9 lutego 2013

5. All I want for christmas is you


 Towarzystwo dziewczyn mnie męczyło, towarzystwo chłopaków nie byłoby denerwujące, gdyby nie fakt, że Nacho się na mnie uwziął, ale ten fakt był rzeczywistością, więc z nimi wcale nie czułabym się lepiej. Został mi tylko samotny spacer po okolicy, tylko tej najbliższej, żebym miała pewność, że się nie zgubię. Wędrowałam ostrożnie po chodniku, żeby nie zaliczyć kolejnej gleby. Warunki nieco się polepszyły, śnieg już nie sypał, więc chodniki także były odrobinę bezpieczniejsze. Otoczenie było bardzo ciche, tylko z oddali słychać było szum przejeżdżających aut. Musieliśmy mieszkać blisko jednej z głównych ulic. Nie mijałam zbyt wielu ludzi, czasami przejeżdżało jakieś auto, ale rzadko. Ulica przy której mieszkałam w Polsce również była cicha i spokojna, ale na pewno mniej sąsiedzka niż ta. Mój dom był jednym z niewielu na ulicy, a tutaj stał budynek przy budynku.
Rozglądałam się po sąsiedztwie, aby zapamiętać jak najwięcej i nie mieć problemów z powrotem do mojego tymczasowego miejsca zamieszkania, kiedy nagle usłyszałam jakiś rozbawiony hiszpański głos. Potrzebowałam chwili żeby zrozumieć co powiedziała zaczepiająca mnie osoba.
-Specjalnie się przesunąłem, żebyś znów na mnie nie wpadła.
-Alvaro? - zaśmiałam się. - Przepraszam, nie poznałam cię. Co tu robisz?
-Zapomniałem zostawić dla was wejściówki na jutrzejszy mecz. - pomachał mi przed oczami kilkoma papierkami.
-Dla nas? Dla mnie też? - zaśmiałam się. - Uważasz, że zasłużyłam?
Alvaro również się roześmiał.
-Przymkniemy oko na te Camp Bernabeu. - puścił mi oczko.
-Daj mi te bilety. - powiedziałam. - Właśnie wracam do domu, więc nie musisz robić sobie kłopotu.
Alvaro zamyślił się chwilę, jakby nie wiedział czy jest to dobry pomysł. Co jak co, ale nie byłam aż taką niezdarą, żeby nie donieść do domu trzech biletów.
-Jestem winny ci kawę. - przypomniał mi moje słowa.
-Daj spokój. - odparłam. - Ja tylko żartowałam, a poza tym to już chyba za późno na kawę.
-Nie ma nawet osiemnastej. - uśmiechnął się. - Niedaleko jest fajna miejscówka, możemy się tam wybrać.
Spojrzałam na niego błagalnie. Nie wiem czy kawa ze znanym piłkarzem byłaby dobrym pomysłem.
-Nie daj się prosić. - uśmiechnął się po raz kolejny i spojrzał na mnie swoimi brązowymi tęczówkami, aż w końcu mu uległam.

Miejsce, do którego mieliśmy się wybrać znajdowało się zaledwie pięć minut od ulicy, na której mieszkałam. Była to przytulna kawiarenka, w której o tej porze dnia trudno było znaleźć wolne miejsce. My mieliśmy to szczęście, że grupka młodych ludzi, którzy zajmowali stolik gdzieś w tylnej części lokalu właśnie zbierała się do wyjścia, więc mogliśmy usiąść na ich miejscach. Nie było ani chwili milczenia. Rozmawialiśmy chyba o wszystkim. O moich ocenach w szkole, o Polsce i Krakowie i oczywiście – o Realu Madryt. W końcu Alvaro poruszył temat Nacho i jego żałosnego zachowania.
-Nie bądź dla niego taka surowa. - powiedział kiedy zobaczył moją minę na samą myśl o jego koledze. - Chcesz wiedzieć dlaczego tak robi?
-Bo jest żałosnym flirciarzem. - odparłam, na co Alvaro się roześmiał.
-To co robi jest faktycznie żałosne – przyznał mi rację – ale jemu nie chodzi o to żeby koniecznie cię poderwać.
Usadowiłam się w wygodnej pozycji na fotelu, bo wyczułam, że szykuje się długa historia.
-No więc słucham. - uśmiechnęłam się.
-Nie zauważyłaś, że on ci tak słodzi tylko kiedy jest przy tym Roz?
Sięgnęłam pamięcią do poprzedniego wieczora. Roz była wtedy u siostry, a Nacho sprawiał wrażenie sympatycznego chłopaka i nawet pomyślałam, że go lubię.
-Rzeczywiście... - kiwnęłam głową. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Rosita...
-Tak, to właśnie chcę ci powiedzieć - uśmiechnął się. - Rosita mu się podoba i to nawet bardzo.
-Czy nie byłoby łatwiej jakby jej powiedział parę komplementów? - zdziwiłam się. - Dlaczego przyczepił się mnie?
Alvaro westchnął.
-Bo jest idiotą i myśli, że w taki sposób wywoła u niej zazdrość czy coś w tym stylu.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem, a potem przypomniałam sobie słowa Roz, które wypowiedziała przed dwoma godzinami. Jemu się wydaje, że jak jest piłkarzem to każda padnie przed nim na kolana. Czyli bawienie się w podrywacza raczej mu nie pomogło.
-Chyba będę musiała mu trochę pomóc...


Wyszliśmy z lokalu jako ostatni, tuż przed zamknięciem, a do domu udało mi się wrócić wyjątkowo wcześnie, bo jeszcze przed dwudziestą drugą. Alvaro odprowadził mnie pod same drzwi, ale nie wszedł do środka. Przekazał mi bilety na mecz i skierował się w stronę furtki. W salonie czekała na mnie Manuela z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
-Gdzie to się tyle było? - spytała.
-Byłam na spacerze i spotkałam Alvaro – odparłam opierając się głową o framugę - Trochę się rozgadaliśmy i tak jakoś wyszło. Dostałyśmy bilety.
-Alvaro mówisz...
-Och... proszę cię - machnęłam ręką, zaśmiałam się i odwróciłam na pięcie ruszając w stronę swojego pokoju, ale moja przyszywana siostra nie miała zamiaru mi odpuszczać i od razu usłyszałam za sobą szuranie jej kapci.
-Lubisz go! - powiedziała z zachwytem.
-Owszem lubię. - usiadłam na swoim łóżku. - To chyba nic złego?
Manuela oparła się tyłkiem o moje biurko rzucając mi kolejne podejrzliwe spojrzenie, a to już powoli mnie irytowało.
-Nie czuję żadnej potrzeby żeby ci się tłumaczyć. - powiedziałam próbując zatuszować swoją irytację uśmiechem. - Masz tu bilety i zmykaj. - podałam jej dwa kwitki, dla niej i Rosity, a trzeci odłożyłam na biurko.
Manuela uśmiechnęła się do mnie i opuściła mój pokój, a ja odetchnęłam z ulgą, że ta idiotyczna wymiana zdań dobiegła końca.


Siedziałam między Manuelą i Rositą, oglądając ostatni przed świętami mecz Realu Madryt z Malagą. Nacho i Alvaro rozpoczynali go na ławce, więc wzrokiem szukałam jedynie Cristiano Ronaldo. Szczerze mówiąc to lepszy widok miałam siedząc przed telewizorem niż oglądając mecz na żywo, ale szklany ekran nawet częściowo nie oddawał tego co działo się na stadionie. Kibice tworzyli cudowną atmosferę, w którą bardzo szybko się wczułam. Obserwowałam wzrokiem biało-czarną futbolówkę, która wędrowała od nogi do nogi piłkarzy jednej i drugiej drużyny. Podnosiłam się z miejsca za każdym razem kiedy piłka znajdowała się niebezpiecznie blisko bramki Ikera Casillasa. Piłkarze w białych koszulkach nie radzili sobie zbyt dobrze i bezbramkowy remis do przerwy był zasługą jedynie bramkarza.
Po przerwie niestety nie poprawiło się nic, a nic. Było jeszcze gorzej. Kiedy jeden z piłkarzy Malagi znalazł się sam na sam z Ikerem Casillasem zasłoniłam oczy i tylko wrzask z niebieskiego sektora poinformował mnie o tym, że padła bramka. Jeden do zera. To dałoby się jeszcze odrobić, ale piłkarze Realu sprawiali wrażenie jakby myślami byli już przy wigilijnym stole. W międzyczasie na boisku pojawił się Nacho, a kilka minut po nim Alvaro, który wzbudził we mnie nadzieję na doprowadzenie chociaż do remisu. W doliczonym czasie gry dostał świetne podanie od jednego ze swoich kolegów, oddał mocny strzał i...
-POPRZECZKA! - wrzasnął spiker, a kibice z Madrytu stracili już jakiekolwiek nadzieję na strzelenie bramki przez piłkarzy ich ukochanej drużyny.

-Odrobimy, odrobimy... Jedenaście punktów... - powtarzał nerwowo Alvaro. - Musimy odrobić... Co ze mnie za idiota! Taka okazja!
-Co by to dało? - spytałam. - Jeden punkt...
-Lepiej jeden niż nic. - odparł.
Siedzieliśmy przed wielkim stadionem Santiago Bernabeu. Pozostała czwórka pojechała samochodem Nacho do naszego domu, a ja nie lubiąc takiej ciasnoty postanowiłam pojechać autem Alvaro, ale jemu nigdzie się nie spieszyło, mi zresztą też nie.
-Chcesz siedzieć tu całą noc? - spytał.
-W sumie to nie mam nic przeciwko. Ładny ten stadion.
Alvaro wzruszył ramionami, zaśmiał się, ale po chwili znów zaczął narzekać sam na siebie, co powoli doprowadzało mnie do szału.
-Zamknij się, Morata.
-Ale...
-Nie tylko ty grałeś jak patałach, więc przestań marudzić, że to twoja wina.
Popatrzał na mnie urażony słowem „patałach”, a potem zaproponował żebyśmy w końcu wracali.

Nasz powrót do domu wyglądał tak, że zrobiliśmy sobie przejażdżkę po autostradzie. Alvaro najwidoczniej lubił pojeździć samochodem na pocieszenie. W radiu grano bardzo dużo świątecznych piosenek i akurat leciała jedna z moich ulubionych. Nie mogłam się powstrzymać przed zaśpiewaniem chodź jednego słowa.
-I don't want a lot for christmas. There is just one thing I need!
-I don't care about the presents underneath a christmas tree. - dołączył Alvaro.
-Patrz na drogę, Morata.
-I just want you for my own! - zignorował moje słowa, ale widziałam, że jest skupiony na drodze, więc się uspokoiłam i po chwili razem śpiewaliśmy piosenkę.
-Baby, all I want for christmas is you.
Tak minęła nam mniej więcej cała droga powrotna. Nie zauważyłam nawet kiedy znaleźliśmy się przy moim domu.
-Chyba zobaczymy się dopiero po świętach. - zauważył Alvaro.
-Nie wejdziesz? - spytałam zawiedziona, a on jedynie pokręcił głową. - W takim razie wesołych świąt. - uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi jego samochodu.
Wróciłam do domu. W salonie zastałam jedynie mamę z Santiago i Amelią, a Manuela czekała na mnie na górze. Pomeczowe posiedzenie widocznie dobiegło już końca, bo była sama. Na szczęście nie wypytywała o mój przedłużony powrót do domu.

3 komentarze:

  1. A mi się podoba. ; )
    Wyjaśniło się zachowanie Nacho, pomiędzy Alvaro i Dianą ewidentnie coś się dzieje. Może aktualnie tylko się lubią, ale sądzę, że to kwestia czasu aż ich uczucia nabierze na sile i przerodzi się w miłość. Mam taką nadzieję. ; )
    PS: Też mam ferie. ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no Nacho ma specyficzne metody podrywu w zyciu bym sie nie domyslila haha. i szkoda ze przegrali... ale takie sa fakty niestety. a te spiewanie puosenki bylo slodkieee *.* ja tam ostatnio jestem zadowolona ze skokow akurat xd Schlieri bije rekordy czyli jest moc hah. Dzisiaj Real vs Man u .. juz umieram...
    zapraszam do mnie na nowy rozdzial --> male-jest-wredne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się rozdział podoba i z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Serdecznie zapraszam do mnie:

    http://manutdlov.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń