19 czerwca 2013

14. Jeszcze zatańczę na waszym weselu!

 Siedziałam w samochodzie Alvaro, nie bacząc nawet na to, iż jedziemy w nieznanym mi kierunku. Nie było mi to dziwne, bo jedyne tereny, które mniej więcej znałam to te w okolicach domu mamy i stadionu, które zresztą nie są od siebie zanadto oddalone.
Cały czas byłam w euforii, uśmiechałam się tak szeroko, iż rozbolały mnie mięśnie, odpowiedzialne za moją mimikę i bałam się, że moje usta przekroczą granice twarzy, ale nie panowałam nad tym. Szczęście rozpierało mnie od wewnątrz, tak działała na mnie obecność Alvaro.
-Gdzie my właściwie jedziemy? - spytałam w końcu.
-Do największego imprezowicza Realu Madryt.
-Czyli? - spojrzałam na niego pytająco.
-Benzema.
Westchnęłam ciężko, ale szeroki uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. Wszędzie dobrze, byle z Alvaro.
Po jakichś piętnastu minutach jazdy Hiszpan skręcił w ulicę, przy której prezentowały się eleganckie posiadłości, każda była niemal identyczna jak jej sąsiadka, a odróżniały je tylko drobne, ledwo zauważalne szczegóły, takie jak firanki w oknach lub rośliny rosnące w ogrodzie. Alvaro musiał być częstym gościem Francuza skoro potrafił rozróżnić jego dom. Chociaż kiedy się przyjrzałam, stwierdziłam, że wcale nie było to takie trudne. Był to jedyny dom, w którym świeciły się wszystkie światła, a kiedy Alvaro zaparkował samochód, wśród innych drogich pojazdów i wyszliśmy na zewnątrz, usłyszałam, iż dobiega z niego nieco zagłuszona przez ściany muzyka.
Przeszliśmy przez obszerne podwórze i stanęliśmy przed drzwiami, w których gospodarz pojawił się jak na zawołanie, jakby tylko czyhał na nasz przyjazd.
-Diana, Alvaro! - krzyknął, kiedy tylko zobaczył.. - Zakochańce! Wiedziałem, że tak będzie. - przepuścił nas w drzwiach, po czym nawijał dalej. - Zaraz, kiedy pierwszy raz zobaczyłem was razem! Gratulacje!
-Widzę, że w waszym gronie informacje rozchodzą się szybciej niż w internecie – zaśmiałam się.
-Nie dziw się, Jese najwyraźniej już tutaj dotarł, a to największa plotkara w Madrycie – odpowiedział Alvaro, prowadząc mnie do salonu, w którym zebrał się już spory tłumek. Między innymi największy, klubowy wesołek.
-PAŃSTWO MORATA! - wypalił Marcelo, wstając z sofy w zawrotnym tempie. - Gratulacje...
-Jesteśmy razem, może od godziny, a wy zachowujecie się jakbyśmy już planowali ślub – westchnęłam, pozwalając uściskać się Brazylijczykowi.
-Zobaczycie. Jeszcze zatańczę na waszym weselu, gołąbeczki.
-Kto powiedział, że cię zaprosimy? - Alvaro szturchnął go w ramię.
-Nie potrzebuję zaproszenia, przyjdę mimo wszystko! - Marcelo wytknął język w jego stronę i z udawanym oburzeniem, wymalowanym na twarzy, skierował się w stronę Rosity i Nacho, prawdopodobnie w podobnym celu, aby podenerwować ich swoją obecnością. Marcelo był jednak taką osobą, której obecność nie mogła być irytująca. Nawet największy gbur mógłby się przy nim uśmiać do bólu.
Głośna muzyka rozbrzmiewała po całym mieszkaniu i – co zauważyłam już wcześniej – również po najbliższej okolicy, z czego sąsiedzi Karima nie byli raczej zadowoleni. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że na imprezę do tej pory nie zawitał żaden z nich, ani policja, chyba byli przyzwyczajeni do regularnych imprez w domu pana Benzemy.
Piłkarze uwielbiali moje towarzystwo i do tego już przywykłam, jednak posiadanie przy sobie kogoś, kto byłby o mnie zazdrosny było dla mnie nowością. Alvaro nie był jakoś chorobliwie zawistny, posyłał tylko znaczące spojrzenia kolegom, którzy tańczyli ze mną za długo lub pod wpływem procentów się zagalopowali. Najchętniej nie odstępowałby mnie na krok, ale nie miałam mu tego za złe, bo najchętniej też bym tego nie robiła. Przyjmowałam propozycje tańca z innymi tylko z grzeczności.
-Zrywamy się? - szepnął mi do ucha, kiedy w końcu było nam dane wspólnie zatańczyć.
Odetchnęłam z ulgą. Była to najlepsza propozycja jaką dostałam tego wieczora, dlatego od razu energicznie pokiwałam głową, aby dać mu znać, że się zgadzam. Jeszcze nie mieliśmy czasu dla siebie. Nie licząc czasu spędzonego w samochodzie, cały czas byliśmy pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń i pytań znajomych.
Alvaro chwycił mnie za rękę i cichaczem przemknęliśmy do drzwi wyjściowych, chociaż pogrążeni w zabawie ludzie nie zauważyliby naszego wyjścia nawet gdybyśmy głośno trzasnęli drzwiami.
Wybiegliśmy na zewnątrz głośno się śmiejąc, a z czego to nawet my sami nie wiedzieliśmy. Morata objął mnie w pasie i uniósł delikatnie do góry. Chłodne powietrze otuliło moją twarz kiedy okręcił się w miejscu, jednak już po chwili czułam jego ciepłe wargi na swoich ustach, a stopniowo fala gorąca ogarnęła całe moje ciało.
-Kocham cię wariacie! - zaśmiałam się. - Ale odstaw mnie już na ziemię, co? - poprosiłam.
Alvaro wedle życzenia postawił mnie na betonowej posadzce, po czym jeszcze raz złożył pocałunek na moich ustach.
-Masz prawo jazdy? - spytał ni stąd, ni zowąd, kiedy stanęliśmy przy jego samochodzie spoglądając na mnie niewinnie.
-Tak, na papierze – odparłam. - Nie wiem czy taka osoba jak ja powinna coś takiego mieć. Czemu pytasz?
-Bo nie chce mi się iść pieszo, a tak się złożyło, że się zapomniałem, wypiłem trochę z chłopakami i...
-O nie, nie, panie Morata! Nawet o tym nie myśl! - pokiwałam mu palcem przed nosem. -W takim razie ja wracam do domu na piechotę, a ty tutaj zostaniesz i poczekasz na inną trzeźwą osobę, która będzie chciała posiedzieć za kierownicą twojego audi.
-Wracasz na piechotę, mówisz? - spojrzał na mnie z powątpiewaniem. - Tylko nie obwiniaj mnie kiedy się zgubisz... - uśmiechnął się złośliwie, uświadamiając mi, że moje obeznanie w madryckich terenach nie jest zbyt duże. Po nieudanej próbie przypomnienia sobie jaką drogą się tutaj dostaliśmy, uległam mu.
-Nienawidzę cię! - spojrzałam na niego wzrokiem godnym samego bazyliszka i otwarłam drzwi od strony kierowcy, sadowiąc się przed kierownicą, która samym swoim widokiem powodowała, iż drżały mi ręce i nogi.
-Też cię kocham! - odparł wskakując na miejsce pasażera, przelotnie całując mój policzek.
-Nie odpowiadam za żadne szkody, rozumiesz? Jeśli wpadniemy na drzewo i nie przeżyję, to powiedz wszystkim twoim kolegom, że bardzo miło było ich poznać i...
-Nie dramatyzuj! - machnął ręką. - Ruszaj.
Nie mam pojęcia jak udało mi się odpalić samochód z kończynami roztrzęsionymi niczym galaretka, ale zrobiłam to i dopóki nie znaleźliśmy się na jednej z głównych ulic, jechałam dość spokojnie.
-Gdzie teraz? - spytałam spanikowana.
-Spokojnie – zaśmiał się. - Jeśli się nie odzywam to znaczy, że masz jechać prosto.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i skupiłam się na drodze.
-Jak ty to chcesz zrobić? - odezwałam się po chwili. - Mam cię odwieźć do domu, a potem wracać samotnie?
-Jedziemy do ciebie, ty idziesz do domu, mój samochód zostaje u ciebie, a ja wracam na piechotę i odbieram go jutro – wyjaśnił. - Teraz w prawo.
Przekręciłam kierownicę, po czym odezwałam się ponownie.
-A co jak...
-Czy ty musisz być taką pesymistką? - spytał rozbawiony. - Nic mi się nie stanie, samochodu też mi nie ukradną. To nie Polska.

Zaśmiałam się. Ładną ten mój kraj miał opinię poza swoimi granicami.

______________________

BRAWO ALVARO <3

14 komentarzy:

  1. skoro daje ci to taką motywacje to napisze:)
    mam nadzieje że już nie będziesz robiła tak długich przerw bo jestem mega ciekawa co się będzie dalej działo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję :) Dziękuję bardzo za komentarz :*

      Usuń
  2. Rozdział idealny. Twoje opowiadanie jest wciągające i napisane w sposób ciekawy. Piszesz tak, że czytelnik nie może się doczekać co będzie dalej. Historia jest interesująca i pięknie napisana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu naszły mnie chęci na pisanie następnego rozdziału :) Dziękuję :*

      Usuń
  3. Zakochani są wspaniali :* Alvaro jest genialny z każdej strony. Czekam na nastęny i więcej seksownej 29 ;x

    OdpowiedzUsuń
  4. Stęskniłam się za Twoim opowiadaniem. ; ))
    Całkowicie Cię rozumiem, bo sama przez szkołę zaniedbuję moje opowiadania. Ale zbliżają się wakacje, więc i Ty i ja będziemy miały więcej czasu. Najważniejsze, aby nie opuszczała nas wena. ; )
    Co do rozdziału, to powiem Ci, że jest świetny. Cieszę się szczęściem Diany i Alvaro, oby ono trwało jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedna noc + jeden poranek = przeczytane czternaście rozdziałów :D To będzie dłuuuugi komentarz. Ale zacznę od początku.
    Rozbita rodzina Diany nie była niczym do zazdroszczenia, ale kiedy tylko dziewczyna przyjechała do Madrytu i przedstawiłaś nam "nową" familię, od razu było jasne, że rozwód rodziców wyszedł chyba Dianie na dobre (jakkolwiek to brzmi xd). Strasznie polubiłam Manuelę,ale jak można jej nie lubić, jeśli przyrodnia siostra przedstawia ci piłkarzy światowej sławy, a dokładnie najlepszego klubu Realu Madryt :D Pierwszy raz chyba też czytałam o Moracie, którego uwielbiam (a jego nie da się nie lubić, on się podoba nawet mojej kumpeli która niby kibicuje barsie :D). Kolejne zazdro: ekipa Diany, ta chemia,która była od samego początku między nią a Alvaro, później trening i impreza z pierwszą drużyna. Ta dziewczyna to ma życie! Ale porozpływam się dalej nad Alvaro: on jest w tym opowiadaniu typem faceta, który dla swojej laski jest gotowy ściągnąć gwiazdkę z nieba(tak, gwiazdką z nieba byłby dla mnie mecz Realu i zwiedzanie nocą Bernabeu). Był tak kochany, kiedy pomógł Dianie w sytuacji z jej siostrzyczką w szpitalu, był jeszcze słodszy kiedy wyznawał jej miłość, no po prostu cud i miód. No i gratulacje, ze Diana się jednak ogarnęła i zorientowała się, że odwzajemnia jego uczucia. Także jeżeli chodzi na fabułę, to czekam na jakieś nieprzyjemne zawirowania, albo chociaż smutne rozstanie i jego konsekwencje, kiedy Diana będzie musiała wracać do Polski :(
    A teraz coś o tym jak piszesz ;) Ogólnie masz fajny styl i potrafisz zachęcić czytelnika do spędzenia tylu godzin na czytaniu opowiadania(jestem tego przykładem). Ale było trochę niedociągnięć (co oczywiście zdarza się każemu, także i przede wszystkim mi), np. przy okazji prania koszuli Alvaro: prać i wyprać(nie wybrać ;)albo aklimatyzowanie się, co oznacza właśnie przeciwność ZAaklimatyzowania się ). Brakowało mi też rozwinięcia czegoś o kulturze hiszpańskiej, np. Hiszpanie dają sobie prezenty bożonarodzeniowe w dniu święta trzech króli, a gdy świętują nowy rok, wraz z 12 wybiciami wskazówek zegara, zjadają 12 winogron (jeżeli nie zdążą, to niestety pech na cały rok ;)). Jednak, to są tylko szczegóły i mam nadzieję, że nie masz mi za złe faktu, że te szczegóły Ci wytknęłam.
    Na koniec, no jeszcze trochę Cię pomęczę, jestem naprawdę oczarowana tym opowiadaniem i zabiję, jeżeli niedługo nie dodasz niczego nowego ;) Dlatego weny, weny i weny(bo to juz chyba koniec roku szkolnego, więc czas będzie;)
    I korzystając z okazji zapraszam Cię także do siebie na małą dawkę Ramosa ;)

    ps. gdybyś mogła mnie powiadomić na gg 8488097 o nowym rozdziale, to byłabym bardzo wdzięczna

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło po przeczytaniu tego komentarza :) Naprawdę bardzo Ci dziękuję. Jeśli chodzi o zawirowania to już od jakiegoś czasu takowe siedzą mi w głowie. W następnym rozdziale chyba jeszcze trochę posłodzę, ale potem trzeba będzie im trochę pokomplikować, bez tego nie byłabym sobą :P Za wytknięcie mi niedociągnięć również dziękuję, szczera krytyka zawsze się przydaje. Na początku mogło być ich rzeczywiście wiele. To moje pierwsze opowiadanie po długiej przerwie (a poprzednie, nie przyznam się nawet o czym, wcale nie były lepsze), dlatego moja wyobraźnia mogła trochę szwankować i wymyślać różne niestworzone rzeczy. Na kulturze hiszpańskiej nie bardzo się znam, mimo iż posiadam tam znajomą (jedyne o czym mi wspominała to to, że nie w Madrycie nie kibicują reprezentacji :P), ale będę pamiętać jeśli zabiorę się za pisanie kolejnego opowiadania o Hiszpanii. Jeszcze raz dziękuję i uciekam na Twojego bloga :)

      Usuń
  6. Dzięki za komentarz u mnie na godlewskiej, przeczytanie tylu rozdziałów, to rzeczywiście nie lada wyzwanie ;)
    Co do samego Pique, to po prostu te trzy lata temu szalenie mi się spodobał i pomysł o napisaniu opowiadania kilka lat naprzód o euro2012 wydawał się być całkiem spoko ;) A że zaczęłam po ME w RPA śledzić ligę angielską i hiszpańską, a najbardziej czekałam na mecze Realu i po prostu to było to coś. Nagle zorientowałam się, że chyba jestem madridistką, a Pique to szkoda słów ;) Wtedy też ucierpiało moje opowiadanie, ale skoro udało mi się tam wpleść Ramosa, to chyba będzie dobrze.
    Jeżeli chodzi o Ewę, to wszystko z tym felernym "trzaskiem" podczas całowania godlewskiej z Ramosem, wyjaśni się dopiero pod koniec drugiej części ;)
    I mam nadzieję, że uda mi się jeszcze jakoś opisać Madryt, choć na pewno nie uda mi się to w takim stopniu jak z opisem Wro, bo w Madrycie byłam tylko raz w życiu :(

    I kończąc kolejny mój wywód na Twoim blogu, jeszc raz dzięki za przeczytanie godlewskiej, a Sergio na pewno nie załapie żadnej głupiej kontuzji przed ME2014 :)

    I pisz już 15, bo ja piąteczkę swoją już w mam w trakcie pisania, a skoro już mam wakacje, to odcinki będą się pojawiać częściej ;)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  7. dopiero dziś dotarłam do tego opowiadania i tak mnie wkręciło,że przeczytałam wszystko od razu. Odcinek fajny no i są razem :) czekam na next
    P.S powiadamiasz może o odcinkach na gg lub twitterze ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę powiadomić na gg, na twitterze nie będę pamiętać :P

      Usuń
  8. ehh, codziennie tu wchodzę, niech już będzie nowość ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczyłam Twój komentarz i mój OpenOffice z dokumentem, w którym piszę piętnasty rozdział, jakby sam się włączył, haha :) Najpóźniej jutro, obiecuję :*

      Usuń
    2. no to mega, mega czekam :D
      komentarze najlepiej działają, jeżeli chodzi o wenę i chęć do pisania ;)

      Usuń