12 stycznia 2013

3. How’d you think I feel when you call my name?

Witam w 2013 :)
___________________________________________

-Wstawaj! - krzyknęła Amelia, wskakując na moje łóżko. - Miałaś odproawdzić mnie do szkoły.
Otwarłam zaspane oczy próbując się zastanowić dlaczego mój pokój wygląda inaczej i co robi w nim Amelia. Po krótkiej chwili uświadomiłam sobie, że od niecałych dwudziestu czterech godzin nie ma mnie w Polsce. Byłam w pięknym Madrycie i miałam zostać jeszcze ponad miesiąc. Uśmiechnęłam się na samą myśl o wczorajszym wieczorze i o tym, że na pewno nie było to ostatnie spotkanie z przyjaciółmi Manueli.
-Wstawaj, śpiochu! - powtórzyła siostra ściągając ze mnie kołdrę. - Chyba nie chcesz żebym się spóźniła?
-Wstaję, wstaję. - uśmiechnęłam się, po czym podniosłam się z łóżka. Zrobiłam to zbyt gwałtownie, przez co rozbolała mnie głowa.
-Idź na dół, zaraz do ciebie przyjdę. - powiedziałam siadając z powrotem na łóżku.
Kiedy po chwili ból mi przezedł, zabrałam się za ogarnięcie swojego wyglądu. Wyciągnęłam z szafy czarne rurki, jasnobrązowy sweter i udałam się do łazienki, żeby się umyć i zrobić coś z włosami.
Amelka przygotowała nam śniadanie w postaci płatków i mleka. A myślałam, że jako starsza siostra będę ja zmuszona to zrobić... Podczas jedzenia nie rozmawiałyśmy za dużo, ponieważ głową byłam jeszcze w łóżku.
Ubrałam buty na koturnie, chociaż nie wiedziałam czy będzie to dobry wybór na taką pogodę. Chodniki były całkiem białe, ale chodziłam w tych butach w o wiele gorszych warunkach, więc nie zastanawiając się dłużej wyszłyśmy z domu. Zimne powietrze dobrze podziałało na moje otępienie.
-Poznałaś Alvaro? - spytała podekscytowana Amelia.
Rozbawił mnie jej entuzjazm.
-Tak poznałam. - odparłam.
-I co? Fajny? - dopytywała.
-Baaaaardzo fajny. - zrobiłam minę zakochanej fanki.
-Wiedziałam, że ci się spodoba. - podniosła dumnie głowę.
Weszłyśmy do pobliskiego sklepu, bo siostra chciała kupić sobie coś do jedzenia na te kilka godzin w szkole.
-Tylko nic nie mów po hiszpańśku. - nakazała mi. - Ja sama wszystko kupię.
W pierwszej chwili byłam zachwycona jej samodzielnością, jak to starsza siostra, ale później dotarło do mnie, że po prostu uważa mnie za totalnego nieudacznika jeśli chodzi o język hiszpański. No cóż... to nie ja mieszkałam tu od kilku lat.
Szłyśmy jakieś dwadzieścia minut, mijając jakieś blokowiska i ruchliwe ulice, aż w końcu dotarłyśmy do wielkiego budynku, którym była szkoła.
-To tutaj. - oznajmiła Amelka.
-No to powodzenia. - wyściskałam ją. - Wrócisz sama? Albo mam próbować tu trafić?
-Przyjdę sama. - odparła. - Paaa! - pomachała mi i pobiegła do grupki dzieciaków w jej wieku.
Machając siostrze, cofałam się w celu opuszczenia terenu szkoły, całkiem zapominając, że jestem na chodniku, po którym spacerują ludzie. Buty na koturnie plus zaśnieżony chodnik plus zderzenie z osobą, która wybrała się na poranne bieganie razy moja niezdarność – to nie mogło się dobrze skończyć. Wylądowałam na chodniku, a osoba, na którą wpadłam sympatycznie się zaśmiała i od razu pomogła mi wstać. Chyba tylko w Polsce usłyszałabym kilka krótkich zdań o własnej głupocie przeplatanych przekleństwami.
-Cześć Diana. - usłyszałam swoje imię.
-Ehm... cześć Alvaro. - odparłam zaskoczona, że Hiszpan w ogóle zapamiętał moje imię. - Znów jesteś ofiarą mojej niezdarności. - zaśmiałam się otrzepując spodnie i płaszcz ze śniegu.
-To ty upadłaś, nie ja. - odparł.
-Tak, ale przeszkodziłam ci w bieganiu.
Machnął ręką.
-Co tu robisz tak wcześnie? - spytał.
-Siostra nalegała żebym zaprowadziła ją do szkoły.
-I wracasz do domu?
-No tak... nie będę się tu nigdzie kręcić, bo mogłabym się zgubić. Nie pamiętam nawet za bardzo drogi, którą tu przyszłyśmy. Blondynka w Madrycie... - podsumowałam.
-Mogę cię zaprowadzić. - wzruszył ramionami.
-Poradzę sobie... biegaj dalej. Już wystarczająco dużo czasu straciłeś.
-Żaden problem. - znów machnął ręką. - I tak wracałem już do domu. Coraz więcej ludzi się schodzi i bieganie robi się niewygodne. Zresztą... widziałaś przed chwilą. - zaśmiał się.
-Przepraszam... - powiedziałam lekko zawstydzona. - Skoro to dla ciebie żaden problem... to możesz mnie odprowadzić. Przynajmniej będę czuła się pewniej.
Modliłam się żeby moje buty nie płatały mi więcej figli. Wolałam się na początek nie afiszować za bardzo ze swoją niezdarnością, zwłaszcza przy Alvaro, którego już zdążyłam polubić.
-Jak sobie radzicie w lidze? - zagadnęłam, bo trochę męczyło mnie nasze milczenie.
-Mamy trzecie miejsce i osiem punktów* straty do lidera.
-To słabo. - stwierdziłam.
-Nadrobimy! - powiedział tonem zwycięzcy. - Będziemy walczyć do ostatniej kolejki.
-Mhm... ten wasz hiszpański temperament. - zaśmiałam się. - Szkoda, że nie walczyliście od pierwszej! - powiedziałam tym samym tonem, jakim on przed chwilą informował mnie o walce do końca.
-Bardzo śmieszne. - udał obrażonego.
Bez problemu rozpoznałam ulicę, na której tymczasowo mieszkałam oraz właściwy dom.
-To ja będę już szedł. - powiedział.
-Poczekaj! - zatrzymałam go. - Muszę oddać ci przecież twoją koszulę.
-A, rzeczywiście. - zaśmiał się. - Zapomniałbym.
Weszliśmy do domu, gdzie zastaliśmy tylko mamę, która po przywitaniu się z Alvaro, uśmiechnęła się do mnie, myśląc zapewne, że mam z nim jakieś poważniejsze plany. Nic z tego. Alvaro był zbyt fajny, żeby robić z niego moją ofiarę.
Wbiegłam na górę i zabrałam koszulę, która przez noc zdążyła wyschnąć, ale niestety była bardzo pognieciona.
-Żelazkiem potrafisz się posługiwać? - spytałam. - Albo wyprasować?
Alvaro zrobił zmieszaną minę, która odpowiedziała mi na moje pytania. Znalazłam w domu żelazko i wyprasowałam jego własność.
-Nie zostaniesz dłużej? - spytałam oddając mu koszulę.
-Nie mogę. Mamusia przyjeżdża i muszę posprzątać mieszkanie. - zrobił smutną minkę.
-Ach... więc to dla mamy chciałeś się tak wystroić! - uśmiechnęłam się.
-To jej ulubiona... - zaśmiał się. - Jakbym jej powiedział, że jest brudna to zrobiłaby mi wykład dlaczego jeszcze nie powinienem mieszkać sam.
-Okej. To idź do mamusi. - uśmiechnęłam się.
Wyszłam za nim na zewnątrz, ubrana jedynie w sweterek. Pomachałam Alvaro na pożegnanie po czym skierowałam się z powrotem do domu. Jednak zanim się w nim znalazłam poczułam uderzenie śnieżki.
-To za obrażanie piłkarzy Realu Madryt, którzy cały czas są nastawieni na obronienie mistrzostwa Hiszpanii.
Uśmiechnęłam się złośliwie, gołymi rękami zgarnęłam śnieg spod moich stóp i również rzuciłam w Alvaro śnieżką.
-A to za sprowokowanie młodej Polki. - krzyknęłam. - Do zobaczenia! - pomachałam mu i weszłam do domu.
-No, no... - tuż za drzwiami natknęłam się na mamę. - Nie minęła jeszcze nawet doba...
-Proszę cię mamo. - spojrzałam na nią z politowaniem. - Spotkaliśmy się przypadkowo.... - wywróciłam oczami, wywołując jej śmiech.
Nie chciałyśmy się nudzić dlatego postanowiłyśmy się wybrać na przedświąteczne zakupy. Udałyśmy się do jednego z madryckich centrów handlowych. Kupiłyśmy prezenty dla wszystkich członków rodziny, co zajęło nam ponad dwie godziny, oprócz tego kupiłam sobie nową koszulkę i buty, które nadawały się na tutejsze warunki, żebym więcej nie lądowała na chodniku. Mama kupiła składniki potrzebne do upieczenia ciasteczek, gdyż Amelia ponoć upominała się o to od dłuższego czasu. Po długich zakupach zamówiłyśmy sobie kawę w kawiarence i powolnym krokiem zaczęłyśmy się kierować do wyjścia.

W domu mama z Amelią, która w czasie naszej nieobecności zdążyła wrócić ze szkoły wzięły się za pieczenie ciasteczek, a ja dzielnie im towarzyszyłam, mimo że nie sprawiało mi to takiej frajdy jak mojej młodszej siostrze, ale po jakimś czasie jej entuzjazm udzielił się również mi. Po długiej pracy miałyśmy dwie tace Mikołajów, bałwanów, aniołków i innych świątecznych kształtów udekorowanych czekoladą i lukrem. Kiedy zaczynałyśmy dekorować ciastka z trzeciej tacy do domu wróciła Manuela z Jese.
-Diana... - zwróciła się do mnie, po głosie rozpoznałam, że ma do mnie jakąś prośbę.
-Tak?
-Bo później wpadnie Nacho i wybieramy się na miasto. - wyjaśniła, a mi na sam dźwięk imienia ''Nacho'' odechciało się czegokolwiek. - Nie chcielibyśmy, żeby czuł się w naszym towarzystwie jakoś nieswojo, a nie mogę poprosić Rosity, przed chwilą pojechała do Getafe, bo została ciocią...
-Okej. - uległam. - Pójdę, ale jedna ''blond piękność'' – zaznaczyłam palcami cudzysłów w powietrzu. - albo innych sztuczny komplement i wracam do domu, jasne?
Manuela uśmiechnęła się.
-Wynagrodzę ci to!
Pobiegła z Jese na górę, a ja pomogłam siostrze udekorować resztę ciasteczek. Na samą myśl, że mam spędzać wieczór z Nacho, który prawdopodobnie potraktuje to jak podwójną randkę, miałam ochotę wrócić do Polski i spędzać święta z Aśką i Adrianem. Chociaż... nie. Wolałam randkę z Nacho.

4 komentarze:

  1. Ciekawe, co jeszcze wyniknie z niezdarności Diany. ; )) Czekam na wspólny wypad na miasto. ; >
    Też bym wolała randkę z Nacho. ; pp
    _______________________________
    Wellinger jest fajny, ale ja preferuję słodkiego Maćka Kota. ; ))
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, oczywiście wolę Maćka :) Nie dość, że przystojny, dobrze skacze to jeszcze jest kibicem Realu :) wspomniałam tu o Wellingerze, bo mnie pozytywnie zaskoczył i liczyłam, że w Zakopanem pokaże się z tej lepszej strony, ale się przeliczyłam, niestety...

      Usuń
  2. Ja mam swoją Schlieri-manie od kilku lat :D Sniezka za obraze Królewskich haha. Fajnie, że zaprzyjaźniła się z Alviem, no i randka z Nacho... bd sie dziać. Czekam na kolejną nocię ;d

    http://male-jest-wredne.blogspot.com ---> zapraszam na nowy rozdział ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na szóstkę na : we- must-learn-to-love.blogspot.com
    ; >>

    OdpowiedzUsuń