Pierwszy dzień Nowego Roku byłam zmuszona spędzić w rodzinnym
gronie. Dopiero następnego dnia mogliśmy się spotkać w stałym
gronie. Razem z dziewczynami obejrzałyśmy trening chłopaków,
po czym całą szóstką wpakowaliśmy się do samochodu Nacho.
Biedactwo, wciąż nie udało mu się podbić serca Rosity, ale z
tego co zauważyłam, jest na dobrej drodze. Panna Castro przestała
karcić go za każde jego słowo.
Za moimi plecami, na tylnych siedzeniach w czwórkę cisnęli
się kolejno: Alvaro, Jese, Rosita i Manuela. Nacho stwierdził, że
jestem ich gościem dlatego powinni mnie traktować lepiej. I w taki
oto sposób zdobyłam wygodne miejsce obok kierowcy.
Samochód Nacho przecinał znajome mi już ulice Madrytu w
niezbyt zawrotnym tempie. To nic dziwnego w tak wielkim mieście, w
godzinach szczytu. Czas zmarnowany w korkach umilała nam typowo
hiszpańska muzyka, która wpadła mi w ucho.
-Zwiedzałaś już coś w Madrycie? - spytał Nacho, gdy udało mu
się skręcić w mniej zatłoczoną ulicę.
-Tak, zwiedzała zamek! - odpowiedział za mnie Jese.
-Jaki zamek? - spytał Alvaro, a ja odwróciłam się do tyłu,
aby posłać mu moje pytające spojrzenie. Rodriguez miał na twarzy
głupi uśmieszek, który Bóg wie co oznaczał. Na pewno
nic dobrego.
-Twój błyskawiczny, Alvaro! - wypalił, po czym wnętrze
samochodu wypełniła salwa śmiechu. Fakt, że siedziałam na
przednim siedzeniu, utrudniał mi zdzielenie Jese po twarzy, dlatego
mogłam jedynie upomnieć go słownie.
-Bardzo zabawne, Jese – powiedziałam. - W Polsce na takie żarty
mówimy „suchar”. Poza stadionem i tym waszym placem... jak
to się tam nazywało?
-Cibeles... - westchnął Nacho.
-No właśnie... Poza tym, chyba nie widziałam nic więcej.
-W takim razie musimy ją zabrać na wycieczkę objazdową! -
odezwała się Manuela, a pozostała czwórka jednomyślnie ją
poparła.
Krążyliśmy po Madrycie dobre trzy godziny. Dziewczyny bawiły się
w przewodniczki, a ja udawałam, iż jestem zachwycona tym co mówią.
Co jak co, ale przewodnicy na wycieczkach zawsze mnie denerwowali.
Udając, że słucham ich naukowych wywodów, modliłam się w
duchu żeby Nacho nie chciał pieniędzy za paliwo do samochodu.
Skromny budżet nastoletniej Polki, raczej nie przewiduje takich
wydatków.
-Następny przystanek: mieszkanie Alvaro! - krzyknął Jese, a Morata
w ramach odpowiedzi jedynie jęknął. Nie sprzeciwiał się, gdyż
nawet ja wiedziałam, że nie wiadomo co chciałby zrobić aby
powstrzymać ich przed wstąpieniem na jego teren, oni i tak by to
zrobili.
Drzwi otworzył nam Alex, któremu Nacho rzucił się na szyję,
zanim ktokolwiek coś powiedział.
-Siemasz braciszku! - krzyknął.
Chciałam przedostać się do środka, ale kiedy usłyszałam te
słowa, stanęłam przy nich jakby ktoś wmurował mnie w podłogę.
-Braciszku? - spytałam zaskoczona. - Poważnie jesteście ze sobą
spokrewnieni?
-A nie widać? - Alex objął swojego brata ramieniem i wspólnie
wlepili we mnie swoje zupełnie niepodobne do siebie oczy. Nie
znalazłam w nich żadnego podobieństwa. Z jednej strony obsypany
piegami rudzielec, a z drugiej szatyn o twarzy gładkiej jak pupa
niemowlaka. Nie chciałabym być złośliwa, ale na miejscu ich ojca
zrobiłabym badania genetyczne...
-Rzeczywiście! Uderzające podobieństwo!
Mieliśmy oglądać film, ale to był oczywiście tylko pretekst do
wspólnego spędzenia czasu. Nikt nie zwracał uwagi na
włączony telewizor, jedynie Jese od czasu do czasu ekscytował się
zaistniałą na ekranie sceną. W moich włosach była chyba cała
miska chipsów, gdyż chłopcy zdecydowali się mnie
„ochrzcić”, rzucając we mnie jedzeniem. Tak więc od tego
momentu oficjalnie byłam kibicem Realu Madryt. Szkoda, że nie
zdecydowali się na coś mądrzejszego, niż rzucanie mi chipsów
we włosy.
Moją uwagę przykuły drzwi balkonowe. Z czystej ciekawości
postanowiłam sprawdzić jaki widok się za nimi ukrywa. Odsunęłam
delikatnie firankę, przekręciłam klamkę i po chwili chłodne
powietrze otulało moje ciało, odziane w nieadekwatne do takiej
pogody ubrania. Przede mną rozpościerała się panorama miasta,
oświetlona przez liczne, kolorowe światła i neony. Widoczność
zakłócił mi obłoczek pary, który uświadomił mi, że
moja chwila samotności minęła. Ulżyło mi gdy spostrzegłam, że
to Alvaro naruszył moją przestrzeń osobistą, a nie nikt inny.
-Zazdroszczę ci takich widoków! - oznajmiłam, gładząc
swoje łokcie dłońmi. Mój głos lekko drgał, podobnie jak
całe moje ciało, z powodu niskiej temperatury. - Jak już będzie
mnie stać to kupię sobie mieszkanie za ścianą!
Alvaro sprawiał wrażenie jakby w ogóle nie słyszał, że
się odezwałam, moje słowa minęły go bez śladu. Jego brązowe
oczy biernie wpatrywały się w oświetlone miasto, odbijając w
sobie te wszystkie światełka, a niesforne włosy niezależnie od
jego woli powiewały delikatnie na wietrze. Łokcie opierał na
balustradzie. Wyglądał jakby intensywnie nad czymś rozmyślał.
-Jestem wielkim tchórzem... - przemówił po chwili
milczenia.
-A to niby dlaczego? - spytałam zaskoczona jego oświadczeniem.
-Powinienem był ci to powiedzieć od razu... ja... - zaciął się
nagle. Zauważył to co ja, a mianowicie, że otwarte drzwi się
poruszyły i nie było to spowodowane wiatrem.
-Odejdźcie stamtąd... - mruknął, wznosząc oczy ku niebu.
-Ale nas tu nie ma! - odezwał się ktoś zza firanki. Sądząc po
głosie mówiącego i poziomie tej wypowiedzi był to Jese.
-Ty idioto! - skarcił go jego towarzysz. Rzuciły mi się w oczy
jego rude włosy, więc byłam pewna, iż to Alex.
Alvaro wychylił głowę za firankę, aby upewnić się, iż jego
koledzy opuścili kryjówkę i wraz z innymi oglądają film,
albo przynajmniej udają, że oglądają i nie zamierzają podsłuchać
naszej rozmowy. Szczerze? Bałam się tego co miał mi do
powiedzenia. Domyślałam się co go gryzie, ale chyba nie chciałam
tego słyszeć.
-Od jakiegoś czasu próbuję udawać, że nic do ciebie nie
czuję, a ten pocałunek był jedynie przypadkowy, ale niespecjalnie
mi się to udaje. Dotarło do mnie, że przyjaźń chyba mi nie wystarcza.
-Alvaro... - jęknęłam.
-Kocham cię, Diana... - szepnął, tak cicho, iż musiałam niemal
wyczytać te słowa z jego ruchów warg. - Kocham cię –
powtórzył głośniej, jakby nabrał nagłej pewności siebie.
Poczułam coś między dziką, dziecinną euforią, a złością i
bezradnością. Coś trudnego do określenia. Moje ciało oblała
fala ciepła, mimo że przed chwilą trzęsłam się z zimna. No i co
ja miałam mu odpowiedzieć? Przez głowę przelatywało mi mnóstwo
słów, jednak te najsensowniejsze, które pomogłyby mi
w złożeniu logicznego zdania, poukrywały się w jej najskrytszych
zakamarkach.
-Mówiłam ci, że nie chcę związku na odległość –
odparłam nieco agresywniej niż zamierzałam. - A zresztą, ledwo
dawałam radę w związkach z moimi polskimi kolegami, właściwie
każdy kończył się dla mnie porażką i to ja byłam tą ze
złamanym sercem...
-Nie chcę cię zranić... - chwycił delikatnie moją dłoń. - Daj
mi chociaż szansę...
Niby spodziewałam się takiego wyznania odkąd tylko zaczął mówić,
ale jednak czułam się zaskoczona. Zaskoczona i jednocześnie
przerażona. Niech to wszystko szlag trafi!
-Nie... nie wiem... ja... - jąkałam się jak przy odpowiedzi ustnej
z historii. - Ja muszę o tym pomyśleć – poskładałam w końcu
słowa w zdanie. Chyba nic głupszego już nie mogłam wymyślić.
Dlaczego Bóg nie obdarował mnie asertywnością, dzięki
której mogłabym bez obaw powiedzieć „nie”? A może po
prostu nie chciałam mu odmówić, tylko zwyczajnie zabrakło
mi odwagi, aby powiedzieć „tak”? Nie odpowiadając sobie na te
pytania, przemknęłam się z powrotem do salonu. Poczułam się
osaczona widząc te wszystkie spojrzenia skierowane w moją stronę.
-Źle się czuję... - mruknęłam. - Chyba pójdę już do
domu...
-Zwariowałaś? - Manuela stanęła obok mnie obejmując mnie
ramieniem, zupełnie jakbym bez jej pomocy miała się za chwilę
przewrócić. - Samej cię nie puszczę!
-Odwiozę ją! - zaproponował Nacho i chwilę później to on
trzymał mnie pod ramię. Nie miałam ochoty na żadne dyskusje,
dlatego bez zbędnego gadania przyjęłam jego propozycję. Byle jak
najszybciej znaleźć się we własnym łóżku.
-Coś się stało, tak? - spytał Hiszpan, kiedy znaleźliśmy się
już poza zasięgiem towarzystwa. - Alvaro powiedział ci, że... -
zaczął machać ręką, jakby nie potrafił wypowiedzieć kluczowego
słowa.
-Tak... - westchnęłam. - Wyznał mi miłość, ale... mówiłam
mu przecież, że związek na odległość nie jest dla mnie! Jak
mógł z czymś takim wyskoczyć?
-Oj Diana, Diana... - otworzył przede mną drzwi wyjściowe. - Nie
żebym się wtrącał czy coś, ale wydaje mi się, że ty też coś
tam do niego czujesz, tylko skutecznie to w sobie ukrywasz...
-Aktualnie skutecznie ukrywam w sobie chęć zdzielenia cię po
twarzy! - warknęłam. - Dlaczego nie jesteś po mojej stronie?
Nacho jedynie zaśmiał się teatralnie, po czym otworzył swój
samochód i pozwolił mi się w nim rozsiąść.
Aaaaaaaaaaaaa!!!!!
OdpowiedzUsuńJest nowy rozdział tak się ciesze ;D
Diana to jednak jest głupia ale mam nadzieje że
zmądrzeje.Musi!!
Mi też się podoba obraz zamyślonego Alvaro ;)
Zupełnie się niespodziewałam że wyzna jej miłość.
A odloegłość nie gra roli jeśli się kogoś prawdziwie kocha.A poza tym Dianita może się przeprowadzić do Madrytu w Polsce i tak jej nic nie trzyma.
Czekam z niecierpliwością na następny rodział.
PS:Soory że się tak rozpisałam ;)
Oh, jak ja kocham Alvaro <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, ja również mam nadzieję, że Diana zmądrzeje.
No, z tym meczem mego kochanego Realu, to kaszana. Na samym końcu to ja już wierzyłam, że stanie się cud, 1 bramka. Ale jakby ten cholerny sędzia dał nam karnego za rękę Hummelsa to MY bylibyśmy w finale ! Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;*