31 grudnia 2012

2. Skąd taka blond piękność wzięła się w Hiszpanii?


Po wielu namowach Manueli, w końcu zgodziłam się na spotkanie z jej przyjaciółmi. Amelia cieszyła się chyba bardziej ode mnie. Bar, w którym miałyśmy się z nimi spotkać znajdował się mniej więcej piętnaście minut od naszego domu, w trochę żywszej okolicy niż ta, w której mieszkałyśmy. Podświetlany napis 'El Chozu'' niczym nie wyróżniał się wśród wielu innych. Weszłyśmy do środka, a Manuela od razu pobiegła do stolika, przy którym siedziało trzech chłopaków i dziewczyna. Nieśmiało podążałam za nią. Czułam się w tym miejscu odrobinę nieswojo.
-Cześć wszystkim! - przywitała się Manuela. - Poznajcie Dianę. - przedstawiła mnie, a ja pomachałam osobom siedzącym przy stoliku, przyglądając się każdemu po kolei.
-Diana jest córką Belli. - wyjaśniła. Spodobało mi się zdrobnienie, którego użyła. Izabela, Iza - to zawsze brzmiało tak oficjalnie, a zdrobnienie Bella było bardzo ładne.
Chłopak siedzący z brzegu wstał i pocałował Manuelę na przywitanie. Od razu domyśliłam się, że to jej chłopak. Miał typowo hiszpańską twarz. Zawsze tak sobie wyobrażałam młodego Hiszpana.
-To mój chłopak, Jesé. - oznajmiła Manuela, po czym Hiszpan uścisnął mi dłoń.
Obok Jesé siedziała dziewczyna. Jak na Hiszpankę przystało – miała ciemne włosy i oczy. Miała ładny uśmiech, który chyba nie schodził z jej twarzy.
-Rosita. - podała mi dłoń, którą od razu uścisnęłam próbując odwzajemnić uśmiech.
Trzeci z kolei siedział inny chłopak, którego Manuela przedstawiła mi jako José. José, Jesé... tak, na pewno zapamiętam. - pomyślałam w pierwszej chwili, ale dowiedziałam się, że wszyscy mówią do niego Nacho, więc postanowiłam również tak się do niego zwracać.
Ostatni osobnik przedstawił mi się jako Alvaro. Amelia miała rację – był bardzo przystojny. Wyglądał na sympatycznego i miał w sobie coś co sprawiło, że od razu go polubiłam.
-Słynny Alvaro, o którym ciągle gada moja młodsza siostra. - zaśmiałam się ściskając rękę Hiszpana.
-Pozdrów ją. - uśmiechnął się Alvaro.
-Ucieszy się na pewno. - stwierdziłam.
Alvaro przesunął się o jedno miejsce, robiąc mi miejsce obok siebie. Rozsiadłam się i zamówiłam soczek malinowy do picia. Moja słaba głowa nie wytrzymałaby chyba ani jednego drinka, a zwłaszcza, że miałam pobudkę przed siódmą i podróż samolotem.
-Skąd taka blond piękność wzięła się w Hiszpanii? - spytał Nacho.
Wywróciłam wymownie oczami. Nienawidziłam określenia ''blond piękność'', a zwłaszcza jeśli ktoś używał go zwracając się do mnie.
-Z Polski. - mruknęłam.
-Z Polski? - spytał Jese. - A gdzie to jest?
-Euro 2012. Mówi ci to coś?
-No tak, ale co ma jedno do dr... aahaaaaa! - kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
-Brawo. - klasnęłam w dłonie. - Widzę, że w końcu znalazłam osobę, która dorównuje mi inteligencją.
Hiszpan pokazał mi język udając obrażonego.
Całkiem przyjemnie siedziało mi się w ich towarzystwie. Po kilku minutach zapomniałam o skrępowaniu, które ogarnęło mnie kiedy tu weszłam. Nie mogłam tylko znieść jednej rzeczy. Wzroku Nacho. Przyglądał mi się jak jakiemuś obrazkowi, co okropnie mnie denerwowało. Siedzący obok mnie Alvaro miał z nas niezły ubaw. Śmiejąc się, wykonywał gwałtowne ruchy rękami i niechcący trącnął mój łokieć w efekcie czego mój malinowy sok, który akurat trzymałam wylądował na jego błękitnej koszuli. Świetnie. Moje pierwsze godziny w Madrycie, a ja już musiałam pokazać jak wielką jestem niezdarą.
-Przepraszam. - powiedział Alvaro cały czas się śmiejąc.
-Jeszcze nikt mnie nigdy nie przepraszał za moją niezdarność. - powiedziałam z naciskiem na ''moją''.
-Pójdę coś z tym zrobić.
Kiedy Alvaro wyszedł do łazienki, żeby zrobić coś ze swoją koszulą, Nacho skorzystał z okazji, że zwolniło się miejsce obok mnie, przysiadł się bliżej i ze szczegółami zaczął opisywać mi jakąś kontuzję, z której niedawno wyszedł.
-Dobrze, że nie zamówiłam niczego do jedzenia. - skomentowałam wypowiedź Hiszpana. - Pewnie miałabym to z powrotem na talerzu.
-Cholera Nacho... - Rosita podniosła głowę znad telefonu. - Kolejną dziewczynę próbujesz wyrwać na tą głupią historię?
-Inne na to leciały. - wyszczerzył się.
-Ochyda. - stwierdziłam.
-Co ''ochyda''?- Alvaro wrócił z łazienki, przebrany w koszulkę z krótkim rękawem.
-Nacho opowiadał właśnie Dianie o swojej kontuzji. - wyjaśniła Roz.
-Lekkie stłuczenie. - stwierdził Alvaro. - Co tym razem nawymyślał?
Rosita zaśmiała się, a Alvaro spojrzał na mnie z nadzieją, że powtórzę mu to co przed chwilą usłyszałam od Nacho. Przed oczami od razu pokazała mi się noga z krwawą dziurą... potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się tych widoków.
-Nie będę tego powtarzać... - powiedziałam z obrzydzeniem.
-Bo nic nie wymyśliłem! - odparł obojętnie Nacho.
-Nie ma ci tak zimno? - spytałam Alvaro. - Przepraszam... nie chciałam...
-Nie ma sprawy. Z resztą to moja wina. - machnął ręką. - Jest tylko jeden taki problem...
-Tak?
-Bo mój kumpel, który potrafi posługiwać się pralką pojechał dzisiaj do Murcji na mecz i wróci jutro wieczorem... a ta koszula będzie mi jutro potrzebna... mogłabyś...
-Jasne. - zaśmiałam się i wzięłam od niego koszulę.
-Hej wy dwoje! - Roz zwróciła się do Manueli i Jese. - Później się poobściskujecie. Teraz jesteście tu też z nami.
-Oj dajcie spokój. - zaśmiała się Manuela schodząc z kolan Jese. - Fajnie się wam rozmawiało nawet bez nas.
-Tak, ale niemiło się patrzy jak pchacie sobie języki do gardła. - powiedział Alvaro, na co wszyscy zareagowali śmiechem.
Dałam namówić się na jednego drinka, później na drugiego, ale trzeciego moja słaba głowa już by nie zniosła. Przysłuchiwałam się rozmowie Hiszpanów i nie było tak źle jak myślałam, że będzie. Rozumiałam o czym rozmawiali, ale jakoś nie miałam ochoty włączać się do dyskusji. Mówili o jakiejś drużynie piłkarskiej i jej wynikach, ale nie zrozumiałam nazwy. Domyśliłam się, że chodzi o drużynę, w której grają moi nowi koledzy. Nawet nie spytałam w jakiej drużynie grają. Wiedziałam jedynie, że wszyscy są piłkarzami.
-Hej! Przed chwilą byłaś taka rozgadana. - zwróciła mi uwagę Manuela.
-Nie mam pojęcia o czym gadacie, więc wolę się nie wtrącać.
-Ależ zaraz ci wszystko wytłumaczę. - Nacho puścił do mnie oczko zalotnie się uśmiechając.
-Boże, z kim ja mam tu przebywać? - mruknęłam po polsku.
-Co tam mamroczesz? - spytał Alvaro.
-Nic. - odparłam. - Więc słucham... o czym rozmawiacie?
-O klubie, w którym gramy. - pochwalił się Jese. - Real Madryt, kojarzysz? - spytał.
-Tylko nazwę. - odparłam. - No... nazwę i Cristiano Ronaldo, ale chyba mi nie powiecie, że gracie razem z nim? Pewnie coś pomyliłam...
-Nic nie pomyliłaś. - wyszczerzył się Alvaro.
-Kto gra ten gra. - powiedział obrażony Jese.
-Pomalutku, młody, pomalutku... jesteś na dobrej drodze. - powiedział Nacho.
-Dzięki, stary. - powiedział urażony słowem ''młody'', ale mimo wszystko się śmiał.
-Chwila, chwila, bo nie rozumiem... wy gracie z Ronaldo, a Jese?
-Jese gra jeszcze z Castillą.
-Kto to Castilla? - spytałam, na co chłopcy zareagowali facepalmem. - No co?
-Real Madryt Castilla to rezerwy Realu Madryt. - wyjaśnił Alvaro.
-Trzeba było mi od razu wytłumaczyć, a nie dawać do zrozumienia, że jestem tępa... a twój kumpel też jest piłkarzem? - spytałam Alvaro.
-Tak i też gra w Castilli.
-To skoro jest na meczu, to czemu Jese siedzi tu z nami? - spytałam, cały czas nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi.
-Wykartkowałem się i mam wolne. - wzruszył ramionami Jese.
-Okej... chyba na razie wiem wszystko co powinnam wiedzieć...
-Ale my nie wiemy nic o tobie! - powiedziała Rosita
-Wiecie jak mam na imię i skąd pochodzę. Po co wam więcej? - próbowałam się wykręcić.
Nie usłyszałam odpowiedzi. Zobaczyłam za to pięć par oczu, które patrzały na mnie błagalnym wzrokiem, czekając na historię z mojego życia. Westchnęłam.
-Mam osiemnaście lat, powinnam się przygotowywać do matury, a zamiast tego siedzę tu z wami...
-Jesteś najmłodsza! - wtrącił Jese.
Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem, żeby zrozumiał, że ma mi nie przerywać.
-Mieszkam w Krakowie i uważam, że jest to najpiękniejsze miasto, w którym kiedykolwiek byłam. - uśmiechnęłam się. - Nawet Londyn go nie przebije.
-A Madryt? - spytał Alvaro.
-Jestem tu zaledwie od sześciu godzin. - odparłam.
-Kontynuuj. - powiedziała Manuela, wyraźnie zafascynowana tym co mówiłam. Nie wiedziałam, że życie młodej, zbuntowanej Polki może zaciekawić piątkę Hiszpanów, w tym trzech piłkarzy, którzy na pewno mieli o wiele ciekawiej.
-Mieszkam z tatą, który bardzo często wyjeżdża na różne delegacje za granicę, więc częściej muszę znosić obecność mojej macochy i przyrodniego brata. - po raz kolejny poczułam ulgę, że spędzam święta z dala od nich. - Coś jeszcze? - spytałam.
-Lubisz piłkę nożną? - spytał Jese.
-Lubię, ale nie znam się na klubach. Z resztą przed chwilą wam pokazałam moją wiedzę... wolę mecze reprezentacyjne, łatwiej spamiętać kto gdzie gra. - odparłam, wywołując oburzenie wśród chłopców.
-Musimy to zmienić. - powiedzieli wspólnie.
-Powodzenia.
Dziewczyny rozgadały się na swoje tematy, chłopcy na swoje, a ja znów tylko się im przysłuchiwałam. Cieszyłam się, że rozumiem to co mówią, bo słuchając rozmowy Dawida i Antonio myślałam, że kompletnie sobie z tym nie poradzę.
Około dziesiątej na wieczór wyszliśmy z pubu. Alvaro zabawił się w kierowcę i porozwoził nas do domów. Ucieszyłam się, bo byłam bardzo zmęczona, a po dwóch drinkach strasznie kręciło mi się w głowie. To za dużo jak na moją słabą i zmęczoną podróżą głowę
Kiedy wróciłyśmy do domu mama i Santiago siedzieli jeszcze w salonie, więc poszłam do nich, żeby przywitać się z ojcem Manueli, którego nie było w domu gdy wychodziłyśmy
-Witaj Diana. - wstał z kanapy, żeby mnie wyściskać. - Widzę, że Manuela już cię gdzieś wyciągnęła.
Zaśmiałam się.
-Tak. Nie chciałam iść, ale nie żałuję, że dałam się namówić.
-To dobrze. - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że będziesz się tu czuć jak u siebie.
Już się czuję. - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos tylko się uśmiechnęłam.
Przemknęłyśmy cicho do swoich pokoi, żeby nie obudzić przypadkiem Amelii, która miała iść jutro do szkoły. Wzięłam ciepły prysznic, przy okazji wrzucając do pralki koszulę Alvaro i postanowiłam wziąć się za przepisywanie notatek z dzisiejszego dnia w szkole. Łukasz wywiązał się z obietnicy i w mailu przesłał mi skany swoich zeszytów. Cholernie nie chciało mi się tego robić, przepisywanie było o wiele bardziej męczące niż siedzenie i notowanie na lekcji. Byłam bardzo zmęczona, a literki zmywały mi się w jedną całość. Najchętniej bym tego nie przepisywała, ale wiedziałam, że jak odłożę to na później to nie przepiszę tego wcale, a mama mogłaby mnie wysłać do Polski wcześniej niż miałyśmy to zaplanowane. Pierwszy dzień pobytu tutaj miałam tak udany, że nawet nie chciałam myśleć o wcześniejszym powrocie.

4 komentarze:

  1. Oo ale fajniee :D Ach ci Madridiści, tylko Ikusia mi brakowało. ale Alvi rekompensuje braki. Żeby nei wiedziec, kto gra w Realu hyh. No ale okay, świetny rozdział, czekam na kolejny ;d Jetem ciekawa co wymyślisz jeszcze :)
    http://male-jest-wredne.blogspot.com --> Zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam ;)
    Troszkę ciężko się czyta, zdjęcie w tle skutecznie uniemożliwia szybkie czytanie, niestety.
    A tak odbiegając od tematu bloga...2012 rok najgorszym? Smutne, bo dla mnie najlepszym! Również żegnam się ze swoją klasą, ale ja z tego powodu bardzo ubolewam :c
    Masz rację, lepiej nie śpieszyć się z dodawaniem rozdziału, tylko poświęcić czas na dopracowanie.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na http://keepcalm-and-lovespain.blogspot.com/

    Aisha! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląd mojego bloga jest tymczasowy i zamierzam go wkrótce zmienić :) Mam nadzieję, że wtedy będzie się czytać lepiej

    OdpowiedzUsuń
  4. No to w barze było miło. ; )
    A mi się dobrze czyta.; >>
    Czekam na kolejny. ; D
    Zapraszam na piątkę: we-must-learn-to-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń