20 kwietnia 2013

10. Królewski Sylwester

-WSTAWAJ DIANA! Mamy piękny, ostatni dzień roku, nie możesz go przespać! Zwłaszcza, że słyszałem, iż wybierasz się z nami na klubową imprezę z tej okazji!
-Rodriguez, zamknij się, bo jak wstanę to pozostawię ci na twarzy mój autograf – jęknęłam. - Autograf w postaci czerwonego odcisku mojej dłoni.
-To wstawaj! - klasnął w dłonie.
-Spadaj! - jęknęłam nakrywając głowę kołdrą.
Nie sądziłam, że ktoś jest w stanie obudzić mnie brutalniej niż Amelia, a tu przyjdzie taki Jese Rodriguez i mi udowodni w jak wielkim byłam błędzie.
-Rozumiem, że mojej przystojnej, hiszpańskiej twarzy nie grozi żadne niebezpieczeństwo? - spytał, odkrywając delikatnie moją przykrytą pościelą twarz.
Na końcu języka miałam pytanie o to, co on znów wyprawia w naszym domu z samego rana, ale w ostatniej chwili uświadomiłam sobie jaka byłaby odpowiedź. Jest po dwunastej, Diana.
-Wiesz... wydaje mi się, że to Manuela powinna się budzić i widzieć nad sobą twoją twarz... nie sądzisz, że...
-Nie, nie będzie zazdrosna, bo sama kazała mi cię obudzić – odparł wzruszając ramionami. - Nasi kumple na pewno się ucieszą, że się pojawisz na imprezie – zmienił temat – ale nie możesz przyjść tam w piżamie, więc lepiej wstań.
-Chwila, chwila... Klubowa impreza? - spytałam odrobinę zdezorientowana. - Myślałam, że idę z dziewczynami na zwykłą domówkę...
-Nie – zaśmiał się. - Sylwestra spędzasz z piłkarzami Realu Madryt, czyli najlepszymi i najprzystojniejszymi piłkarzami na świecie.
-Nie wątpię w to... - mruknęłam.
Z dołu usłyszałam jakiś dziecięcy głosik. Przez chwilę pomyślałam, że to Amelia, ale to niemożliwe, bo moja siostra była przecież w szpitalu...
-Mamy jakichś gości? - spytałam, przykrywając się szczelniej kołdrą, bo zrobiło mi się zimno.
-Nie, czemu?
-Bo słyszę jakiś dziecięcy głos, który do Manueli raczej nie należy...
-To Amelia? - popatrzał na mnie jak na idiotkę. - Co ty w domu jesteś i siostry nie potrafisz po głosie poznać? Nawet ja...
-Amelia wróciła ze szpitala? - nie pozwoliłam mu dokończyć. - Ty bałwanie, nie mogłeś mi powiedzieć od razu?
Wyskoczyłam z łóżka jakby mnie ktoś wystrzelił z procy i już po chwili ściskałam siostrę w ramionach. Nawet nie potrafię powiedzieć jak się cieszyłam, że już wszystko w porządku, że znów będzie spała w swoim pokoju i jadła posiłki z nami przy stole. Pół dnia byłyśmy nierozłączne, siostra opowiadała mi o tych kilku dniach w szpitalu, co wywoływało u mnie jeszcze większą radość z jej powrotu. Na pewno nie chciałabym być na jej miejscu. Dopiero Manuela około siedemnastej, siłą zaciągnęła mnie do mojego pokoju, aby zrobić mnie na bóstwo. Amelia z ulgą przyjęła ten fakt, chyba już miała mnie dość. Odwrotne uczucia co do tego miał Jese, który od razu wyparował z naszego domu, nie chcąc robić za krytyka, którego prosiłybyśmy o rady.
Wyrzuciłyśmy z szafek wszystkie ubrania, które ze sobą przywiozłam, aby Manuela mogła się im przyjrzeć swoim krytycznym okiem. Zajęło nam to około piętnastu minut, ale ostatecznie wybrała dla mnie koralową sukienkę, którą zabrałam ze sobą, właśnie na wypadek, gdyby Manueli strzeliło do głowy zabrać mnie na jakąś zabawę. Nie dałam jej dotknąć moich włosów, dlatego pozostały naturalnie pofalowane. Z makijażem też nie chciałam przesadzać, wolałam bawić się swobodnie, a nie cały czas zastanawiać się czy aby coś mi się nie rozmazało.
Przejrzałam się w lustrze. Kiecka całkowicie odkrywała jedno moje ramię. Moją talię otaczał pasek wysadzany cyrkoniami, spod którego delikatnymi falami wychodziła dalsza część sukienki, odsłaniająca moje zgrabne nogi, od połowy ud, aż do samych stóp, na które nałożyłam bladobrązowe szpilki. Z moich uszu zwisały kolczyki z kilkoma, małymi, nachodzącymi na siebie kółeczkami, a na wysokości moich piersi znajdowało się małe serduszko, przyczepione do łańcuszka okalającego moją szyję. Manuela się spisała. Podobałam się sobie i to było najważniejsze.
Po dziewiętnastej Santiago swoim samochodem zawiózł nas do klubu, w którym miała odbyć się impreza. Przed wejściem zebrał się spory tłumek. Większość osób weszła już do środka, ale wielu jeszcze na kogoś czekało. Tak jak naszych trzech kolegów i Rosita, która wysiadła z taksówki chwilę przed nami.
Wydawać by się mogło, że po wczorajszym napięciu nie było już ani śladu. Nacho i Rosita swobodnie ze sobą rozmawiali, nasza zakochana parka pokazywała światu swoją wielką miłość jak zwykle roztaczając wokół siebie szczęśliwy nastrój... Szczęśliwy nastrój, który jednak nie udzielił się mi. Cały czas odczuwałam wstyd i nie mogłam spojrzeć Alvaro w oczy.
Odetchnęłam z ulgą kiedy znaleźliśmy się w środku, tam każde z nas mogło odejść w swoją stronę. Alvaro odszedł w tylko sobie znanym kierunku, a ja... Ja zostałam porwana. Porwana do tańca przez piłkarza, którego nazwiska zapomniałam. Pamiętałam jedynie, że to Francuz. Jese na pewno nie byłby zadowolony. Przetańczyłam z nim całą piosenkę i na pewno tańczyłabym dłużej, gdyby nie jego kolega z drużyny...
-Nowa twarz! - przekrzyczał piosenkę. - Byłaś na treningu, pamiętam cię! - Jose Callejon, ja również go zapamiętałam. - Karim! Nie bądź chamem! Ja też chcę potańczyć z najpiękniejszą Polką na tej sali! - fuknął. Chyba powinien powiedzieć jedyną, ale to nieważne. Przynajmniej poznałam imię czarującego Francuza.
-Jeszcze jedna piosenka! - nalegał Karim.
-Spadaj! Tam czeka na ciebie twoja kobieta! - odepchnął go w stronę dziewczyny z burzą kędzierzawych włosów na głowie.
W takim oto nastroju, minęło mi pierwsze piętnaście minut sylwestrowej imprezy.

Alvaro stał przy stoliku popijając drinka. Wpatrywał się w tańczącą nieopodal parę. Diana i Callejon wirowali na parkiecie już trzecią z kolei piosenkę, czego Hiszpan nie mógł znieść. Chciał porozmawiać z Polką, wyjaśnić zajście sprzed kilku dni. Nie mogli się przecież unikać do końca stycznia, kiedy to Diana miała wrócić do Polski.
-Siema, młody! - powiedzieli chórem Pepe i Marcelo, którzy zjawili się obok jakby z niebytu.
-Świetna zabawa, nie? - Pepe szturchnął go w ramię.
-Zajebista... - mruknął Morata, nie odrywając wzroku od blondynki.
-Rwij ją do tańca, a nie stoisz i się gapisz! - upomniał go Portugalczyk, wyrywając mu kieliszek z drinkiem.
-Aktualnie jest zajęta.
-Jesteś kompletnym nieudacznikiem jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie – westchnął Marcelo i poklepał młodszego kolegę po ramieniu. - Ucz się od mistrza.
Brazylijczyk zbliżył się do tańczącej pary.
-Odbijam! - krzyknął, odepchnął Jose Callejona od Polki i po chwili to on wirował z nią po parkiecie.

Piłkarze dosłownie wyrywali sobie mnie z rąk. Nie sądziłam, że przez tą jednorazową wizytę na treningu, aż tak zapadnę im w pamięci. Bawiłam się świetnie. Akurat tańczyłam z Marcelo, kiedy ten chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził w nieznanym mi kierunku. Przez chwilę byłam przerażona jego zamiarem i już po chwili okazało się, że mój strach był słuszny. Spostrzegłam stojącego przy stole z jedzeniem Alvaro i od razu dotarło do mnie, iż to do niego zmierzamy.
-Zwracam ci twoją piękną partnerkę, z którą chyba musisz porozmawiać.
Ani się obejrzeliśmy, zniknął gdzieś w roztańczonym tłumie, a między mną, a Alvaro zapadło milczenie trwające co najmniej pół minuty. Wiele słów przelatywało mi przez głowę, jednak nie potrafiłam złożyć ich w jakieś mądre zdanie, które nie zniszczyłoby naszej przyjaźni. Całe szczęście to Alvaro postanowił, zacząć tą rozmowę. Trudniejszą niż by się wydawało.
-Nie chciałbym, żebyś czegokolwiek żałowała, ale ten pocałunek... nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie...
-Nie ma sprawy, Alvaro – przerwałam mu, czując jak uczucie skrępowania nagle mnie opuszcza. Domyśliłam się, że podchodzi do tego tak jak ja. - Nie powinniśmy byli tego robić, zwłaszcza, że nie wiem czy dałabym radę w związku na odległość... Uważam, że to nie powinno się już powtórzyć i przeszkadzać nam w dalszym kumplowaniu się.
-Tak – odparł odrobinę zaskoczony. - Z ust mi to wyjęłaś... Może... może napijemy się drinka, co ty na to?
Zareagowałam uśmiechem, co oczywiście było odpowiedzią twierdzącą. Chwila wytchnienia na pewno nie mogła mi zaszkodzić. Miałam dziwne wrażenie, że znów rozegrałam to źle, ale najważniejsze było to, że pozbyliśmy się tego cholernego dystansu między nami. Chyba nie zniosłabym takiego unikania się w nieskończoność, a teraz tak jak wcześniej zdania same składały się w swobodną rozmowę.
-Naucz mnie czegoś po polsku! - poprosił nagle, a ja zaśmiałam się, myśląc nad jakimś prostym zwrotem, który nie połamie mu języka. Przez głowę przeszło mi, że jeszcze nie tańczyłam z nim tego wieczora i wpadłam mi pewien pomysł.
-Hmm... to może spróbuj powiedzieć zatańczymy?
Hiszpan powtórzył to słowo, mając drobne problemy z głoską „cz”, ale jak na pierwszy raz poszło mu nieźle.
-No brawo. - klasnęłam w dłonie. - Właśnie poprosiłeś mnie do tańca...
Na twarzy Alvaro namalował się ten uroczy uśmieszek, którego brakowało mi przez te dni.
-Przyjmujesz propozycję?
-Tak ładnie poprosiłeś, prawie łamiąc sobie język... jak mogłabym ci odmówić? - spojrzałam na niego niewinnym wzrokiem, a po chwili tańczyliśmy razem wśród innych bawiących się osób.
Od tej pory byliśmy właściwie nierozłączni. Czasami tylko Alvaro oddawał mnie w ręce swoich klubowych kolegów, po czym znów wracałam do niego.
-Zostaw mnie ty niedorozwinięty idioto z mózgiem o wielkości orzeszka ziemnego! - Rosita przekrzyczała jakiegoś hiszpańskiego piosenkarza wyśpiewującego akurat słowa: daję ci moje serce, które niezbyt pasowały do zaistniałej sytuacji, a niedorozwiniętym idiotą, na którego wrzeszczała był oczywiście Nacho. Spojrzałam na elektryczny zegar, który wisiał na jednej ze ścian. Do północy pozostała jeszcze godzina, więc Fernandez miał jeszcze trochę czasu, aby ją do siebie przekonać.
-Zakochańce! Mogę was rozdzielić na chwilę? - spytał Sergio Ramos. - Piękna Polka jeszcze ze mną nie tańczyła!
-Zakochańce? - zaśmiałam się, czując rumieńce wkradające się na moje jasne policzki.
-No, a nie? Na pierwszy rzut oka widać, że trafiła w was strzała amora!
-Tylko ma wrócić cała i zdrowa! - Alvaro żartobliwie pokiwał mu palcem przed nosem.
Zanim cała i zdrowa wróciłam do Alvaro, zdążyłam zatańczyć chyba z wszystkimi piłkarzami, z którymi jeszcze nie było dane mi tańczyć. Nawet z największymi szychami, jakimi byli Iker Casillas i Cristiano Ronaldo. Któż by pomyślał, że mogę spędzić sylwestra w tak słynnym towarzystwie? Sama nawet o tym nie myślałam, czułam się świetnie w takim gronie i nikt nie dawał mi odczuć, że jestem zwykłą dziewczyną z Polski.
-Chodźcie na taras! - powiedziała Manuela, wyrywając mnie z objęć Alvaro. - Za chwilę będzie tam taki tłok, że się nie dopchamy!
Tuż obok niej stali Jese i Rosita, trzymający kieliszki, a obok nich Nacho, który ściskał w rękach butelkę szampana.
-Manuela ma rację – powiedział, Alvaro chwytając mnie za rękę i prowadząc w stronę wyjścia na taras. Zima w Hiszpanii była tak łagodna, że bez obaw mogliśmy zostawić kurtki w środku.
Każdy z nas trzymał już swój kieliszek, tylko Nacho ze względu na to, iż przypadł mu obowiązek otworzenia szampana musiał skorzystać z pomocy Alvaro. Im bliżej północy, tym większy tłok zbierał się na tarasie, ale znaleźliśmy sobie miejsce, w którym można było swobodnie oddychać. Ani się obejrzeliśmy, a zaczęło się odliczanie.
-Dziesięć, dziewięć – w tym momencie przyłączyliśmy się i my – osiem, siedem, sześć – Nacho zaczął przygotowywać szampana do otworzenia – pięć, cztery, trzy, dwa, JEDEN! - w tym momencie dźwięki wywołane przez korki, które powyskakiwały z szampanów, zostały zagłuszone przez fajerwerki, których zaczęło pojawiać się coraz więcej i więcej.
Złożyliśmy sobie życzenia i wypiliśmy szampana. Czułam, że poranna pobudka nie będzie należała do przyjemnych.
Po jakimś czasie większość ludzi zaczęła wchodzić z powrotem do środka, a na tarasie zostałam tylko z Alvaro i kilkoma innymi osobami, których nie znałam.
-Szczęśliwego nowego roku – szepnął mi do ucha i złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Uśmiechnęłam się do siebie, czując jak przyjemne dreszcze przechodzą przez moje ciało. 

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Tez chcę takiego sylwestra... Alvaro i Nacho <33 Czekam na kolejny rozdział i wszystkiego najlepszego, na urodziny! ;*

    OdpowiedzUsuń