oczko
zalotnie się uśmiechając.
-Boże,
z kim ja mam tu przebywać? - mruknęłam po polsku.
-Co
tam mamroczesz? - spytał Alvaro.
-Nic.
- odparłam. - Więc słucham... o czym rozmawiacie?
-O
klubie, w którym gramy. - pochwalił się Jese. - Real Madryt,
kojarzysz? - spytał.
-Tylko
nazwę. - odparłam. - No... nazwę i Cristiano Ronaldo, ale chyba mi
nie powiecie, że gracie razem z nim? Pewnie coś pomyliłam...
-Nic
nie pomyliłaś. - wyszczerzył się Alvaro.
-Kto
gra ten gra. - powiedział obrażony Jese.
-Pomalutku,
młody, pomalutku... jesteś na dobrej drodze. - powiedział Nacho.
-Dzięki,
stary. - powiedział urażony słowem ''młody'', ale mimo wszystko
się śmiał.
-Chwila,
chwila, bo nie rozumiem... wy gracie z Ronaldo, a Jese?
-Jese
gra jeszcze z Castillą.
-Kto
to Castilla? - spytałam, na co chłopcy zareagowali facepalmem. - No
co?
-Real
Madryt Castilla to rezerwy Realu Madryt. - wyjaśnił Alvaro.
-Trzeba
było mi od razu wytłumaczyć, a nie dawać do zrozumienia, że
jestem tępa... a twój kumpel też jest piłkarzem? - spytałam
Alvaro.
-Tak
i też gra w Castilli.
-To
skoro jest na meczu, to czemu Jese siedzi tu z nami? - spytałam,
cały czas nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi.
-Wykartkowałem
się i mam wolne. - wzruszył ramionami Jese.
-Okej...
chyba na razie wiem wszystko co powinnam wiedzieć...
-Ale
my nie wiemy nic o tobie! - powiedziała Rosita
-Wiecie
jak mam na imię i skąd pochodzę. Po co wam więcej? - próbowałam
się wykręcić.
Nie
usłyszałam odpowiedzi. Zobaczyłam za to pięć par oczu, które
patrzały na mnie błagalnym wzrokiem, czekając na historię z
mojego życia. Westchnęłam.
-Mam
osiemnaście lat, powinnam się przygotowywać do matury, a zamiast
tego siedzę tu z wami...
-Jesteś
najmłodsza! - wtrącił Jese.
Spojrzałam
na niego groźnym wzrokiem, żeby zrozumiał, że ma mi nie
przerywać.
-Mieszkam
w Krakowie i uważam, że jest to najpiękniejsze miasto, w którym
kiedykolwiek byłam. - uśmiechnęłam się. - Nawet Londyn go nie
przebije.
-A
Madryt? - spytał Alvaro.
-Jestem
tu zaledwie od sześciu godzin. - odparłam.
-Kontynuuj.
- powiedziała Manuela, wyraźnie zafascynowana tym co mówiłam.
Nie wiedziałam, że życie młodej, zbuntowanej Polki może
zaciekawić piątkę Hiszpanów, w tym trzech piłkarzy, którzy
na pewno mieli o wiele ciekawiej.
-Mieszkam
z tatą, który bardzo często wyjeżdża na różne
delegacje za granicę, więc częściej muszę znosić obecność
mojej macochy i przyrodniego brata. - po raz kolejny poczułam ulgę,
że spędzam święta z dala od nich. - Coś jeszcze? - spytałam.
-Lubisz
piłkę nożną? - spytał Jese.
-Lubię,
ale nie znam się na klubach. Z resztą przed chwilą wam pokazałam
moją wiedzę... wolę mecze reprezentacyjne, łatwiej spamiętać
kto gdzie gra. - odparłam, wywołując oburzenie wśród
chłopców.
-Musimy
to zmienić. - powiedzieli wspólnie.
-Powodzenia.
Dziewczyny
rozgadały się na swoje tematy, chłopcy na swoje, a ja znów
tylko się im przysłuchiwałam. Cieszyłam się, że rozumiem to co
mówią, bo słuchając rozmowy Dawida i Antonio myślałam, że
kompletnie sobie z tym nie poradzę.
Około
dziesiątej na wieczór wyszliśmy z pubu. Alvaro zabawił się
w kierowcę i porozwoził nas do domów. Ucieszyłam się, bo
byłam bardzo zmęczona, a po dwóch drinkach strasznie kręciło
mi się w głowie. To za dużo jak na moją słabą i zmęczoną
podróżą głowę
Kiedy
wróciłyśmy do domu mama i Santiago siedzieli jeszcze w
salonie, więc poszłam do nich, żeby przywitać się z ojcem
Manueli, którego nie było w domu gdy wychodziłyśmy
-Witaj
Diana. - wstał z kanapy, żeby mnie wyściskać. - Widzę, że
Manuela już cię gdzieś wyciągnęła.
Zaśmiałam
się.
-Tak.
Nie chciałam iść, ale nie żałuję, że dałam się namówić.
-To
dobrze. - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że będziesz się tu
czuć jak u siebie.
Już
się czuję. - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos
tylko się uśmiechnęłam.
Przemknęłyśmy
cicho do swoich pokoi, żeby nie obudzić przypadkiem Amelii, która
miała iść jutro do szkoły. Wzięłam ciepły prysznic, przy
okazji wrzucając do pralki koszulę Alvaro i postanowiłam wziąć
się za przepisywanie notatek z dzisiejszego dnia w szkole. Łukasz
wywiązał się z obietnicy i w mailu przesłał mi skany swoich
zeszytów. Cholernie nie chciało mi się tego robić,
przepisywanie było o wiele bardziej męczące niż siedzenie i
notowanie na lekcji. Byłam bardzo zmęczona, a literki zmywały mi
się w jedną całość. Najchętniej bym tego nie przepisywała, ale
wiedziałam, że jak odłożę to na później to nie przepiszę
tego wcale, a mama mogłaby mnie wysłać do Polski wcześniej niż
miałyśmy to zaplanowane. Pierwszy dzień pobytu tutaj miałam tak
udany, że nawet nie chciałam myśleć o wcześniejszym powrocie.
Oo ale fajniee :D Ach ci Madridiści, tylko Ikusia mi brakowało. ale Alvi rekompensuje braki. Żeby nei wiedziec, kto gra w Realu hyh. No ale okay, świetny rozdział, czekam na kolejny ;d Jetem ciekawa co wymyślisz jeszcze :)
OdpowiedzUsuńhttp://male-jest-wredne.blogspot.com --> Zapraszam na nowy rozdział :)
Witam ;)
OdpowiedzUsuńTroszkę ciężko się czyta, zdjęcie w tle skutecznie uniemożliwia szybkie czytanie, niestety.
A tak odbiegając od tematu bloga...2012 rok najgorszym? Smutne, bo dla mnie najlepszym! Również żegnam się ze swoją klasą, ale ja z tego powodu bardzo ubolewam :c
Masz rację, lepiej nie śpieszyć się z dodawaniem rozdziału, tylko poświęcić czas na dopracowanie.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na http://keepcalm-and-lovespain.blogspot.com/
Aisha! ;)
Wygląd mojego bloga jest tymczasowy i zamierzam go wkrótce zmienić :) Mam nadzieję, że wtedy będzie się czytać lepiej
OdpowiedzUsuńNo to w barze było miło. ; )
OdpowiedzUsuńA mi się dobrze czyta.; >>
Czekam na kolejny. ; D
Zapraszam na piątkę: we-must-learn-to-love.blogspot.com