Manuela stanęła w drzwiach mojego pokoju opierając się głową o
framugę. Na jej twarzy pojawił się cwany uśmiech, którego
znaczenie znała tylko ona sama. Oderwałam na chwilę wzrok od
laptopa, którego przed chwilą włączyłam, by obdarzyć ją
moim pytającym spojrzeniem. Nie usłyszałam jednak w jakim celu
złożyła mi wizytę, dlatego moje oczy skierowały się z powrotem
na ekran komputera.
-No wiesz? - odezwała się w końcu. - Myślałam, że zdasz mi
relację z wczorajszego wieczora!
Usiadła na moim łóżku, a ja mimowolnie odłożyłam laptopa
na bok i podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na nią
z politowaniem i stuknęłam dwa razy palcem w swoje czoło.
-Nie było dzikiego seksu jeśli o to ci chodzi.
Moja przyszywana siostra parsknęła śmiechem.
-Słowem o tym nie napomknęłam! No ale widocznie... głodnemu chleb
na myśli!
Chwyciłam leżącą obok poduszkę i rzuciłam ją w stronę
Manueli, która nie zdążyła zrobić uniku.
-Głodny, głodnemu wypomina! - zaśmiałam się, a Manuela tymczasem
zrewanżowała się za mój atak, jednak kiedy jeszcze raz
spróbowałam ją uderzyć, zabrała mi moją broń.
-Przyszłam tu żeby się czegoś dowiedzieć, a nie żeby bić się
na poduszki – szturchnęła mnie w ramię. - Zobaczyłam przed
domem samochód Alvaro, myślałam, że zaprosiłaś go na
noc...
-Tak, pewnie że zaprosiłam. Samochód to taka zapłata za
szybki numerek.
-Mówiłaś, że nie było...
-Czy ty musisz wszystko brać na poważnie? - przerwałam jej,
ponownie zanosząc się śmiechem. - Samochód zostawił tutaj,
bo był lekko podpity.
-Diana, ty śpiochu! - do pokoju wpadła Amelka. - Masz zejść na
śniadanie... - powiedziała stanowczo, na co ja odpowiedziałam
jedynie dziękującym wzrokiem. Nie znosiłam tych manuelowych
przesłuchań, a dzięki Amelii miałam przynajmniej pretekst, aby
tego uniknąć. Nie tłumacząc się nawet, iż wcale nie jestem
takim śpiochem, bo nie spałam już od dobrej godziny, zeszłam do
kuchni, gdzie czekał na mnie talerz ciepłej jajecznicy. Oprócz
tego była jeszcze mama, która spędziwszy trzy lata z Manuelą
pod jednym dachem, nabrała trochę jej cech charakteru...
-Jak tam wczorajszy wieczór z Al...
-Mamo! - nie pozwoliłam jej dokończyć. - Właśnie uciekłam z
przesłuchania u Manueli, nie zaczynaj i ty.
Moja rodzicielka zamknęła buzię i uśmiechnęła się pod nosem.
Za kogo oni wszyscy mnie mieli?
Zanim zdążyłam postawić pierwszy krok na schodach, kiedy po
zjedzeniu śniadania kierowałam się do swojego pokoju, rozległ się
dźwięk dzwonka. Automatycznie zawróciłam, aby sprawdzić
kto nas odwiedził.
Otworzyłam drzwi i napotkałam spojrzenie moich ulubionych,
brązowych tęczówek.
-Przyszedłem po samochód – oznajmił Alvaro prezentując mi
swój uśmiech.
-Przecież tam stoi. - wskazałam ręką w stronę jego audi. - Chyba
nie muszę cię zaprowadzać?
-Przepraszam, chciałem powiedzieć, że oprócz auta, zabieram
też ciebie i jedziemy na zakupy na Gran Via.
-Dobrze, ale daj mi pięć minut.
-Babskie pięć minut, tak? Mam to pomnożyć przez trzy? - zaśmiał
się.
-Jeśli potrafisz... - mruknęłam po polsku, po czym głośniej
dodałam już w jego języku – Trzeba było mnie uprzedzić,
przygotowałabym się wcześniej.
Wpuściłam Alvaro do środka, a sama, nie pytając nawet co to jest,
te całe Gran Via, udałam się do swojego pokoju, aby zmienić
piżamę na coś mniej wygodnego i potraktować swoje włosy
szczotką, a zajęło mi to dokładnie pięć minut, co obiecałam
Alvaro.
-Tak szybko? - jego oczy niemal wylazły mu z orbit, kiedy zwarta i
gotowa zjawiłam się w salonie.
-Widzisz? Polak potrafi!
Gran Via okazała się być bardzo reprezentacyjną ulicą, wzdłuż
której wznosiły się wysokie budynki. Znajdowało się tam
mnóstwo sklepów, restauracji i innych ciekawych miejsc.
Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, mimo ogromnych tłumów,
które również po niej spacerowały. Jako mieszkanka
Krakowa byłam przyzwyczajona do takiej atmosfery.
Musiałam oczywiście zwiedzić wszystkie sklepy z ubraniami. W
każdym przymierzyłam co najmniej połowę z wystawionych towarów,
ale mimo to Alvaro nie wyglądał na kogoś kto żałuje, że pokazał
mi to miejsce.
Po wielogodzinnych podbojach butików, udaliśmy się do jednej
z wielu kawiarni, aby kupić sobie coś ciepłego do picia. Usiadłam
przy stoliku, podczas gdy Alvaro stanął w dość długiej kolejce
po nasze zamówienie.
Rozejrzałam się po lokalu. Zdjęcia Madrytu sprzed wielu lat, jak i
te współczesne zdobiły każdą bladozieloną ścianę.
Przyglądałam im się z niezwykłą ciekawością, bo zawsze lubiłam
oglądać takie fotografie. Moją uwagę odwrócił jednak
chłopak, siedzący przy stoliku obok, który rozmawiał z kimś
przez telefon. Po polsku.
Zerknęłam w jego stronę i od razu rozpoznałam te czarne jak
węgiel włosy i nonszalancki, aczkolwiek w jakimś stopniu
sympatyczny uśmiech.
-Łukasz?! - zawołałam, na co on zdezorientowany, chowając telefon
do kieszeni, spojrzał na mnie z początku mnie nie rozpoznając.
-Diana! - wstał ze swojego miejsca, aby mocno mnie wyściskać.
-Co ty tutaj robisz? - spytałam kiedy już wyswobodziłam się z
jego ramion.
-Przyjechaliśmy z Moniką – oznajmił. - Twój tata dał nam
adres domu twojej mamy, mieliśmy do ciebie wpaść dzisiaj
wieczorem, ale zepsułaś niespodziankę!
Usiedliśmy przy stoliku, by móc spokojnie kontynuować
rozmowę.
-Jak zwykle, okropna ja, zawsze wszystko psuję – zaśmiałam się.
- A Monika gdzie? - spytałam. - Chyba nie siedzisz tutaj sam?
-Monika składa zamówienie, bo ja po hiszpańsku nie umiem ani
słowa.
Jak na zawołanie tuż obok nas pojawiła się piękna dziewczyna
mojego kolegi, która niemal zapiszczała na mój widok.
Hiszpański temperament już jej się udzielił. Zawsze bardzo ją
lubiłam, ale moją radość na jej widok okazałam tylko poprzez
szeroki uśmiech.
-Widzę, że z niespodzianki nici – zaśmiała się kiedy mnie
ściskała – ale dobrze cię widzieć, Diana.
-Ciebie też – wróciłam na swoje miejsce – ale
niespodzianka wam się udała, a to, że niezgodnie z waszym planem
to już inna kwestia.
-Sama tu siedzisz? - spytała Monika. - Albo jest tu z tobą jakiś
przystojny Hiszpan? - uśmiechnęła się swawolnie, a na twarzy
Łukasza wymalowała się wyraźna zazdrość.
Rozglądnęłam się i dostrzegłam, iż Alvaro już zmierza w naszą
stronę. Podniosłam się z krzesła, by wziąć od niego swoją
kawę, po czym przedstawiłam mu swoich polskich znajomych.
-Masz odpowiedź – uśmiechnęłam się do koleżanki, a następnie
zwróciłam się do Alvaro - Poznaj moich przyjaciół z
Polski, Łukasza i Monikę – wskazałam ręką na parę siedzącą
przy stoliku. - A to jest Alvaro mój... eee... mój
chłopak – dodałam po polsku, czując jak na moją twarz wkradają
się rumieńce. Dziwnie się czułam przedstawiając go swoim
przyjaciołom w ten sposób.
-No, no Diana... - Monika spojrzała na mnie znacząco. - Nieźle...
-Tylko nie zapomnij o nas, kiedy już z nim tutaj zamieszkasz...
-Nie tak szybko, Łukaszku – zaśmiałam się.
-To my będziemy się już zbierać – wtrącił Alvaro, który
nie rozumiał ani słowa z naszej rozmowy. Zanim pociągnął mnie za
rękę do wyjścia zdążyłam jeszcze pomachać znajomym na
pożegnanie.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, mogłam w końcu zrobić łyk ciepłego
napoju. Nieprzewidywalna hiszpańska zima, znów uraczyła nas
zimną temperaturą, a sądziłam, że już do końca mojego pobytu
tutaj, aura będzie bardziej łaskawa.
-Zazdrośnik! - uszczypnęłam Moratę w policzek i zaśmiałam się
cicho.
-Chyba nie przyjechali tu na stałe, prawda? W Polsce będziesz mogła
spotykać się z nim do woli – pocałował mnie w policzek, a potem
chwycił za rękę, aby kontynuować spacer po arterii. Doszliśmy do
jej końca, po to aby ruszyć w drogę powrotną.
Zaczynało się ściemniać, dlatego spacer wydawał mi się odrobinę
przyjemniejszy niż wcześniej. Znaleźliśmy samochód Alvaro,
zaparkowany na jednej z bocznych uliczek. Następnym przystankiem
naszej wycieczki było mieszkanie Hiszpana, w którym tego
wieczora miał przebywać sam, gdyż Alex wyjechał na mecz z
młodzieżową drużyną Realu Madryt.
-Mam coś dla ciebie – oznajmił tuż po otworzeniu drzwi swojego
lokum.
Weszliśmy w głąb mieszkania, a w moich rękach wylądowała
zafoliowana paczka, przez którą mogłam dostrzec biały
materiał z naszytym na nim numerem 29 i nazwiskiem mojego chłopaka.
-Załóż na jutrzejszy mecz – uśmiechnął się siadając
na sofie.
Ściągnęłam swój płaszcz, porzuciłam go na fotelu i
poszłam w jego ślady.
Alvaro włączył jakiś film, ale oglądaliśmy go tylko jednym
okiem. Było to tylko takie dopełnienie, tło do naszych rozmów.
Niby wizja siedzenia w mieszkaniu wydaje się nudna, ale w naszym
przypadku wcale tak nie było. Nie spoglądałam nawet na zegarek, a
czas niepostrzeżenie gdzieś mi uciekł.
-Nie śpimy, panie Morata! - powiedziałam kiedy położył się na
sofie. Widząc jednak jego reakcję, a konkretniej – jej brak,
pochyliłam się nad nim, a kiedy rozchylił wargi, sądząc iż chcę
go pocałować, zaczęłam go łaskotać. Alvaro chwycił mnie za
ręce, przyciągając do siebie i pocałował namiętnie, a następnie
sam zaczął mnie łaskotać. Wyrwałam się z jego objęć, kiedy
poczułam wibracje w kieszeni. Dzwonił mój wiecznie wyciszony
telefon. Siedząc okrakiem na kolanach Alvaro, nacisnęłam zieloną
słuchawkę, nawet nie spoglądając na ekran.
-Żyjesz siostra? - usłyszałam w słuchawce głos Dawida.
-Nie – odparłam – dodzwoniłeś się do zaświatów.
-Czekam na ciebie na dole. Pożegnaj się ze swoim lubym i za pięć
minut widzę cię w moim samochodzie. Jeśli nie zjawisz się tutaj w
tym czasie, sam po ciebie przyjdę.
-Ale...
-Teraz już nie ma dyskusji – powiedział stanowczo. - Było
uprzedzić, że nie wracasz do domu na noc. Mama odchodzi od zmysłów!
Chyba do samego hiszpańskiego króla jest się łatwiej
dodzwonić niż do ciebie!
Rozłączyłam się bez dalszych negocjacji. Wolałam uniknąć
konfrontacji zatroskanego, starszego brata z moim Alvaro. Bóg
jeden wie jak mogłoby się to skończyć.
-Dawid... - mruknęłam wsuwając telefon z powrotem do kieszeni. -
Nie wierzę, że to zrobił, ale czeka na mnie przed budynkiem...
Alvaro wybuchł śmiechem, a ja spojrzałam na niego błagalnym
wzrokiem. Nie widziałam w tej sytuacji nic śmiesznego. To był
bardzo miły wieczór, ale mój starszy brat musiał
wszystko zepsuć. Nie uwzględniłam go w swoich planach na ten
dzień, więc tym bardziej mnie to zirytowało.
Zeszłam z kolan Hiszpana, który automatycznie również
stanął na nogi. Chwyciłam w ręce swój porzucony na fotelu
płaszcz i torebkę, po czym pocałowałam chłopaka delikatnie w
usta.
-Zobaczymy się jutro. - zmusiłam się do uśmiechu.
-Jest po północy, więc...
-Dobrze, dobrze – zaśmiałam się. - Nie przeciągaj, bo mój
braciszek może się tu za chwilę zmaterializować. To do dzisiaj. -
pomachałam mu na pożegnanie i zbiegłam po schodach do wyjścia, a
im byłam niżej, tym moja wściekłość na Dawida wzrastała. W
głowie układałam sobie słowa, które wypowiem pod jego
adresem.
Wybiegłam przed budynek, a kiedy dostrzegłam Dawida stojącego przy
swoim aucie, automatycznie ruszyłam w jego stronę, chcąc obłożyć
go pięściami, mimo iż wiedziałam, że ledwo to odczuje. Nie
zdążyłam go jednak nawet dotknąć, bo chwycił moje dłonie i
zaczął się ze mnie głośno śmiać.
-Zepsułeś mi wieczór! - oburzyłam się. - Jestem dorosła
nie potrzebuję opieki starszego brata! Skąd ty do jasnej cholery
wiedziałeś gdzie jestem?
-Ja wiem wszystko – uśmiechnął się. - Nietrudno się było
domyślić, adres dostałem od Manueli i...
-Nieważne – mruknęłam, otwierając drzwi jego samochodu. -
Jedźmy już lepiej.
-Uśmiechnij się. Jutro też jest dzień.
-Do ciebie nie uśmiechnę się już nigdy w życiu! - skrzyżowałam
ręce na piersiach i zrobiłam minę obrażonego dziecka.
-Cóż... mam tylko nadzieję, że zdążyłem na czas i nie
zostanę wujkiem za dziewięć miesięcy – powiedział, ruszając
samochód z miejsca parkingowego.
Ta uwaga mocno mnie rozbawiła, nie potrafiłam stłumić uśmiechu,
który cisnął się na moją twarz.
-A jednak! - powiedział Dawid, widząc mój wyraz twarzy. -
Polak potrafi... - nieświadomie powtórzył słowa, które
rano skierowałam do Alvaro.
hue hue, jestę pierwsza!
OdpowiedzUsuńNo, przeczytane i tak to robisz, że ja chcę już szesnastkę ;D
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z wprowadzeniem Łukasza, ale szczerze mówiąc, myślałam, że między nim a Dianą będzie coś więcej, a tu proszę, ma spoko dziewczynę (którą niepotrzebnie przywiózł do Madrytu, jeżeli moje zdanie się w ogóle liczy :D). Oczywiście wszystko by nabrało kolorów, gdybyś tak jak ja wyznwała zasadę, że dziewczyna nie ściana, da się przesunąć :D Taki mały trójkącik miłosny byłby fajną dramą, bo jak na razie wszystko za dobrze się im układa ;)
No i szkoda, że Diana ma godzinę policyjną, tyle przyjemnych rzeczy mogło się wydarzyć ;>
Cieszę się, jeżeli to ja byłam tą, która Cię pogoniła do szybszego skończenia piętnastki. Musisz pisać jak najwięcej i jak najczęściej :D
Także życzę weny i serio, chcę widzieć w przyszłym tygodni już kolejny rozdział ;D
A teraz mykam do siebie, bo obiecałam ziomeczkom, że dodam swoją piąteczkę punkt 23!
Buzioooole
Co do obecności Łukasza w Madrycie mam już niecne plany, o to się nie bój :) Cztery minuty po 23, więc teraz lecę czytać twoją piątkę :D
UsuńMnie Dawid też nieźle wkurzył. Czytałam z nadzieją, że coś się wydarzy między Dianą a Alvaro, a ten im bezczelnie przerywa. ; )
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekam na nowość. ; *
Jak tu teraz ładnie! :)
OdpowiedzUsuń