30 kwietnia 2013

11. I don't want to stay this way


 Pierwszy dzień Nowego Roku byłam zmuszona spędzić w rodzinnym gronie. Dopiero następnego dnia mogliśmy się spotkać w stałym gronie. Razem z dziewczynami obejrzałyśmy trening chłopaków, po czym całą szóstką wpakowaliśmy się do samochodu Nacho. Biedactwo, wciąż nie udało mu się podbić serca Rosity, ale z tego co zauważyłam, jest na dobrej drodze. Panna Castro przestała karcić go za każde jego słowo.
Za moimi plecami, na tylnych siedzeniach w czwórkę cisnęli się kolejno: Alvaro, Jese, Rosita i Manuela. Nacho stwierdził, że jestem ich gościem dlatego powinni mnie traktować lepiej. I w taki oto sposób zdobyłam wygodne miejsce obok kierowcy.
Samochód Nacho przecinał znajome mi już ulice Madrytu w niezbyt zawrotnym tempie. To nic dziwnego w tak wielkim mieście, w godzinach szczytu. Czas zmarnowany w korkach umilała nam typowo hiszpańska muzyka, która wpadła mi w ucho.
-Zwiedzałaś już coś w Madrycie? - spytał Nacho, gdy udało mu się skręcić w mniej zatłoczoną ulicę.
-Tak, zwiedzała zamek! - odpowiedział za mnie Jese.
-Jaki zamek? - spytał Alvaro, a ja odwróciłam się do tyłu, aby posłać mu moje pytające spojrzenie. Rodriguez miał na twarzy głupi uśmieszek, który Bóg wie co oznaczał. Na pewno nic dobrego.
-Twój błyskawiczny, Alvaro! - wypalił, po czym wnętrze samochodu wypełniła salwa śmiechu. Fakt, że siedziałam na przednim siedzeniu, utrudniał mi zdzielenie Jese po twarzy, dlatego mogłam jedynie upomnieć go słownie.
-Bardzo zabawne, Jese – powiedziałam. - W Polsce na takie żarty mówimy „suchar”. Poza stadionem i tym waszym placem... jak to się tam nazywało?
-Cibeles... - westchnął Nacho.
-No właśnie... Poza tym, chyba nie widziałam nic więcej.
-W takim razie musimy ją zabrać na wycieczkę objazdową! - odezwała się Manuela, a pozostała czwórka jednomyślnie ją poparła.
Krążyliśmy po Madrycie dobre trzy godziny. Dziewczyny bawiły się w przewodniczki, a ja udawałam, iż jestem zachwycona tym co mówią. Co jak co, ale przewodnicy na wycieczkach zawsze mnie denerwowali. Udając, że słucham ich naukowych wywodów, modliłam się w duchu żeby Nacho nie chciał pieniędzy za paliwo do samochodu. Skromny budżet nastoletniej Polki, raczej nie przewiduje takich wydatków.
-Następny przystanek: mieszkanie Alvaro! - krzyknął Jese, a Morata w ramach odpowiedzi jedynie jęknął. Nie sprzeciwiał się, gdyż nawet ja wiedziałam, że nie wiadomo co chciałby zrobić aby powstrzymać ich przed wstąpieniem na jego teren, oni i tak by to zrobili.

Drzwi otworzył nam Alex, któremu Nacho rzucił się na szyję, zanim ktokolwiek coś powiedział.
-Siemasz braciszku! - krzyknął.
Chciałam przedostać się do środka, ale kiedy usłyszałam te słowa, stanęłam przy nich jakby ktoś wmurował mnie w podłogę.
-Braciszku? - spytałam zaskoczona. - Poważnie jesteście ze sobą spokrewnieni?
-A nie widać? - Alex objął swojego brata ramieniem i wspólnie wlepili we mnie swoje zupełnie niepodobne do siebie oczy. Nie znalazłam w nich żadnego podobieństwa. Z jednej strony obsypany piegami rudzielec, a z drugiej szatyn o twarzy gładkiej jak pupa niemowlaka. Nie chciałabym być złośliwa, ale na miejscu ich ojca zrobiłabym badania genetyczne...
-Rzeczywiście! Uderzające podobieństwo!

Mieliśmy oglądać film, ale to był oczywiście tylko pretekst do wspólnego spędzenia czasu. Nikt nie zwracał uwagi na włączony telewizor, jedynie Jese od czasu do czasu ekscytował się zaistniałą na ekranie sceną. W moich włosach była chyba cała miska chipsów, gdyż chłopcy zdecydowali się mnie „ochrzcić”, rzucając we mnie jedzeniem. Tak więc od tego momentu oficjalnie byłam kibicem Realu Madryt. Szkoda, że nie zdecydowali się na coś mądrzejszego, niż rzucanie mi chipsów we włosy.
Moją uwagę przykuły drzwi balkonowe. Z czystej ciekawości postanowiłam sprawdzić jaki widok się za nimi ukrywa. Odsunęłam delikatnie firankę, przekręciłam klamkę i po chwili chłodne powietrze otulało moje ciało, odziane w nieadekwatne do takiej pogody ubrania. Przede mną rozpościerała się panorama miasta, oświetlona przez liczne, kolorowe światła i neony. Widoczność zakłócił mi obłoczek pary, który uświadomił mi, że moja chwila samotności minęła. Ulżyło mi gdy spostrzegłam, że to Alvaro naruszył moją przestrzeń osobistą, a nie nikt inny.
-Zazdroszczę ci takich widoków! - oznajmiłam, gładząc swoje łokcie dłońmi. Mój głos lekko drgał, podobnie jak całe moje ciało, z powodu niskiej temperatury. - Jak już będzie mnie stać to kupię sobie mieszkanie za ścianą!
Alvaro sprawiał wrażenie jakby w ogóle nie słyszał, że się odezwałam, moje słowa minęły go bez śladu. Jego brązowe oczy biernie wpatrywały się w oświetlone miasto, odbijając w sobie te wszystkie światełka, a niesforne włosy niezależnie od jego woli powiewały delikatnie na wietrze. Łokcie opierał na balustradzie. Wyglądał jakby intensywnie nad czymś rozmyślał.
-Jestem wielkim tchórzem... - przemówił po chwili milczenia.
-A to niby dlaczego? - spytałam zaskoczona jego oświadczeniem.
-Powinienem był ci to powiedzieć od razu... ja... - zaciął się nagle. Zauważył to co ja, a mianowicie, że otwarte drzwi się poruszyły i nie było to spowodowane wiatrem.
-Odejdźcie stamtąd... - mruknął, wznosząc oczy ku niebu.
-Ale nas tu nie ma! - odezwał się ktoś zza firanki. Sądząc po głosie mówiącego i poziomie tej wypowiedzi był to Jese.
-Ty idioto! - skarcił go jego towarzysz. Rzuciły mi się w oczy jego rude włosy, więc byłam pewna, iż to Alex.
Alvaro wychylił głowę za firankę, aby upewnić się, iż jego koledzy opuścili kryjówkę i wraz z innymi oglądają film, albo przynajmniej udają, że oglądają i nie zamierzają podsłuchać naszej rozmowy. Szczerze? Bałam się tego co miał mi do powiedzenia. Domyślałam się co go gryzie, ale chyba nie chciałam tego słyszeć.
-Od jakiegoś czasu próbuję udawać, że nic do ciebie nie czuję, a ten pocałunek był jedynie przypadkowy, ale niespecjalnie mi się to udaje. Dotarło do mnie, że przyjaźń chyba mi nie wystarcza.
-Alvaro... - jęknęłam.
-Kocham cię, Diana... - szepnął, tak cicho, iż musiałam niemal wyczytać te słowa z jego ruchów warg. - Kocham cię – powtórzył głośniej, jakby nabrał nagłej pewności siebie.
Poczułam coś między dziką, dziecinną euforią, a złością i bezradnością. Coś trudnego do określenia. Moje ciało oblała fala ciepła, mimo że przed chwilą trzęsłam się z zimna. No i co ja miałam mu odpowiedzieć? Przez głowę przelatywało mi mnóstwo słów, jednak te najsensowniejsze, które pomogłyby mi w złożeniu logicznego zdania, poukrywały się w jej najskrytszych zakamarkach.
-Mówiłam ci, że nie chcę związku na odległość – odparłam nieco agresywniej niż zamierzałam. - A zresztą, ledwo dawałam radę w związkach z moimi polskimi kolegami, właściwie każdy kończył się dla mnie porażką i to ja byłam tą ze złamanym sercem...
-Nie chcę cię zranić... - chwycił delikatnie moją dłoń. - Daj mi chociaż szansę...
Niby spodziewałam się takiego wyznania odkąd tylko zaczął mówić, ale jednak czułam się zaskoczona. Zaskoczona i jednocześnie przerażona. Niech to wszystko szlag trafi!
-Nie... nie wiem... ja... - jąkałam się jak przy odpowiedzi ustnej z historii. - Ja muszę o tym pomyśleć – poskładałam w końcu słowa w zdanie. Chyba nic głupszego już nie mogłam wymyślić. Dlaczego Bóg nie obdarował mnie asertywnością, dzięki której mogłabym bez obaw powiedzieć „nie”? A może po prostu nie chciałam mu odmówić, tylko zwyczajnie zabrakło mi odwagi, aby powiedzieć „tak”? Nie odpowiadając sobie na te pytania, przemknęłam się z powrotem do salonu. Poczułam się osaczona widząc te wszystkie spojrzenia skierowane w moją stronę.
-Źle się czuję... - mruknęłam. - Chyba pójdę już do domu...
-Zwariowałaś? - Manuela stanęła obok mnie obejmując mnie ramieniem, zupełnie jakbym bez jej pomocy miała się za chwilę przewrócić. - Samej cię nie puszczę!
-Odwiozę ją! - zaproponował Nacho i chwilę później to on trzymał mnie pod ramię. Nie miałam ochoty na żadne dyskusje, dlatego bez zbędnego gadania przyjęłam jego propozycję. Byle jak najszybciej znaleźć się we własnym łóżku.
-Coś się stało, tak? - spytał Hiszpan, kiedy znaleźliśmy się już poza zasięgiem towarzystwa. - Alvaro powiedział ci, że... - zaczął machać ręką, jakby nie potrafił wypowiedzieć kluczowego słowa.
-Tak... - westchnęłam. - Wyznał mi miłość, ale... mówiłam mu przecież, że związek na odległość nie jest dla mnie! Jak mógł z czymś takim wyskoczyć?
-Oj Diana, Diana... - otworzył przede mną drzwi wyjściowe. - Nie żebym się wtrącał czy coś, ale wydaje mi się, że ty też coś tam do niego czujesz, tylko skutecznie to w sobie ukrywasz...
-Aktualnie skutecznie ukrywam w sobie chęć zdzielenia cię po twarzy! - warknęłam. - Dlaczego nie jesteś po mojej stronie?
Nacho jedynie zaśmiał się teatralnie, po czym otworzył swój samochód i pozwolił mi się w nim rozsiąść.

2 komentarze:

  1. Aaaaaaaaaaaaa!!!!!
    Jest nowy rozdział tak się ciesze ;D
    Diana to jednak jest głupia ale mam nadzieje że
    zmądrzeje.Musi!!
    Mi też się podoba obraz zamyślonego Alvaro ;)
    Zupełnie się niespodziewałam że wyzna jej miłość.
    A odloegłość nie gra roli jeśli się kogoś prawdziwie kocha.A poza tym Dianita może się przeprowadzić do Madrytu w Polsce i tak jej nic nie trzyma.
    Czekam z niecierpliwością na następny rodział.
    PS:Soory że się tak rozpisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh, jak ja kocham Alvaro <3
    Świetny rozdział, ja również mam nadzieję, że Diana zmądrzeje.
    No, z tym meczem mego kochanego Realu, to kaszana. Na samym końcu to ja już wierzyłam, że stanie się cud, 1 bramka. Ale jakby ten cholerny sędzia dał nam karnego za rękę Hummelsa to MY bylibyśmy w finale ! Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń