-WSTAWAJ DIANA! Mamy piękny, ostatni dzień roku, nie możesz go
przespać! Zwłaszcza, że słyszałem, iż wybierasz się z nami na
klubową imprezę z tej okazji!
-Rodriguez, zamknij się, bo jak wstanę to pozostawię ci na twarzy
mój autograf – jęknęłam. - Autograf w postaci czerwonego
odcisku mojej dłoni.
-To wstawaj! - klasnął w dłonie.
-Spadaj! - jęknęłam nakrywając głowę kołdrą.
Nie sądziłam, że ktoś jest w stanie obudzić mnie brutalniej niż
Amelia, a tu przyjdzie taki Jese Rodriguez i mi udowodni w jak
wielkim byłam błędzie.
-Rozumiem, że mojej przystojnej, hiszpańskiej twarzy nie grozi
żadne niebezpieczeństwo? - spytał, odkrywając delikatnie moją
przykrytą pościelą twarz.
Na końcu języka miałam pytanie o to, co on znów wyprawia w
naszym domu z samego rana, ale w ostatniej chwili uświadomiłam
sobie jaka byłaby odpowiedź. Jest po dwunastej, Diana.
-Wiesz... wydaje mi się, że to Manuela powinna się budzić i
widzieć nad sobą twoją twarz... nie sądzisz, że...
-Nie, nie będzie zazdrosna, bo sama kazała mi cię obudzić –
odparł wzruszając ramionami. - Nasi kumple na pewno się ucieszą,
że się pojawisz na imprezie – zmienił temat – ale nie możesz
przyjść tam w piżamie, więc lepiej wstań.
-Chwila, chwila... Klubowa impreza? - spytałam odrobinę
zdezorientowana. - Myślałam, że idę z dziewczynami na zwykłą
domówkę...
-Nie – zaśmiał się. - Sylwestra spędzasz z piłkarzami Realu
Madryt, czyli najlepszymi i najprzystojniejszymi piłkarzami na
świecie.
-Nie wątpię w to... - mruknęłam.
Z dołu usłyszałam jakiś dziecięcy głosik. Przez chwilę
pomyślałam, że to Amelia, ale to niemożliwe, bo moja siostra była
przecież w szpitalu...
-Mamy jakichś gości? - spytałam, przykrywając się szczelniej
kołdrą, bo zrobiło mi się zimno.
-Nie, czemu?
-Bo słyszę jakiś dziecięcy głos, który do Manueli raczej
nie należy...
-To Amelia? - popatrzał na mnie jak na idiotkę. - Co ty w domu
jesteś i siostry nie potrafisz po głosie poznać? Nawet ja...
-Amelia wróciła ze szpitala? - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Ty bałwanie, nie mogłeś mi powiedzieć od razu?
Wyskoczyłam z łóżka jakby mnie ktoś wystrzelił z procy i
już po chwili ściskałam siostrę w ramionach. Nawet nie potrafię
powiedzieć jak się cieszyłam, że już wszystko w porządku, że
znów będzie spała w swoim pokoju i jadła posiłki z nami
przy stole. Pół dnia byłyśmy nierozłączne, siostra
opowiadała mi o tych kilku dniach w szpitalu, co wywoływało u mnie
jeszcze większą radość z jej powrotu. Na pewno nie chciałabym
być na jej miejscu. Dopiero Manuela około siedemnastej, siłą
zaciągnęła mnie do mojego pokoju, aby zrobić mnie na bóstwo.
Amelia z ulgą przyjęła ten fakt, chyba już miała mnie dość.
Odwrotne uczucia co do tego miał Jese, który od razu
wyparował z naszego domu, nie chcąc robić za krytyka, którego
prosiłybyśmy o rady.
Wyrzuciłyśmy z szafek wszystkie ubrania, które ze sobą
przywiozłam, aby Manuela mogła się im przyjrzeć swoim krytycznym
okiem. Zajęło nam to około piętnastu minut, ale ostatecznie
wybrała dla mnie koralową sukienkę, którą zabrałam ze
sobą, właśnie na wypadek, gdyby Manueli strzeliło do głowy
zabrać mnie na jakąś zabawę. Nie dałam jej dotknąć moich
włosów, dlatego pozostały naturalnie pofalowane. Z makijażem
też nie chciałam przesadzać, wolałam bawić się swobodnie, a nie
cały czas zastanawiać się czy aby coś mi się nie rozmazało.
Przejrzałam się w lustrze. Kiecka całkowicie odkrywała jedno moje
ramię. Moją talię otaczał pasek wysadzany cyrkoniami, spod
którego delikatnymi falami wychodziła dalsza część
sukienki, odsłaniająca moje zgrabne nogi, od połowy ud, aż do
samych stóp, na które nałożyłam bladobrązowe
szpilki. Z moich uszu zwisały kolczyki z kilkoma, małymi,
nachodzącymi na siebie kółeczkami, a na wysokości moich
piersi znajdowało się małe serduszko, przyczepione do łańcuszka
okalającego moją szyję. Manuela się spisała. Podobałam się
sobie i to było najważniejsze.
Po dziewiętnastej Santiago swoim samochodem zawiózł nas do
klubu, w którym miała odbyć się impreza. Przed wejściem
zebrał się spory tłumek. Większość osób weszła już do
środka, ale wielu jeszcze na kogoś czekało. Tak jak naszych trzech
kolegów i Rosita, która wysiadła z taksówki
chwilę przed nami.
Wydawać by się mogło, że po wczorajszym napięciu nie było już
ani śladu. Nacho i Rosita swobodnie ze sobą rozmawiali, nasza
zakochana parka pokazywała światu swoją wielką miłość jak
zwykle roztaczając wokół siebie szczęśliwy nastrój...
Szczęśliwy nastrój, który jednak nie udzielił się
mi. Cały czas odczuwałam wstyd i nie mogłam spojrzeć Alvaro w
oczy.
Odetchnęłam z ulgą kiedy znaleźliśmy się w środku, tam każde
z nas mogło odejść w swoją stronę. Alvaro odszedł w tylko sobie
znanym kierunku, a ja... Ja zostałam porwana. Porwana do tańca
przez piłkarza, którego nazwiska zapomniałam. Pamiętałam
jedynie, że to Francuz. Jese na pewno nie byłby zadowolony.
Przetańczyłam z nim całą piosenkę i na pewno tańczyłabym
dłużej, gdyby nie jego kolega z drużyny...
-Nowa twarz! - przekrzyczał piosenkę. - Byłaś na treningu,
pamiętam cię! - Jose Callejon, ja również go zapamiętałam.
- Karim! Nie bądź chamem! Ja też chcę potańczyć z
najpiękniejszą Polką na tej sali! - fuknął. Chyba powinien
powiedzieć jedyną, ale to nieważne. Przynajmniej poznałam
imię czarującego Francuza.
-Jeszcze jedna piosenka! - nalegał Karim.
-Spadaj! Tam czeka na ciebie twoja kobieta! - odepchnął go w stronę
dziewczyny z burzą kędzierzawych włosów na głowie.
W takim oto nastroju, minęło mi pierwsze piętnaście minut
sylwestrowej imprezy.
Alvaro stał przy stoliku popijając drinka. Wpatrywał się w
tańczącą nieopodal parę. Diana i Callejon wirowali na parkiecie
już trzecią z kolei piosenkę, czego Hiszpan nie mógł
znieść. Chciał porozmawiać z Polką, wyjaśnić zajście sprzed
kilku dni. Nie mogli się przecież unikać do końca stycznia, kiedy
to Diana miała wrócić do Polski.
-Siema, młody! - powiedzieli chórem Pepe i Marcelo, którzy
zjawili się obok jakby z niebytu.
-Świetna zabawa, nie? - Pepe szturchnął go w ramię.
-Zajebista... - mruknął Morata, nie odrywając wzroku od blondynki.
-Rwij ją do tańca, a nie stoisz i się gapisz! - upomniał go
Portugalczyk, wyrywając mu kieliszek z drinkiem.
-Aktualnie jest zajęta.
-Jesteś kompletnym nieudacznikiem jeśli chodzi o kontakty
damsko-męskie – westchnął Marcelo i poklepał młodszego kolegę
po ramieniu. - Ucz się od mistrza.
Brazylijczyk zbliżył się do tańczącej pary.
-Odbijam! - krzyknął, odepchnął Jose Callejona od Polki i po
chwili to on wirował z nią po parkiecie.
Piłkarze dosłownie wyrywali sobie mnie z rąk. Nie sądziłam, że
przez tą jednorazową wizytę na treningu, aż tak zapadnę im w
pamięci. Bawiłam się świetnie. Akurat tańczyłam z Marcelo,
kiedy ten chwycił mnie za nadgarstek i poprowadził w nieznanym mi
kierunku. Przez chwilę byłam przerażona jego zamiarem i już po
chwili okazało się, że mój strach był słuszny.
Spostrzegłam stojącego przy stole z jedzeniem Alvaro i od razu
dotarło do mnie, iż to do niego zmierzamy.
-Zwracam ci twoją piękną partnerkę, z którą chyba musisz
porozmawiać.
Ani się obejrzeliśmy, zniknął gdzieś w roztańczonym tłumie, a
między mną, a Alvaro zapadło milczenie trwające co najmniej pół
minuty. Wiele słów przelatywało mi przez głowę, jednak nie
potrafiłam złożyć ich w jakieś mądre zdanie, które nie
zniszczyłoby naszej przyjaźni. Całe szczęście to Alvaro
postanowił, zacząć tą rozmowę. Trudniejszą niż by się
wydawało.
-Nie chciałbym, żebyś czegokolwiek żałowała, ale ten
pocałunek... nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie...
-Nie ma sprawy, Alvaro – przerwałam mu, czując jak uczucie
skrępowania nagle mnie opuszcza. Domyśliłam się, że podchodzi do
tego tak jak ja. - Nie powinniśmy byli tego robić, zwłaszcza, że
nie wiem czy dałabym radę w związku na odległość... Uważam, że
to nie powinno się już powtórzyć i przeszkadzać nam w
dalszym kumplowaniu się.
-Tak – odparł odrobinę zaskoczony. - Z ust mi to wyjęłaś...
Może... może napijemy się drinka, co ty na to?
Zareagowałam uśmiechem, co oczywiście było odpowiedzią
twierdzącą. Chwila wytchnienia na pewno nie mogła mi zaszkodzić.
Miałam dziwne wrażenie, że znów rozegrałam to źle, ale
najważniejsze było to, że pozbyliśmy się tego cholernego
dystansu między nami. Chyba nie zniosłabym takiego unikania się w
nieskończoność, a teraz tak jak wcześniej zdania same składały
się w swobodną rozmowę.
-Naucz mnie czegoś po polsku! - poprosił nagle, a ja zaśmiałam
się, myśląc nad jakimś prostym zwrotem, który nie połamie
mu języka. Przez głowę przeszło mi, że jeszcze nie tańczyłam z
nim tego wieczora i wpadłam mi pewien pomysł.
-Hmm... to może spróbuj powiedzieć zatańczymy?
Hiszpan powtórzył to słowo, mając drobne problemy z głoską
„cz”, ale jak na pierwszy raz poszło mu nieźle.
-No brawo. - klasnęłam w dłonie. - Właśnie poprosiłeś mnie do
tańca...
Na twarzy Alvaro namalował się ten uroczy uśmieszek, którego
brakowało mi przez te dni.
-Przyjmujesz propozycję?
-Tak ładnie poprosiłeś, prawie łamiąc sobie język... jak
mogłabym ci odmówić? - spojrzałam na niego niewinnym
wzrokiem, a po chwili tańczyliśmy razem wśród innych
bawiących się osób.
Od tej pory byliśmy właściwie nierozłączni. Czasami tylko Alvaro
oddawał mnie w ręce swoich klubowych kolegów, po czym znów
wracałam do niego.
-Zostaw mnie ty niedorozwinięty idioto z mózgiem o wielkości
orzeszka ziemnego! - Rosita przekrzyczała jakiegoś hiszpańskiego
piosenkarza wyśpiewującego akurat słowa: daję ci moje serce,
które niezbyt pasowały do zaistniałej sytuacji, a
niedorozwiniętym idiotą, na którego wrzeszczała był
oczywiście Nacho. Spojrzałam na elektryczny zegar, który
wisiał na jednej ze ścian. Do północy pozostała jeszcze
godzina, więc Fernandez miał jeszcze trochę czasu, aby ją do
siebie przekonać.
-Zakochańce! Mogę was rozdzielić na chwilę? - spytał Sergio
Ramos. - Piękna Polka jeszcze ze mną nie tańczyła!
-Zakochańce? - zaśmiałam się, czując rumieńce wkradające się
na moje jasne policzki.
-No, a nie? Na pierwszy rzut oka widać, że trafiła w was strzała
amora!
-Tylko ma wrócić cała i zdrowa! - Alvaro żartobliwie
pokiwał mu palcem przed nosem.
Zanim cała i zdrowa wróciłam do Alvaro, zdążyłam
zatańczyć chyba z wszystkimi piłkarzami, z którymi jeszcze
nie było dane mi tańczyć. Nawet z największymi szychami, jakimi
byli Iker Casillas i Cristiano Ronaldo. Któż by pomyślał,
że mogę spędzić sylwestra w tak słynnym towarzystwie? Sama nawet
o tym nie myślałam, czułam się świetnie w takim gronie i nikt
nie dawał mi odczuć, że jestem zwykłą dziewczyną z Polski.
-Chodźcie na taras! - powiedziała Manuela, wyrywając mnie z objęć
Alvaro. - Za chwilę będzie tam taki tłok, że się nie dopchamy!
Tuż obok niej stali Jese i Rosita, trzymający kieliszki, a obok
nich Nacho, który ściskał w rękach butelkę szampana.
-Manuela ma rację – powiedział, Alvaro chwytając mnie za rękę
i prowadząc w stronę wyjścia na taras. Zima w Hiszpanii była tak
łagodna, że bez obaw mogliśmy zostawić kurtki w środku.
Każdy z nas trzymał już swój kieliszek, tylko Nacho ze
względu na to, iż przypadł mu obowiązek otworzenia szampana
musiał skorzystać z pomocy Alvaro. Im bliżej północy, tym
większy tłok zbierał się na tarasie, ale znaleźliśmy sobie
miejsce, w którym można było swobodnie oddychać. Ani się
obejrzeliśmy, a zaczęło się odliczanie.
-Dziesięć, dziewięć – w tym momencie przyłączyliśmy się i
my – osiem, siedem, sześć – Nacho zaczął przygotowywać
szampana do otworzenia – pięć, cztery, trzy, dwa, JEDEN! - w tym
momencie dźwięki wywołane przez korki, które powyskakiwały
z szampanów, zostały zagłuszone przez fajerwerki, których
zaczęło pojawiać się coraz więcej i więcej.
Złożyliśmy sobie życzenia i wypiliśmy szampana. Czułam, że
poranna pobudka nie będzie należała do przyjemnych.
Po jakimś czasie większość ludzi zaczęła wchodzić z powrotem
do środka, a na tarasie zostałam tylko z Alvaro i kilkoma innymi
osobami, których nie znałam.
-Szczęśliwego nowego roku – szepnął mi do ucha i złożył
delikatny pocałunek na moim policzku. Uśmiechnęłam się do
siebie, czując jak przyjemne dreszcze przechodzą przez moje ciało.
Świetny rozdział. Tez chcę takiego sylwestra... Alvaro i Nacho <33 Czekam na kolejny rozdział i wszystkiego najlepszego, na urodziny! ;*
OdpowiedzUsuń